dr Robert Kościelny
Publicysta Łukasz Warzecha zauważył: „bez żadnej przesady można mówić o kowidowej cenzurze oraz nękaniu osób ośmielających się mieć inne zdanie. W Polsce przybrało to bardzo konkretny, instytucjonalny wymiar w postaci wzywania «niepokornych» lekarzy na przesłuchania przed Naczelną Izbę Lekarską”.
Interes polityczny ponad interes narodowy
Dalej baczny obserwator polskiego życia polityczno-ekonomicznego pisze: „Ze strony polityków pojawiały się nawoływania, całkiem wprost, do wprowadzenia otwartej cenzury. Klub Lewicy w 2020 r. zaprezentował projekt ustawy przewidującej karanie za wyrażanie poglądów «sprzecznych z wiedzą naukową», a przedstawiciele rządu z ministrem Niedzielskim na czele dążyli do wykluczenia z debaty osób o odmiennych zapatrywaniach niż te wyrażane przez władzę. Szef resortu zdrowia podczas spotkania senackiej komisji zdrowia dziękował prof. Andrzejowi Matyi, prezesowi NIL, za zapowiedź «przesłuchiwania» lekarzy ośmielających się mieć inne zdanie w sprawie polityki epidemicznej. Jak już wspomniano, prof. Matyja słowa dotrzymał”.
Od kilku dni do przestrzeni publicznej zaczęły w końcu docierać informacje, o których mówiono od dawna, z tym że w mediach (a także w publikacjach naukowych) nie mających takiego zasięgu (siły rażenia – par excellence), jak mainstreamowe: preparat medyczny, zwany w publikatorach szczepionką i to w pełni bezpieczną – nie jest produktem przebadanym pod kątem bezpieczeństwa i ciężaru skutków ubocznych, jakie nieść może w przypadku wprowadzenia go do organizmu człowieka.
„Jestem w pełni zaszczepiony. Nie było żadnego strachu, żadnych skutków ubocznych. Niektórych boli ręka, mnie nie bolała” – przyznał prezes PiS, wówczas również wicepremier, Jarosław Kaczyński, kiedy przyjmował kolejną dawkę szprycy w sierpniu 2021 r. Oczywiście miał do tego prawo, zwłaszcza, że go ręka „nie bolała”. Tyle że człowiek posiadający obecnie w Polsce olbrzymią władzę stwierdził ponadto, że „osoby niezaszczepione mogą spodziewać się obostrzeń. Państwo musi robić wszystko, co możliwe, aby chronić swoich obywateli przed zarazą”. No tak, skoro go ręka „nie bolała” to żelazny dowód na to, że „państwo musi robić wszystko, co możliwe”, aby wymusić posłuszeństwo.
Tyle że nie powiedział, co z tymi, których „zaboli ręka”. Czy nie będzie to przejaw nieposłuszeństwa? Podniesienia, niechby i zbolałej, kończyny na władzę? W tym kontekście na myśl przychodzą słowa słynnej perory Cyrankiewicza przeciw robotnikom Poznania w czerwcu 1956 r.: „Każdemu, kto podniesie rękę na władzę, władza tę rękę odrąbie”. Młodszym Czytelnikom podpowiem, że Józef Cyrankiewicz był wieloletnim premierem rządu komunistycznego w Peerelu. Na pytanie zachodniego dziennikarza, dlaczego w Polsce premier się nie zmienia, miał zdziwiony odpowiedzieć: „Jak to, ja się nie zmieniam?”. Tak więc zbolałą rękę tym bardziej można odrąbać. Tylko co z bólem fantomowym? Może na forum Rady lub Komitetu Politycznego PiS „mężowie stanu” partii podejmą ten problem? Może go nawet twórczo rozwiną?
Tymczasem „Firmy farmaceutyczne dopiero teraz zaczynają… badania nad potencjalnymi skutkami ubocznymi szczepionek na COVID-19”, ujawniła niedawno strona GeekWeek. „Pfizer i Moderna rozpoczęły testy potencjalnych długoterminowych skutków ubocznych szczepionek przeciwko COVID-19. Czy ryzyko powikłań jest większe, niż się nam do tej pory wydawało?”, pyta autor tekstu zamieszczonego na wymienionej stronie.
Odpowiedzią na wątpliwości knebel i nagonka
Kneblując usta lekarzom i naukowcom, władza i jej „eksperci” mogli hulać do woli. Rok temu na stronie Szczepienia.Info, należącej do Narodowego Instytutu Zdrowia Publicznego PZH – Państwowego Instytutu Badawczego, jednostce podległej rządowi, pojawiła się informacja, z której wynika, że wszystko jest pod kontrolą, a szczepionki są bezpieczne. „Wraz z opracowaniem nowoczesnych szczepionek przeciw COVID-19, mRNA i wektorowych pojawiły się obawy, że mogą one wywoływać nieznane, odległe działania niepożądane”.
Aby dać odpór kowidowym niedowiarkom, strona posłużyła się autorytetem. Nie, nie Horbanem, Simonem, Pyrciem czy Sutkowskim lub Gutem – ci nawet NIZP wydali się zbyt mało poważni i wiarygodni. Powołano się na profesora z zagranicy. „Nie znam precedensu długoterminowych działań niepożądanych występujących po podaniu szczepionek, np. po 5 lub 10 latach” powiedział prof. Paul Offit, Dyrektor Vaccine Education Center w Szpitalu Pediatrycznym w Filadelfii, członek Komitetu Doradczego ds. Produktów Biologicznych (VRBPAC) w FDA.
Prof. Paul Offit, kontynuuje dossier strona Szczepienia.Info, jest jednym z najbardziej znanych wakcynologów, ekspertów w dziedzinie bezpieczeństwa szczepionek. Naukowiec podkreśla, że wiedza na temat profilu bezpieczeństwa szczepionek obejmuje doświadczenia zdobyte w ciągu kilkudziesięciu lat stosowania różnych rodzajów szczepionek. Badacze wykorzystują ją teraz w nadzorze nad bezpieczeństwem nowoczesnych szczepionek przeciw COVID-19, mRNA i wektorowych, czytamy na Szczepienia.Info.
W tym kontekście przypomnijmy, o czym mówił niedawno cytowany przeze mnie w TS (tekst nosił tytuł: „Nigdy więcej”) dr Norman Pieniążek. Uczony stwierdził, że rający „szczepionki” lekarze bardzo dobrze wiedzieli (a w każdym razie wiedzieć powinni), że mogą być one szkodliwe. Szczepionki mRNA nie były zalecane do stosowania nawet na zwierzętach, bo uznano je za zbyt niebezpieczne. „Powinno się o nich mówić pseudoszczepionki”, bo nie pomagały zwalczać choroby, ale prowokowały do autoagresji immunologicznej. Stąd nigdy nie powinny być stosowane”. Naukowiec powiedział też, że do 2020 r. nie zrobiono szczepionki opartej o technologię mRNA, bo z badań wynikało, że taka się po prostu nie nadaje do zwalczania wirusa SARS-Cov-2.
Kto zatem, oprócz Jarosława Kaczyńskiego, jednego z najbardziej znanych obok wspomnianego prof. Paula Offita wakcynologów, ekspertów w dziedzinie bezpieczeństwa szczepionek, stwierdził, że podawane Polakom preparaty medyczne na kowid są bezpieczne? Tym samym przyjmując na siebie odpowiedzialność? Ministerstwo Zdrowia milczy w tej sprawie, mimo że, jak poinformowała „Rzeczpospolita”, w połowie października tego roku sąd orzekł, że „Minister zdrowia nie może ignorować pytań. Musi ujawnić, kto uznał szczepionki przeciw Covid-19 za bezpieczne”.
Powtórzmy raz jeszcze – decydenci, wydając w latach 2020-2022 rozporządzenia, doskonale wiedzieli, że są nie tylko bezprawne, ale mogą być szkodliwe dla zdrowia – fizycznego i psychicznego. Już na początku histerii i uczynienia za pomocą mediów demona z infekcji sezonowej wybitni specjaliści w dziedzinie wirusów, szczepionek i sposobów walki z epidemiami mówili o tym i przestrzegali. Odsyłacze do ich artykułów można znaleźć w tekście, o którym będzie mowa poniżej.
(link do tekstu: https://link.springer.com/article/10.1007/s11024-022-09479-4)
Zaświniło cały świat
Knebel i terror psychiczny, a bywało że fizyczny, zrobiły swoje. W cywilizowanym świecie zachodnim doszło do wydarzenia w całej jego historii bez precedensu – nie w jednym czy kilku krajach, opanowanych przez brunatnych czy czerwonych dyktatorów, ale we wszystkich, łącznie z USA, Kanadą i Australią, które choć nie geograficznie, ale kulturowo do Zachodu należą, zakazano ludziom myśleć, a opornych wobec tego „rozporządzenia” ministerialnego karano. Lekarze i uczeni, usiłujący racjonalnie przeciwstawić się szaleństwu, przedstawiani byli obywatelom jako ciemniacy, nieuki i teoretycy spisku. Wróciły lata 30. XX w. w nowym opakowaniu; białym jak obłęd.
The Free Thought Project omówił tekst, jaki ukazał się na początku listopada w socjologicznym periodyku „Minerva”. Opublikowany w nim materiał nosi tytuł „Censorship and Suppression of Covid-19 Heterodoxy: Tactics and Counter-Tactics” (Cenzura i tłumienie heterodoksji Covid-19: taktyka i kontrtaktyka) i był dziełem zespołu izraelskich i australijskich naukowców. Ta publikacja jest szczególnie ważna, ponieważ wydawcą „Minervy” jest Springer „główny wydawca akademicki”, a samo czasopismo cieszy się poważaniem wśród socjologów.
Podstawowy wniosek wypływający z badań izraelsko-australijskiego zespołu stwierdza, że media oraz firmy technologiczne odegrały „centralną rolę” w tłumieniu debaty na temat polityki wobec wirusa SARS-Cov-2. Opisując „oficjalne stanowisko” jako „ortodoksję”, autorzy stwierdzili, że zwolennicy takiej polityki „przeszli do cenzurowania tych, którzy promują odmienne poglądy”. „Nasze ustalenia wskazują na centralną rolę, jaką odgrywają organizacje medialne, a zwłaszcza firmy informatyczne, w próbach stłumienia debaty na temat polityki i środków dotyczących COVID-19” – napisali autorzy.
Zostało to osiągnięte przez „powszechne stosowanie” cenzury i „taktyki tłumienia, która szkodziła reputacji i karierom dysydentów lekarzy i naukowców, niezależnie od ich statusu akademickiego lub medycznego i niezależnie od ich pozycji przed wyrażeniem przeciwnego stanowiska”. Przed rzucanymi oszczerstwami propagandowymi, sugerującymi brak kompetencji oraz „niepodążanie za nauką”, nie uchronili się nawet nobliści!
W rezultacie, napisali autorzy, „w miejsce otwartej i uczciwej dyskusji pojawiła się cenzura i tłumienie sprzeciwu naukowego. Ma to szkodliwe i dalekosiężne konsekwencje dla medycyny, nauki i zdrowia publicznego”.
Fekalia na przyzwoitość
Joshua Guetzkow, jeden z autorów artykułu w „Minervie”, opisał, w jaki sposób przeprowadzono badanie. Było ono „oparte na pogłębionych wywiadach z naukowcami i lekarzami z całego świata, którzy stanęli w obliczu cenzury i tłumienia z powodu ich poglądów na temat COVID-19”. Guetzkow powiedział, że wielu z tych lekarzy i naukowców jest znanych w swoich krajach, chociaż w opublikowanym artykule zachowano ich anonimowość. „Uczestnicy badania zgłosili, że podlegają szerokiej gamie taktyk cenzury i tłumienia stosowanych przeciwko nim zarówno przez establishment medyczny, jak i media, ze względu na ich krytyczne i nieortodoksyjne stanowisko w sprawie COVID-19”.
„Taktyka cenzury i tłumienia” opisana przez uczestników badania obejmowała „wykluczenie, uwłaczające etykietowanie, wrogie komentarze i groźby ze strony mediów, zarówno głównego nurtu, jak i społecznościowych; zwolnienie z pracy; oficjalne zapytania; cofnięcie licencji lekarskich; sprawy sądowe i wycofywanie prac naukowych zakwalifikowanych wcześniej do publikacji”.
Wkrótce potem stawali się ofiarami nagonki mediów. Dyskredytowano ich jako „antyszczepionkowców”, „zaprzeczających istnieniu COVID”, „rozsiewaczy dezinformacji” i/lub „teoretyków spisku”. Ponadto „pozornie niezależne «źródła zewnętrzne», takie jak «weryfikatorzy faktów» oraz inni, «ortodoksyjni» lekarze, były wykorzystywane przez media do publicznego podważania kompetencji «heretyków» oraz innych osób”. Wśród tych „innych” znaleźli się dziennikarze wspomagający „innowierców”, chociażby poprzez nagłaśnianie ich argumentacji.
W przypadku wielu lekarzy, o których mowa, stosowano cenzurę online. Zadaniowani w tym celu funkcjonariusze systemu bądź donosiciele działający w ramach wolontariatu zgłaszali „w sieciach społecznościowych (np. Facebook, Twitter, TikTok, YouTube, Google, LinkedIn) rzekome naruszenie «zasad wspólnotowych» przez osoby piszące prawdę o «pandemii», co kończyło się usunięciem «niektórych postów, tweetów, filmów, a nawet kont»”.
Niektórzy respondenci zgłaszali, że zostali „poddani zniesławieniu przez ich własną instytucję, z wyraźnym zamiarem zaszkodzenia ich reputacji i karierze”. Inni „otrzymali jasny komunikat od instytucji, w której pracowali, że nie wolno im identyfikować się z instytucją podczas udzielania wywiadu, składania zeznań lub wyrażania swoich poglądów – w niektórych przypadkach był to warunek przedłużenia umowy”.
Jeszcze inni zostali „zwolnieni ze swojej instytucji lub powiadomieni, że ich umowa nie zostanie przedłużona”, lub w innych przypadkach „byli czasowo zawieszeni lub na stałe usunięci z prestiżowych stanowisk, takich jak zasiadanie w wiodących komitetach medycznych lub naukowych lub redagowanie czasopism medycznych”.
Oficjalne dochodzenia były kolejną taktyką tłumienia i cenzurowania, z jaką spotykali się lekarze o odmiennych poglądach. Przeciw medykom składano pozwy ze znacznymi roszczeniami finansowymi lub poddawano policyjnym rewizjom w ich prywatnych klinikach.
Wielu lekarzy i badaczy stwierdziło, że ich artykuły zostały „wycofane przez czasopismo [które pierwotnie je opublikowało] po publikacji”, podczas gdy prace innych zostały „odrzucone z czasopism (często wielokrotnie) bez recenzji” lub nawet już po pozytywnej recenzji. Zwlekano też z publikacją tekstów zawierających wnioski z badań przeczących narzuconej przez polityków i media narracji.
Kontrakcje
Autorzy artykułu stwierdzili, że taktyki cenzury zgłoszone przez respondentów „są zgodne z tymi zidentyfikowanymi w pracy Sue Curry Jansen i Briana Martina dotyczącymi dynamiki cenzury”. W 2002 r. ukazał się ten artykuł w czasopiśmie „Counterpoise”. Obecnie dostępny jest również w sieci. Jego tytuł brzmi: „Making Censorship Backfire” (Jak pokonać cenzurę).
Kluczowe elementy tego nowoczesnego, a uchwyconego w pracy Jansen-Martina, sposobu cenzurowania niewygodnych treści obejmują ukrywanie informacji, dewaluowanie informacji, reinterpretację informacji, cenzurowanie informacji za pośrednictwem oficjalnych kanałów i zastraszanie osób wyrażających niewygodne dla establishmentu poglądy. Częstym zabiegiem było też stwierdzenie, że tekst nie nadaje się do druku ze względu na jego niski poziom.
Według autorów badania: „Respondenci zauważyli, że ich pierwszą reakcją na ataki i cenzurę był szok i zaskoczenie, ponieważ po raz pierwszy w życiu czuli się wykluczeni ze społeczności naukowej/medycznej, atakowani przez media, a czasem przez pracodawców i/lub dyskredytowani jako «teoretycy spisku»”. „Jednak pomimo cenzury, osobistych ataków i zniesławienia, zwolnień, ponoszenia szkody na reputacji i ceny ekonomicznej wszyscy respondenci stwierdzili, że nic ich nie odstrasza i postanowili walczyć, stosując różne kontrataki”.
Kontrreakcje obejmowały ujawnienie aktu cenzury i cenzurowanych informacji, „wykorzystanie alternatywnych kanałów w celu szerzenia swoich stanowisk i poglądów”, „tworzenie sieci wsparcia z kolegami z branży” oraz „rozwój alternatywnego systemu informacji zdrowotnej […] rodzaj równoległego świata wobec głównego nurtu narracji ”.
Z kolei sieci społecznościowe kolejnych naukowców, lekarzy, prawników i polityków o podobnych poglądach były „wykorzystywane nie tylko do wymiany informacji, ale także do otrzymywania wsparcia i empatii od «obcych», jak też do nawiązywania nowych znajomości i tworzenia nowych społeczności”.
Niektóre z nowopowstałych społeczności przekształciły się w „alternatywne platformy i organizacje zajmujące się opracowywaniem i dostarczaniem informacji zdrowotnych i leczenia oraz w nowe organizacje non-profit. Mają one uzupełnić, a z czasem zastąpić istniejące, które, jak twierdzą, całkowicie zawiodły”. Ta akcja „dała im nadzieję i poczucie, że budują «nowy świat»”.
Badanie, choć nie uwzględniło wszystkich zjawisk cenzury, było bardzo potrzebne, powiedział dr Robert Malone, sam otwarcie krytykujący „ortodoksję” COVID-19, i „udokumentowało, że ataki na dostawców usług medycznych i naukowców medycznych miały miejsce w niesamowicie skoordynowany sposób na całym świecie”.