Jak Szanowny Czytelnik zapewne wie, w kilku krajach odchodzi się od kowidowego szaleństwa. Restrykcje sanitarne i polityczne są zmniejszane, a nawet rezygnuje się z nich, oświadczając, że kowid traktowany będzie jak grypa sezonowa. Ostatnio taką deklarację złożył rząd Danii. U nas dzieje się odwrotnie. Zamordyzm ma tendencje wzrostowe, tzw. zła energia nadal wydziela się ze sfer rządowych niczym para z kompostu w mroźny, zimowy poranek. Ale na świecie zaczynają pojawiać się pierwsze jaskółki. Czy wróżą wiosnę?
Kult śmierci odchodzi?
„Upadek kultu śmierci rzadko się zdarza. Będzie zawodzenie i zgrzytanie zębami, niespójne fanatyczne bełkotanie, masowe kasowanie wstydliwych tweetów. Nastanie istne tsunami desperackiej racjonalizacji, mozolnego zaprzeczania, bezwstydnego przerzucania winy i innych form chronienia tyłków przez byłych członków kultu kowidiańskiego”, pisze publicysta CJ Hopkins na portalu Off-Guardian.
Pandemiczna narracja zaczyna się rozpadać, choć powiedzmy to sobie szczerze, od początku z jej koherentnością nie było najlepiej, mimo że w budowanie spójności przekazu zaangażowali się nie lada fachowcy od prania ludziom mózgów. Niektóre fragmenty propagadowe są demontowane lub poprawiane na naszych oczach. O tym, że statystyki „zgonów kowidowych” i „hospitalizacji” są sztucznie zawyżone i całkowicie niewiarygodne (jakie były od samego początku) przyznaje coraz więcej „ekspertów” i przedstawicieli władz. Ostatnio zrobiła to nawet CNN, mówiąc, że statystyki zgonów kowidowych należałoby zmniejszyć co najmniej o 40%. Jak wiemy, ta ogólnoamerykańska stacja telewizyjna do tej pory nikomu nie dawała się wyprzedzić w nakręcaniu paniki, niczym u nas „Gazeta Wyborcza” Adama Michnika, imperium medialne Sakiewicza z „GaPola” i drugie imperium braci Karnowskich z „Sieci”. Jednak najwyraźniej nastąpił nowy etap, a czujni niczym psy gończe dziennikarze CNN wyczuli nosem wiatr przemian.
Amerykańskie media coraz śmielej mówią o tym, że cudowne szczepionki nie działają
Katie Camero już pod koniec września 2021 r. pisała na portalu Miami Herald, o tym, że mediom społecznościowym nie umknęła zmiana definicji „szczepienia” i „szczepionki”, jakiej dokonało CDC (Centrum Kontroli i Prewencji Chorób, czyli amerykański odpowiednik naszego sanepidu). Przed zmianą definicja „szczepienia” brzmiała: „akt wprowadzania szczepionki do organizmu w celu wytworzenia odporności na określoną chorobę”. Teraz słowo „odporność” zostało zmienione na „ochrona”. Termin „szczepionka” również przeszedł metamorfozę. Definicja CDC zmieniła ją z „produktu, który stymuluje układ odpornościowy człowieka do wytworzenia odporności na określoną chorobę” na obecną: „preparat stosowany do stymulowania odpowiedzi immunologicznej organizmu przeciwko chorobom”. Niektórzy spekulują, że niezapowiedziane zmiany były próbą ukrycia przez CDC faktu, że szczepionki na COVID-19 nie są w 100% skuteczne w zapobieganiu zakażenia koronawirusem. Republikanin Thomas Massie z Kentucky, członek Izby Reprezentantów Stanów Zjednoczonych, stwierdził w popularnym twittcie, że CDC „przekształciło się w Ministerstwo Prawdy”. Rzecznik CDC odpowiedział na to stwierdzeniem, że „niewielkie zmiany dokonane w sformułowaniach […] nie wpłynęły na ogólną definicję”.
Nie jest dla nikogo tajemnicą, że o 100% skuteczności „szczepionki” mówili również nasi „eksperci” (zaszczepiony nie będzie zarażał, bo nie będzie zarażony). Twierdzili też, że po przyjęciu szczepionki zmniejszy się liczba zakażeń i uda się zwalczyć zarazę. Znajdziemy się na „ostatniej prostej” do mety, czyli końca pandemii. Jak wiemy nic z tych rzeczy nie było prawdą. Wyszczepione pod korek państwa notują nie spadek, ale wzrost zakażeń. Rośnie liczba ciężkich przypadków i zgonów wśród biorców preparatu eksperymentalnego noszącego mylącą nazwę szczepionki. Końca zakazów i obostrzeń nie widać. Nasi „specjaliści” nie potrafią nawet oryginalnie kłamać, tylko zrzynają wszystko od Amerykanów. Szkoda, że nie skopiują i nie przeniosą na nasz grunt anglosaskiego systemu szkolnictwa wyższego. Może wtedy nasze dwie najlepsze uczelnie nie plasowałyby się w piątej setce rankingu szanghajskiego uczelni wyższych, tylko nieco wyżej.
Strona Independent, brytyjskiego dziennika o charakterze lewicowym, poinformowała w połowie stycznia, że David Frost nazwał lockdown „poważnym błędem”, wzmacniając w ten sposób krytykę nękanego Borisa Johnsona, który walczy o pozostanie na stanowisku. Były minister ds. Brexitu – który zrezygnował w zeszłym miesiącu – powiedział, że było zbyt mało głosów „rzucających wyzwanie epidemiologom”, nazywając noszenie masek i przepustki Covid „rzeczami, które nie działają”.
Notabene noszenie masek było również nieskuteczne w czasie, gdy szalała hiszpanka po I wojnie światowej. Wbrew kłamstwom medialnym, które wmawiały nam, że noszenie namordników w czasie pandemii grypy w 1918 r. uratowało wiele istnień, fakty były inne. Udowadniał to w pracy „The Great Influenza: The Story of the Deadliest Plague in History” John M. Barry. „Maski noszone przez miliony były bezużyteczne i nie mogły zapobiec grypie” – napisał Barry w swej pracy wydanej prawie dekadę temu. Wtedy najwyraźniej nie było jeszcze zapotrzebowania na „nową prawdę” Nowego Ładu, według której maski działają, dystans działa, lockdown działa. Nie działa jedynie służba zdrowia, ale kto by się tym martwił. Nadmiarową liczbę zgonów podciągnie się pod kowid. Pod „straszną pandemię”, która pochłonęła tyle ofiar.
„Chciałbym, aby rząd wykluczył blokady na przyszłość, uchylił przepisy, zakończył je. Nie stać nas na to, to nie działa” – powiedział David Frost podcastowi Daily Telegraph. „Przestańmy robić kowidowy teatr – paszporty szczepionkowe, maski, to rzeczy, które nie działają – i skupmy się na rzeczach, które działają. Rzeczy takie jak wentylacja, leki przeciwwirusowe, odpowiednia pojemność szpitala – na tym musimy się skoncentrować”. Coraz więcej państw zdaje się uważać podobnie. A niektóre z nich ośmielają się podążać ścieżką rozsądku, czyli robić to, co od samego początku tej niebywałej hucpy robi Szwecja. I do czego namawiało wielu medyków, za co ciągano ich po sądach lekarskich.
Punkt krytyczny osiągnięty?
Publicysta Off-Guardian zauważa: „Wojna psychologiczna o nazwie «Apokaliptyczna Pandemia» zaczyna przekraczać swoją datę ważności. Po prawie dwóch latach masowej histerii wywołanej wirusem, który powoduje łagodne do umiarkowanych objawy przeziębienia lub grypopodobne (albo nie powoduje żadnych objawów) u około 95% zarażonych, a ogólna śmiertelność infekcji wynosi około 0,1% do 0,5%, nerwy ludzi znajdują się w strzępach”. Po wzmożeniu przychodzi apatia. Wyczerpanie. Dotyczy to nawet ludzi mocno zaangażowanych w szerzenie kultu kowidiańskiego. Następuje fala apostazji, porzucania wiary w idola o nazwie COVID-19.
Dane Swiss Policy Research mówią, że do końca marca 2021 r. zmarło blisko 3 mln ludzi, u których „wykryto” bardzo problematycznymi testami PCR patogen SARS-COV-2. Przy blisko 8 miliardach mieszkańców ziemi i przy globalnym wskaźniku infekcji wynoszącym od 10% do 30%, daje to średnią globalną śmiertelność (IFR) od 0,1% do 0,35%. Dla porównania, pandemia grypy z 1918 r. przyniosła globalną śmiertelność wynoszącą około 2,3% (40 milionów zgonów na 1,8 miliarda ludzi).
Klaus Schwab powiedział swego czasu: „pandemia to rzadkie i wąskie okno okazji do refleksji, ponownego wyobrażenia i zresetowania naszego świata”. Off-Guardian zauważa, że wprawdzie to okno, czyli zarządzanie trwogą kowidową, wywołaną sztucznie przez macherów, zdaje się zamykać, ale, ku rozczarowaniu globalistów typu Schwab, „kryzys pandemiczny” nie doprowadził do „przeobrażenia” świata i jego „zresetowania”. „Najwyraźniej globalni kapitaliści (GloboCap) nie docenili potencjalnego oporu wobec wielkiego resetu i nie wzięli pod uwagę, że trzeba jednak więcej czasu potrzebnego na zmiażdżenie oporu ludzi”.
Protesty społeczne narastają na całym świecie, mimo że informacje na ich temat są banowane w mediach społecznościowych, a w mainstreamowych prawie w ogóle się nie pojawiają. A jeśli już, to opatrzone odpowiednim, zmanipulowanym, komentarzem. My, starsi odbiorcy tych wieści przenikniętych kłamstwem lub półprawdami znów możemy się poczuć jak w czasach minionych. Kiedy alternatywą dla kłamstw Dziennika Telewizyjnego były łgarstwa Polskiego Radia. Przeciwko narastającemu oporowi rządzący nami tyranii (ci globalni i ci lokalni) zrobić mogą niewiele. Jedyne, co może powstrzymać opór, to działania jawnie totalitarne lub straszenie takimi działaniami, jak w przypadku „dobrej zmiany” i jej nowych sanitarystycznych pomysłów. Jednak zastosowanie takich metod oznaczałoby samobójstwo. Dlaczego?
CJ Hopkins zwraca uwagę na to, że totalitaryzm nowej normalności nie może przedstawiać się jako totalitaryzm czy nawet autorytaryzm. Nie może przyznać się do swojej politycznej natury. „Aby istnieć, nie może istnieć”, ujmuje skrótowo aspekt sprawy publicysta Off-Guardian. Mówiąc prościej – aby móc działać na sposób totalitarny, musi ukryć istotę totalitaryzmu – przemoc użytą w celu ujednolicenia i podporządkowana społeczeństwa. Stąd totalitaryzm Nowego Ładu „jawi się nam jako zasadniczo dobroczynna odpowiedź na «globalny kryzys zdrowotny»”.
Czy wobec, topniejącej niczym sól w ukropie, wiary w pandemię globalni bandyci stworzą pandemię rzeczywistą? Wyhodują (a może już wyhodowali) patogeny niosące śmierć w skali światowej? I rozniosą je po całym globie, sprawiając, że ludzie zaczną „masowo umierać” nie na ekranach telewizorów, ale w realu? Trupy ścielić się będą nie przed kamerami, ale na ulicach? „Chodzi o to, że jeśli zamierzasz w pewnym momencie utrzymać masy w bezmyślnym szaleństwie przyprawiającym o zawrót głowy z powodu «apokaliptycznej globalnej pandemii», musisz w pewnym momencie stworzyć rzeczywistą apokaliptyczną globalną pandemię. Fałszywe statystyki i propaganda poniosą cię przez jakiś czas, ale w końcu ludzie będą musieli doświadczyć czegoś co najmniej przypominającego rzeczywistą niszczycielską ogólnoświatową plagę, w rzeczywistości, nie tylko na swoich telefonach i telewizorach”.
Czy barany rykną?
Globaliści w swej niebotycznej pysze i pewności siebie zaszli tak daleko, że zaczęli narażać się nawet wiernym wyznawcom kultu kowida i uniżonym sługom lokalnych satrapów zwanych „rządami narodowymi”, ulegle wprowadzającym w swych krajach wszystkie tak nielegalne jak absurdalne zarządzenia i obostrzenia. Wystarczy, że dostaną na to zlecenie z góry. I to „góry” bardzo wysokiej. Kowidianie naprawdę uwierzyli, że „szczepionki” ochronią ich przed infekcją. A niektórzy zapewne uwierzyli również w to, że po zaszprycowaniu staną się młodzi, piękni i bogaci. A może nawet nieśmiertelni.
Przecież „eksperci” od epidemiologii, tacy jak Rachel Maddow (amerykańska dziennikarka radiowa i telewizyjna z mediów mainstreamowych) zapewnili ich: „Teraz wiemy, że szczepionki działają na tyle dobrze, że wirus zatrzymuje się u każdej zaszczepionej osoby” – powiedziała Maddow w swoim programie wieczorem 29 marca 2021 r. „Zaszczepiona osoba, która zostaje narażona na kontakt z wirusem [może być spokojna o siebie], wirus jej nie zaraża, wirus nie może wtedy wykorzystać tej osoby, aby przejść na inną. Nie może wykorzystać osoby zaszczepionej jako gospodarza, aby zarazić więcej osób”.
Wiemy jak niewiele prawdy tkwiło w zapewnieniach ludzi pokroju dziennikarki Maddow, jak się okazuje pederastki dumnie obnoszącej się ze swymi skłonnościami, eksperta Horbana czy Simona (czy ci źli, bezrozumni ludzie odpowiedzą za sianie strachu, agresji oraz ubliżanie obywatelom państwa polskiego?). Dziś pani (?) Maddow milczy skromnie w obliczu faktów, że zaszczepieni i przenoszą, i chorują, i (czasami) umierają. Jak każdy człowiek. A co równie ważne, do wyszczepieńców dochodzą trwożne wieści, że jeśli chcą żyć, będą musieli szprycować się kompulsywnie. Oczywiście paranoikom, hipochondrykom i histerykom to absolutnie nie przeszkadza. Oni mogą się szczepić w dzień i w nocy, przez okrągły rok. Pamiętajmy jednak, że zdecydowana większość „szczepów” to konformiści, mówiąc uprzejmie dla nich. Ludzie stadni. Jednak poczucie rozsądku w nich nie wygasło. Podobnie jak instynkt samozachowawczy. Więc „rozporządzenia” nakazujące „nadstawianie ramienia” co kwartał, aby móc pracować, uczęszczać do szkoły lub zjeść w restauracji, mogą się w końcu również im nie spodobać. I sprawić, że i oni dojdą do wniosku, że dla „dobra swojego i innych” należy od czasu do czasu podnieść głowę, a nie tylko pokornie zginać ją do gołej ziemi.
„Wielu z tych ludzi (tj. nie-fanatycy) zaczyna podejrzewać, że być może to, co my «w kapeluszach z folii aluminiowej, zaprzeczający kowidowi, antyszczepionkowcy, ekstremiści zajmujący się teorią spiskową», mówiliśmy im przez ostatnie 22 miesiące mogą nie być tak szalone, jak początkowo sądzili”.
Obłęd przygasa, ale nie gaśnie
Osoby, które uległy I światowej wojnie psychologicznej trwającej od dwu lat, wstydzą się tego. Tak jak wstydzą się ci, którzy swoje awanse i wyniesienia zawdzięczali partii komunistycznej noszącej nazwę PZPR. Zarówno jedni, jak i drudzy racjonalizują, rewidują historię i po prostu wymyślają wszelkiego rodzaju wyrachowane bzdury. Kowidowi konformiści mówią, że jesteśmy teraz w „świecie po szczepieniu” lub, że „nauka się zmieniła”, lub że „Omicron jest inny”, aby uniknąć konieczności przyznania się, że są ofiarami wojny psychologicznej wywołanej przez globalistów i masowej histerii.
Swoim wnukom będą mówić, że „takie były czasy” i że „nie ma prawa osądzać ich nikt, kto w tych czasach nie żył”. I tak będzie przechodzić skurwysyństwo z ojca na syna, z dziada na wnuka. Z matki na córkę, z babki na wnuczkę. Jak to się dzieje w przypadku budowniczych „Polski Ludowej” i ich dziedziców.
Ci ludzie, podobnie jak wspomniani „budowniczowie” i „utrwalacze”, nie przyznają się, że stchórzyli, że nie okazali się ludźmi przyzwoitymi, grając w jednej drużynie z nędznikami gnębiącymi tych, którzy pragnęli dać świadectwo prawdzie mówiącej, że Polacy to naród ludzi wolnych, że ci, którzy chcą nimi rządzić batem, śliną, bluzgiem zawiodą się, przegrają, zginą, w takim czy innym tego słowa znaczeniu („śmierć wrogom Ojczyzny!”).
„Będą kręcić, wykazywać niejednoznaczność sytuacji, racjonalizować i kłamać przez zaciśnięte zęby, aby przekonać siebie i swoją publiczność, że kiedy gówno uderzyło w wentylator, nie należeli do tych, którzy dodatkowo rozgniatali je obcasami”.
Nie można zapominać zachowania tych osób, z jakim mieliśmy do czynienia przez ostatnie dwa lata. Ale nie traćmy też z oczu ostatecznej stawki. Tak, oficjalna narracja w końcu się rozpada, a kult kowidian zaczyna implodować, ale to nie znaczy, że ta walka się skończyła. GloboCap i ich marionetki w rządach poszczególnych państw nie zamierzają anulować całego programu o nazwie „nowa normalność”, udawać, że ostatnie dwa lata nigdy się nie wydarzyły „i z wdziękiem wycofają się do swoich luksusowych bunkrów w Nowej Zelandii i mega-jachtów. Ruchy totalitarne i kulty śmierci zazwyczaj nie przemijają z wdziękiem [podk. R.K.]. Zwykle giną w orgii bezsensownej, nihilistycznej przemocy, gdy sekta lub ruch desperacko stara się utrzymać władzę nad swoimi chwiejnymi członkami […] I w takiej właśnie sytuacji jesteśmy w tej chwili… lub wkrótce będziemy”.
Czy nie jest zastanawiające, dlaczego tak wiele rządów, w tym „dobrej zmiany”, zamiast – jak obiecały – luzować obostrzenia, chce jeszcze bardziej dokręcać śrubę i uczynić za pomocą niebotycznych kar finansowych nędzarzy z tych obywateli, którzy walczą o poszanowanie praw obywatelskich i wolności? A jeśli nie dokręcać to przynajmniej utrzymywać na takim poziomie, jak w chwili wybuchu rzekomej pandemii?
„Miasta, stany i kraje na całym świecie posuwają się naprzód we wdrażaniu zasad nowej normalności mających zapewnić społeczeństwom bezpieczeństwo biologiczne, mimo że nie ma już dla tego żadnego wiarygodnego uzasadnienia”, pisze Off-Guardian. „Austria przeprowadza przymusowe «szczepienia». Niemcy przygotowują się do tego samego. Francja wprowadza krajowy system segregacji, aby ukarać «nieszczepionych». Grecja nakłada grzywny na «nieszczepionych» emerytów. Australia prowadzi «obozy kwarantanny». Szkocja. Włochy. Hiszpania. Holandia. Nowy Jork. San Francisco. Toronto. Lista jest długa”.
Jak się to skończy?
Co będzie dalej? CJ Hopkins uważa, że „zbliżamy się niebezpiecznie do punktu, w którym GloboCap będzie musiał przejść na pełny faszyzm, jeśli chce dokończyć to, co zaczął. Jeśli tak się stanie, sprawy przybiorą bardzo zły obrót. Wiem, że już teraz nie jest dobrze, ale stanie się jeszcze gorzej”. Będzie tak źle jak w bunkrze Hitlera w ostatnich dniach jego życia. Czy jak w sektach oblężonych przez siły porządkowe, w których guru, chcąc umknąć sprawiedliwości, popełnia samobójstwo, a wraz z nim muszą zrobić to pozostali członkowie sekty. „Tak dzieje się z ruchami totalitarnymi i kultami śmierci, gdy czar zostanie złamany, a ich oficjalne narracje się rozpadną. Kiedy schodzą na dół, próbują zabrać ze sobą cały świat. Nie wiem jak wy, ale mam nadzieję, że uda nam się tego uniknąć”.
Wbrew wielu przepowiedniom komunizm nie upadł w apokaliptycznym zgiełku, tylko się przepoczwarzył. Bo miał w co – bliskich mu ideologii i związanych z tym korzyści politycznych i ekonomicznych było aż nadto. Czy globaliści i trzymani przez nich na smyczy przedstawiciele rządów poszczególnych krajów będą mieli dokąd uciec, gdy kurz opadnie i ukaże się ich makabryczna facjata? Czy zginą, wciągając i nas w otchłań? Z dwojga złego niech już lepiej uciekają przez te swoje Zaleszczyki, zostawiając nas w spokoju i samych w obliczu Niewidomego.