Do mainstreamowego jazgotu skierowanego przeciwko żelaznej zasadzie przyzwoitości, zakazującej gorszyć najmłodszych, dołączyły inne pudła rezonansowe, w tym oczywiście „The New York Times” stojący w pierwszym szeregu lewackiej wojny kulturowej.

Biada gorszycielom!

Biada gorszycielom!

Ważna jest postawa nauczycieli. Ważne jest to, aby ciało pedagogiczne miało świadomość, że ich pracodawcami są rodzice, płacący podatki na utrzymanie systemu edukacyjnego, w tym pensji nauczycielskich. Że nauczyciele są takimi samymi pracownikami jak inni, których zarobki uzależnione są od podatnika.

Na jednym z portali internetowych przeczytałem wypowiedź homoseksualisty, bardzo krytyczną wobec zapoznawania dzieci z „kulturą gejowską” i życiem seksualnym, ze szczególnym uwzględnieniem życia seksualnego osób „niebinarnych”. Człowiek ten stwierdził mniej więcej tak: nie ma żadnej kultury gejowskiej. Jest alkohol, narkotyki i seks. Nie ma tam nic, co można by zaproponować dzieciom. A jeśli koniecznie chcesz pokazać swojemu dziecku wymalowanego faceta, zaprowadź je do cyrku albo wesołego miasteczka. Od „kultury gejowskiej” trzymaj je z daleka. Jak widać, wszędzie można znaleźć rozsądnych ludzi. Ale nie o rozsądnych będzie ten artykuł, tylko o gorszycielach.

Zboczenia w kolorze i dobrej jakości

„Szkoła to nie agencja towarzyska dla LGBT” napisał na swym blogu znany publicysta Piotr Wielgucki. Autor zauważył też, jakżeż słusznie, że w dobie powszechnej seksualizacji „od reklam kisielu po reklamy pilarek spalinowych” mówienie o „edukacji seksualnej” może jedynie wzbudzać śmiech. W samej rzeczy! Należałoby ryknąć na całe gardło, gdyby nie rzeczywistość kryjąca się za tym głupkowatym sloganem o „edukowaniu” w materii, którą z łatwością opanuje każdy samouk. Ten „dział wiedzy” zdominowało środowisko ludzi zaburzonych seksualnie oraz takich, którzy uznali, że dewiacje muszą być normą, jeśli chcemy stworzyć nowego człowieka i nowy ład. Obojętnie jaki: amerykański, niemiecki czy polski. W USA już są tego widoczne skutki. Jak już niegdyś pisałem, z badań socjologicznych wynika, że w kraju, o którym mówiono, że został zbudowany „z Biblią w ręku” ok. 25 proc. młodzieży nie potrafi określić swych preferencji seksualnych.

Jest to naturalne, w tym sensie, że agresywna indoktrynacja, za pomocą której ideolodzy LGBT lasują mózgi amerykańskim nastolatkom od kilku dekad – zrobiła swoje. Nad jaźnią młodych, a właściwie jej zaburzeniem, pracuje szkoła, media i przemysł rozrywkowy. Przeprowadzone osiem lat temu, przez bank inwestycyjny Piper Jaffray, badania ujawniły, że zdecydowanym numerem jeden wśród serwisów z ofertą wideo oglądanych przez amerykańską młodzież jest Netflix. „Obecnie 37 proc. młodych ludzi za oceanem każdego dnia ogląda filmy i seriale wykorzystując do tego Netflixa”.


Serwis, o którym mowa, znany jest ze swych lewackich przesłań, oczywiście szczelnie otulonych hasłami tolerancji, obrony różnorodności i praw człowieka. Tak jak narastające z każdym dniem zło rewolucji bolszewickiej maskowały deklaracje o ziemi dla chłopów, fabrykach dla robotników, pokoju dla mas i wolności dla wszystkich narodów.

Rafał Christ, piszący na portalu Spider’s Web, poinformował, że o tym, iż Netflix jest lewacki, mówią badania, które zlecił… Netflix. Serwis chcąc sprawdzić, czy jego przesłanie jest w wystarczającym stopniu postępowe, zaangażował firmę, mającą odpowiedzieć na to pytanie. Analitycy przeanalizowali ponad 300 filmów i seriali, sprawdzając m.in. w ilu z nich na pierwszym planie pojawiają się kobiety, osoby o innym niż biały kolorze skóry czy postacie „nieheteronormatywne”.


„W zeszłym roku jako jedna z pierwszych korporacji [serwis Netflix wyraził] swoje wsparcie dla ruchu Black Lives Matter po śmierci George’a Floyda. […] każdy, kto korzysta z serwisu wie, jak to wygląda w jego originalsach. Częstymi protagonistami są kobiety, nie brakuje w nich bohaterów należących do mniejszości etnicznych, ani wątków LGBT”.


Inny autor, aktywny w Spider’s Web Tomasz Gardziński, pisze już wprost o tym, że: „Netflix w ostatnich latach coraz chętniej pokazuje w swoich serialach bohaterów o innej orientacji niż heteroseksualna. Część użytkowników uważa to jednak za działanie na siłę lub nawet «homopropagandę». Firma nie ma jednak zamiaru rezygnować ze wspierania społeczności LGBT+, czego dała pokaz na swoich mediach społecznościowych”.

Wychodzi na to, że zakochana w Netflixie młodzież nadal będzie ostro indoktrynowana kolorowymi i bardzo dobrej jakości obrazami mocno udziwnionego świata, a procent „niezdecydowanych” co do własnej płci poszybuje jeszcze wyżej.

Floryda stawia opór najpodlejszym z podłych

8 marca zdominowany przez republikanów Senat Florydy (na 40 członków – 25 to republikanie, a 15 – demokraci, czyli zwolennicy propagowania dewiacji seksualnych wśród najmłodszych) uchwalił ustawę zakazującą nauczania na temat orientacji seksualnej i tożsamości płciowej dzieci w przedszkolu oraz w szkołach do trzeciej klasy, odrzucając falę krytyki ze strony demokratów, że ustawa marginalizuje osoby LGBTQ. Przegłosowany dokument, nazwany przez przeciwników „Don’t Say Gay”, trafia teraz na biurko republikańskiego gubernatora Rona DeSantisa, który ma ustawę podpisać. „Od samego początku ustawa znalazła się w ogniu krytyki zwolenników ideologii LGBTQ, studentów, demokratów, Białego Domu i przemysłu rozrywkowego” informowała tego samego dnia mainstreamowa Associated Press. Również jak pederaści i lewacy oburzona, niczym pani Dulska na służącą Hankę. Zwolennicy słownego molestowania seksualnego najmłodszych oskarżyli republikanów z Florydy o to, że wszczęli… wojnę kulturową. Grozy sytuacji, według Associated Press, dodaje fakt, że gubernator stanu Floryda Ron DeSantis ma coraz większe szanse, aby z ramienia Partii Republikańskiej stać się kandydatem na prezydenta w 2024 r.

Do mainstreamowego jazgotu skierowanego przeciwko żelaznej zasadzie przyzwoitości, zakazującej gorszyć najmłodszych, dołączyły inne pudła rezonansowe, w tym oczywiście „The New York Times” stojący w pierwszym szeregu lewackiej wojny kulturowej. I mający na tyle duże wpływy i możliwości prania mózgów, że mimo swej postawy otwarcie zaangażowanej w sprawy „postępu” nadal w pewnych kręgach uchodzi za bezstronny.


Istotę przekazu tekstu stałej publicystki tej gazety, Kary Swisher, „Prawodawcy z Florydy przenoszą homofobię na biurko DeSantisa”, w sposób prześmiewczy, ale trafny, oddał Declan Leary na portalu The American Conservative. „Ustawodawca stanu Floryda uchwalił prawo inspirowane zwykłą nienawiścią, wyraźnie wymierzoną w LGBTQIA+ z Florydy (szczególnie w młodzież) i pragnące wykluczyć tę grupę ze społeczeństwa. Z pewnością ustawa doprowadzi do fali okrutnej przemocy wobec mniejszości. Geje, kobiety, dzieci itd. zostaną zepchnięci do podziemia, zmuszeni do prowadzenia swoich spraw w tajemnicy w obawie o swoje bezpieczeństwo i zemstę państwa”. Tak właśnie brzmi lewicowa propaganda, przyjazna pederastom i ich zboczonym planom „marszu przez przedszkola i szkoły”.

Uchwalone prawo nosi nazwę „Ustawa o prawach rodzicielskich w edukacji”. I o to w nim dokładnie chodzi; o prawo matki i ojca do wychowywania własnego potomstwa, zgodnie z wyznawanymi przez siebie wartościami. A nie z tymi, które lansuje wymalowany kobiecymi kosmetykami zaburzony pajac, redaktor NYT lub Netflixa. Ustawę wprowadza się w czasach, w których zwyczaj, dobre praktyki i przyzwoitość zaczęły być traktowane jako balast, brzemię utrudniające bieg do nowej rzeczywistości. Dotychczasowe, niekwestionowane przez normalnego człowieka, wartości są naruszane raz po raz przez lewicę obłąkaną na punkcie narządów płciowych i rasy. Jeszcze do niedawna nikt nie pomyślałby, że oczywista sprawa, jaką jest nadrzędność roli rodzica nad rolą państwa w wychowaniu dziecka, może przestać być oczywista. Ale tak się, niestety, stało. Stąd potrzebna jest regulacja prawna tego, co do niedawna porządkował zdrowy rozsądek.


Republikański reprezentant Joe Harding, stojący za projektem wzmacniającym prawa rodziców do wychowywania własnego dziecka, oraz inni ustawodawcy republikańscy na Florydzie argumentowali, że rodzice, jeśli chcą, powinni sami poruszać te tematy ze swoimi dziećmi w domu, a nie wychowawcy w klasie. Harding i jego zwolennicy nie chcą cenzurować tego, o czym się mówi w szkole. Jednak czym innym jest spontaniczna wymiana zdań na temat orientacji seksualnej i tożsamości płciowej, a zupełnie czym innym „uczenie się” o tych kwestiach w ramach oficjalnie utworzonego przedmiotu.


„Wiem, jak ważne jest wzmacnianie roli rodziców w edukowaniu dzieci, zwłaszcza w tego typu intymnych sprawach. Chcę, aby rodzice na Florydzie mieli pełne prawo do wyłączności w uświadamianiu swojego potomstwa” – powiedział senator Dennis Baxley, republikanin, który wniósł ustawę do Senatu. „Są twoimi dziećmi i trudno jest ustalić, jaki wpływ będzie na nie wywierał ten rodzaj edukacji, jakie decyzje będą podejmowane w tej kwestii i jak to wszystko wyjdzie w praktyce”.

Wycie w psiarni

Jednak publicystka NYT ma inne zdanie, stwierdza Declan Leary. Nazwa ustawy to zwykły „cynizm”, zaciemnianie prawdziwych intencji i motywacji proponowanego prawa. Lewacka gazeta ostrzega też, że nie powinniśmy też dać się oszukiwać tym, którzy mówią o nieszkodliwości ustawy, mimo że składa się ona głównie z wymagań dotyczących „powiadomienia rodzica o zdrowiu psychicznym, emocjonalnym lub fizycznym lub dobrym samopoczuciu ucznia”, z zastrzeżeniem, że „personel szkolny [może] nie ujawniać takich informacji rodzicowi, jeśli rozsądna osoba uzna, że ujawnienie doprowadziłoby do nadużycia, porzucenia lub zaniedbania”.



Rafał Christ piszący na portalu Spider’s Web, poinformował, że o tym, iż Netflix jest lewacki, mówią badania, które zlecił… Netflix. Serwis chcąc sprawdzić, czy jego przesłanie jest w wystarczającym stopniu postępowe, zaangażował firmę, mającą odpowiedzieć na to pytanie.


Jak widać ta „faszystowska”, według lewaków, ustawa ma luki. Bo co, jeśli „rozsądną osobą” okaże się, według administracji szkoły, nauczyciel-zboczeniec lub „edukator” seksualny, uważający, że nie należy ujawniać rodzicom, iż uczeń, któremu sprali mózg, ma teraz kłopoty z wyborem płci lub orientacji seksualnej, bo mogłoby to „doprowadzić do nadużycia, porzucenia lub zaniedbania” dziecka ze strony rodziców lub prawnych opiekunów?


Zapis ustawy, który najbardziej rozwścieczył aktywistów lewackich, dewotów nowego, świeckiego stylu brzmi: „Nauczanie w klasie przez personel szkoły lub osoby trzecie na temat orientacji seksualnej lub tożsamości płciowej nie może odbywać się w przedszkolu i szkole do klasy trzeciej lub w sposób, który nie jest odpowiedni dla wieku albo dla stopnia rozwoju emocjonalnego uczniów zgodnie ze standardami stanowymi”.


Lewactwo, takie jak to zebrane w redakcji NYT, widzi w zapisie „niejasny, ale groźny język”. Posługiwanie się nim (a nie, na ten przykład, językiem poprawności politycznej) doprowadzi do „zamrożenia każdej wzmianki o życiu LGBTQ+”. Oczywiście można by zastanowić się, po co kilkuletnim dzieciom „wzmianki o życiu LGBTQ+”, ale namysł ten uznany by zapewne został za faszystowski. A może nawet lewica wzięłaby go za „wymowne milczenie” nawołujące do budowania obozów koncentracyjnych dla pederastów? W każdym razie inkryminowany przez krytyków zapis „wymazuje” dewiantów ze społeczeństwa – sądzą ludzie, dla których dobrostan grupy zaburzonych ważniejszy jest od prawidłowego emocjonalnego i intelektualnego rozwoju dziecka.


Zwolennicy słownego molestowania seksualnego najmłodszych oskarżyli republikanów z Florydy o to, że wszczęli… wojnę kulturową. Gubernator stanu Floryda Ron DeSantis ma coraz większe szanse, aby z ramienia Partii Republikańskiej stać się kandydatem na prezydenta w 2024 r.


„Ustawa ta, od momentu jej wprowadzenia, byłaby wykorzystywana jako narzędzie do marginalizowania i atakowania osób LGTBQ” – powiedział deputowany Carlos G. Smith, demokrata, który sam jest homoseksualistą, dodając, że nowo uchwalone prawo stanu Floryda „wysyła straszliwą wiadomość do naszej młodzieży, że coś jest nie tak z osobami LGBTQ, że jest w nas coś tak niebezpiecznego lub niewłaściwego, że należy z nami walczyć i cenzurować w klasie”.


Biały Dom – dla którego gubernator DeSantis jest bardzo groźnym przeciwnikiem o stale rosnącej popularności wśród Amerykanów, między innymi ze względu na kontestowanie medialnego i politycznego mainstreamu, co udowodnił niedawno przeciwstawiając się obłędowi obostrzeń kowidowych – od dawna krytykował pomysł skonkretyzowany obecnie w ustawie. A prezydent Joe Biden, lewicowy demokrata kierowany przez jeszcze bardziej radykalnych demokratów, nazwał projekt ustawy „nienawistnym”.


Dzień po przyjęciu nowego prawa przez senatorów stanu Floryda amerykański sekretarz edukacji Miguel Cardona (odpowiednik ministra edukacji Czarnka) wydał oświadczenie, w którym grzmiał: „przywódcy na Florydzie traktują priorytetowo nienawistne porachunki, które ranią niektórych najbardziej potrzebujących studentów”. Czyli działają odwrotnie niż niegdysiejszy minister Gowin, głoszący, że „położy się Rejtanem, jeżeli ktoś będzie próbował ograniczać wolność słowa zwolennikom ideologii gender”. Po Gowinie wprawdzie nie ma już śladu w rządzie „dobrej zmiany”, ale smród pozostał. I nadal ma wpływ na politykę względem wykroczeńców.


„Szkoła to nie agencja towarzyska dla LGBT” napisał na swym blogu znany publicysta Piotr Wielgucki. Autor zauważył też, jakżeż słusznie, że w dobie powszechnej seksualizacji „od reklam kisielu po reklamy pilarek spalinowych” mówienie o „edukacji seksualnej” może jedynie wzbudzać śmiech.


Wróćmy do amerykańskiego odpowiednika polskiego ministra edukacji. Miguel Cardona ostrzegł, że ludzie z Florydy przedkładający dobro dziecka nad dobro zboczeńca mogą dostać mocno po kieszeni: „Departament Edukacji jasno stwierdził, że wszystkie szkoły otrzymujące fundusze federalne muszą przestrzegać federalnych praw obywatelskich, w tym ochrony przed dyskryminacją ze względu na orientację seksualną i tożsamość płciową”. Cardon dodał, że administracja waszyngtońska „Wspiera naszych uczniów LGBTQ+ na Florydzie i w całym kraju i wzywa liderów z Florydy, aby upewnili się, że wszyscy ich uczniowie są chronieni i otoczeni opieką”.

Dlaczego lewica wspiera uwodzenie dzieci?

Rozważając tego typu sprawy, należy zawsze pamiętać o tym, że jazgot jaki rozlega się w środowiskach LGBT oraz wspierających ich grup aktywistów lewicowych, byłby niesłyszalny ze względu na niewielką liczbę osób żywotnie zainteresowanych tym, aby bezczelni gorszyciele szaleli wśród maluchów i młodzieży. Aby swoje mętne i bardzo szkodliwe dla zdrowia psychicznego oraz rozwoju emocjonalnego i intelektualnego idee pompowali niczym gaz do komory gazowej w przedszkolach i szkołach. Jednak ich cienkie – par excellence, nierzadko – głosy podłączane są do potężnych wzmacniaczy i megafonów – mainstreamowych mediów. Tak tradycyjnych, jak cyfrowych. Innymi słowy, nie zapominajmy nigdy, że homoseksualizm, w męskim czy żeńskim wydaniu, to kwestia marginalna, mało istotna z punktu widzenia interesów i problemów społecznych, ale medialnie rozbuchana – niczym bańka mydlana, nomen omen tęczowa. Dla lewicy jest narzędziem do wprowadzania nowego ładu. Nowego komunizmu.


Republikański reprezentant Joe Harding, stojący za projektem wzmacniającym prawa rodziców do wychowywania własnego dziecka, oraz inni ustawodawcy republikańscy na Florydzie argumentowali, że rodzice, jeśli chcą, powinni sami poruszać te tematy ze swoimi dziećmi w domu, a nie wychowawcy w klasie.


Zwraca nam na to uwagę Brandon Smith, dziennikarz i publicysta, na portalu Alt-Market.us. Ustawa stanu Floryda jest, w gruncie rzeczy, ustawą wymierzoną przeciw groomingowi. Czym jest owo zjawisko? „Grooming to czynność pedofila polegająca na przygotowaniu dziecka do spotkania, zwłaszcza za pośrednictwem czatu internetowego, z zamiarem popełnienia przestępstwa seksualnego”. Bo owe „spotkania z kulturą gejowską” tym, w gruncie rzeczy, są – nękaniem w celu uwiedzenia, ale nie za pośrednictwem Internetu, tylko placówek edukacyjnych.


„Dlaczego ktoś miałby być rozwścieczony prawem, które zabrania nauczycielom narażania dzieci na indoktrynację seksualną i wymaga, aby rodzice byli na bieżąco z lekcjami w klasie? To jest oczywiste; niezadowoleni z takiego prawa mogą być tylko szaleńcy, ludzie którym podoba się pomysł groomingowania dzieci i nie chcą, aby w jakikolwiek sposób ingerowano w ten proces”.


Autor Alt-Market.us widzi omawiany problem w szerszym kontekście. Grooming, jak już było zasygnalizowane, można również rozumieć jako uwodzenie. Ale w uwodzeniu nie chodzi tylko o seks. „Jednym z najbardziej rozpowszechnionych nowotworów w naszym społeczeństwie jest komunizm oparty na sprawiedliwości społecznej. Pod każdym względem ideologia ta bazuje na kłamstwach i dezinformacji, ale to oszustwo jest jedynie narzędziem do osiągnięcia ostatecznego celu – reedukacji lub prania mózgów przyszłych pokoleń”.


Amerykański sekretarz edukacji Miguel Cardona (oczywiście lewak) wydał oświadczenie, w którym grzmiał: „przywódcy na Florydzie traktują priorytetowo nienawistne porachunki, które ranią niektórych najbardziej potrzebujących studentów”.



Lewicowcy często używają określenia „wspólnota”, ale „wspólnota” to struktura dobrowolna. Natomiast jeśli wojownicy sprawiedliwości społecznej (social justice warrior – SJW) mówią, że chcą „wspólnoty”, tak naprawdę mają na myśli to, że chcą kolektywizmu, a kolektywizm z definicji nie jest dobrowolny, ale wymuszony przez przemoc, przymus lub propagandę. „Dlatego lewicowcy jak rekiny wdarli się do systemu szkół publicznych, aby polować na najłatwiejsze cele w oceanie; Twoje dziecko”.


Brandon Smith nie uważa, słusznie, że wszyscy pederaści są pedofilami. Sądzi jednak, że wszyscy SJW są groomerami (w znaczeniu uwodzicielami) i to jest główny problem.

Wojownicy sprawiedliwości społecznej uwodzili w subtelny sposób od wielu lat, ale w ciągu ostatnich pięciu lat ich metody stają się coraz bardziej otwarte i coraz bardziej nieprzyzwoite. Uwodzenie dzieci w dzisiejszych szkołach publicznych to nie tylko obsesyjna seksualizacja, ale także ideologiczne formowanie i lansowanie różnorodnych subkultur. W tym „kultury gejowskiej”. Kiedy lewicowcy odnoszą się do ustawy Florida Bill 1557, i nazywają ją „Don’t Say Gay”, nie ma to nic wspólnego z podstawowym pojęciem homoseksualizmu, chodzi o polityczną broń homoseksualizmu i transseksualizmu (między innymi). Chodzi o wykorzystywanie orientacji seksualnej do propagandy skierowanej do dzieci i tworzenia nowych małych żołnierzy komunistycznej sprawiedliwości społecznej.

„Tak jak wielokrotnie mówiłem w przeszłości, jeśli chodzi o popkulturę i filmy, istnienie gejów czy «różnorodności» nie jest problemem, to komunizm jest problemem. Nie chcemy, aby wasz komunizm zarażał naszą rozrywkę, a na pewno nie chcemy tego dla naszych dzieci. Nie chcemy tego, niezależnie od faktu, że nie ma żadnej nauki, która wspierałaby koncepcje płynności płci, zwykle omawiane na zajęciach z wychowania seksualnego”.


I jeszcze jedno. W tym wszystkim ważna jest postawa nauczycieli. Ważne jest to, aby ciało pedagogiczne miało świadomość, że ich pracodawcami są rodzice, płacący podatki na utrzymanie systemu edukacyjnego, w tym pensji nauczycielskich. Że nauczyciele są takimi samymi pracownikami jak inni, których zarobki uzależnione są od podatnika. Mają służyć płatnikowi podatków, a nie dyrektorom, kuratorom czy wojownikom sprawiedliwości społecznej.


„Gloryfikowanie i uwielbienie nauczycieli jest nie na miejscu i jest całkowicie przesadzone. W pewnym momencie w szczególności lewicowcy uznali, że nauczyciele są emisariuszami ładu moralnego i sprawiedliwości, a ich pracę należy traktować jako świętość. To bzdura”, pisze autor Alt-Market.us.


I tylko dlatego zawód ten jest obecnie tak chwalony przez lewicę. Nie za profesjonalizm, tylko za użyteczność w walce o rząd dusz. Lewacy postrzegają klasę jako coś więcej niż tylko miejsce edukacji. Postrzegają ją jako miejsce do przeprowadzania skutecznej inżynierii społecznej. A grooming jest jednym z jej przejawów.