Mom-and-son-wearing-a-2mask

Te szkodliwe namordniki

Te szkodliwe namordniki

„Analiza danych z 35 krajów europejskich dotycząca zachorowalności, śmiertelności i używania masek w okresie jesień-zima 2020-2021 wykazała (…) że powszechne stosowanie masek w szczycie sezonu infekcyjnego nie było w stanie zredukować transmisji COVID-19”.

dr Robert Kościelny

Piotr Witczak – doktor nauk medycznych i biolog medyczny, jeden z tych niezłomnych polskich uczonych, par excellence, którzy jako nieliczni opierali swoje wypowiedzi dotyczące „pandemii” na faktach wypływających z rzetelnych badań, a nie na majaczeniach „ekspertów”, czyli siewców przerażenia i akwizytorów szczepionek – dowodził, że noszenie masek jest bezsensowne. Bo jest nieskuteczne, czyli nie powstrzymuje transmisji wirusa, bo może być szkodliwe dla zdrowia, zwłaszcza najmłodszych. Bo, w związku z dwoma powyższymi czynnikami, ma niewiele wspólnego z medycyną, za to dużo z tresurą społeczną.

 

Dr Leana Wen, która przez dwa lata była jedną z najsilniejszych orędowniczek masek i masek w szkołach, teraz przyznaje, że zmuszanie jej dziecka do noszenia maski zaszkodziło jego rozwojowi.

Dostali w kieszeń czy po głowie?

Korzyść z noszenia masek jest zbyt mała, aby mogła zostać jednoznacznie wykryta przez naukę. Dlatego domniemanie, że maski na pewno działają, jest błędne. Na początku pandemii COVID-19 powyższy wniosek był zgodny z opinią wielu decydentów, lekarzy i ekspertów, zauważył dr Witczak, za którym przypomnimy, kto co mówił o skuteczności masek, zanim padła komenda z bardzo, bardzo wysokiego szczebla, tak wysokiego, że ginie w chmurach elity globalistycznej: „wszyscy muszą nosić maski, bez wyjątku”.

Minister Zdrowia prof. Łukasz Szumowski: „Maseczki nie pomagają. Nie wiem czemu ludzie je noszą”.

Marszałek senatu prof. Tomasz Grodzki (lekarz pulmonolog): „W obronie przed koronawirusem ważne jest, żeby często dezynfekować ręce i nosić maseczki, gdy jesteśmy zakatarzeni lub czujemy się grypowo”.

Dr hab. n. med. Jarosław Pinkas: „Maseczki nie chronią przed zarażeniem koronawirusem! Noszenie ich przez osoby zdrowe jest kompletnie bezsensowne. Są one dla osób chorych właśnie po to, aby nie zarażały innych. Natomiast nie ma żadnego powodu, aby w naszym klimacie, w naszym kraju nosiły je osoby zdrowe”.

Doktor Maciej Niwiński, przewodniczący Zarządu Regionu Śląskiego OZZL: „Źle użyta maseczka staje się bombą biologiczną. Szkodzi, zamiast pomagać”.

Dr Tomasz Ozorowski, mikrobiolog, były prezes Stowarzyszenia Epidemiologii Szpitalnej i przewodniczący Zespołu Kontroli Zakażeń Szpitalnych: „To daje złudne poczucie bezpieczeństwa. Może też prowadzić do sytuacji, w której maseczki zwiększą ryzyko zakażenia, ponieważ nie potrafimy z nich poprawnie korzystać. Dlatego nie powinniśmy robić tego w taki sposób, że nosimy je wszyscy”.

Wirusolog prof. Włodzimierz Gut: „Maska masce nie jest równa. Te chirurgiczne czy bawełniane mają chronić nasze usta i nos, żebyśmy ich nie dotykali. Pamiętajmy, że maseczka nie gwarantuje, że nie zarazimy się wirusem. Odkryte zostają nasze oczy, a przez nie też może przedostać się wirus”.

Minister Zdrowia Holandii Tamara van Ark: „Ponieważ z medycznego punktu widzenia NIE MA UDOWODNIONEJ SKUTECZNOŚCI maseczek, rada ministrów zdecydowała, że nie będzie ogólnokrajowego obowiązku noszenia maseczek niemedycznych”.

Co takiego się stało, że ludzie ci zmienili nagle zdanie? Zawierzyli nauce? Zapoznali się z wynikami najnowszych badań, obalających ich dotychczasowe przekonania? Nic podobnego! „Należy podkreślić, że od czasu powyższych wypowiedzi nie pojawiło się żadne przełomowe wysokiej jakości badanie, które uzasadniałoby zmianę zdania w kwestii zasadności noszenia masek w okresie pandemii COVID-19”, pisał dr Witczak w Proremedium w kwietniu 2022 r.

Natomiast pojawiło się wiele poważnych badań (poważnych, czyli przeprowadzonych przy zachowaniu wszystkich standardów naukowych obowiązujących w tego typu analizach), które pozwalają wątpić w „nową mądrość etapu” nakazującą kagańcowanie wszystkich ludzi na całym świecie ze względu na „ich dobro”, czyli zachowanie „zdrowia społecznego” w dobrym stanie.

Decyzje o noszeniu namordników były polityczne i rząd każdego kraju (w tym „dobrej zmiany”) podejmował je, bo było to po prostu korzystne z punktu widzenia utrzymania władzy, a nie z punktu widzenia ochrony zdrowia ludności.

Tu znów odwołuję się do artykułu Piotra Witczaka w Proremedium:
„Spośród 15 jakościowych przeglądów systematycznych siedem stwierdza, że dowody na stosowanie maskowania społeczności są słabe [Chou 2020, Taminato 2020, Benkouiten 2014, Mostafaei 2020, bin-Reza 2012, Cowling 2010, Qaseem 2020], siedem ostrożnie potwierdza, że korzyści z maskowania przewyższają ryzyko w różnych warunkach, często przyznając, że dowody mają jedynie niską lub umiarkowaną jakość [Howard 2021, Jain 2020, Santos 2020, Chandini 2020, Abboah-Offei 2020, Smith 2020, Camargo 2020], natomiast jeden jednoznacznie dowodzi, że maski są korzystne [Gupta 2020]. […] W warunkach noszenia masek w społeczności większość prac dotyczyła stosowania masek chirurgicznych, a nie odzieżowych [Liu 2021]”, a przecież te właśnie, jeszcze bardziej „przepuszczalne”, dominowały wśród osób noszących maski. Dodajmy do tego jeszcze jedno badanie z 2021 r., w którym: „Nie wykazano związku między obowiązkiem lub używaniem masek a zmniejszonym rozprzestrzenianiem się COVID-19 w USA [Guerra 2021].

Analiza danych z 35 krajów europejskich dotycząca zachorowalności, śmiertelności i używania masek w okresie jesień-zima 2020-2021 wykazała brak negatywnych korelacji między używaniem masek a przypadkami COVID-19 i zgonami, co sugeruje że powszechne stosowanie masek w szczycie sezonu infekcyjnego nie było w stanie zredukować transmisji COVID-19 [Spira 2022]”. «Obowiązek stosowania masek na twarz w szkołach nie wiązał się z mniejszą zapadalnością na SARS-CoV-2 lub mniejszą transmisją, co sugeruje, że ta interwencja nie była skuteczna» [Coma 2022]”.

 

 

Dane pokazują, że w zeszłym roku 400 tys. brytyjskich dzieci zostało skierowanych do specjalistów od zdrowia psychicznego z powodu zaburzeń odżywiania i samookaleczeń. Eksperci
ds. edukacji stwierdzili, że zmuszanie uczniów do noszenia masek na twarzy spowodowało długotrwały uraz psychiczny.

 

Maski korzystne dla władzy, nie dla społeczeństwa

O tym, że decyzje o noszeniu namordników były polityczne i rząd każdego kraju (w tym „dobrej zmiany”) podejmował je, bo było to po prostu korzystne z punktu widzenia utrzymania władzy, a nie z punktu widzenia ochrony zdrowia ludności, niech zaświadczą też inne fakty przytaczane przez dr. Witczaka. Znów skorzystam in extenso z pracy biologa medycznego. Autor stwierdza, że: „Światowa Organizacja Zdrowia (WHO), Centrum ds. Kontroli Chorób (CDC) i Europejskie Centrum ds. Zapobiegania i Kontroli Chorób (ECDC) przyznają, że dowody na skuteczność masek są niewystarczające:

ECDC, 15 lutego 2021: «Dowody dotyczące skuteczności masek medycznych w zapobieganiu COVID-19 w społeczności są zgodne w zakresie niewielkiego lub umiarkowanego efektu ochronnego, ale nadal istnieją znaczące niepewności co do wielkości tego efektu. Dowody na skuteczność niemedycznych masek, osłon twarzy i respiratorów w społeczności są skąpe i bardzo mało wiarygodne.

WHO, 1 grudnia 2020: «Obecnie istnieją tylko ograniczone i niespójne dowody na poparcie skuteczności powszechnego noszenia masek przez osoby zdrowe w społeczności w celu zapobiegania infekcjom wirusowym dróg oddechowych, w tym SARS-CoV-2”.

CDC 2021: „Mimo braku dowodów z badań RCT, które wskazywałyby na dodatkowy wpływ masek na łagodzenie transmisji SARS-CoV-2, CDC zaleciło stosowanie masek w miejscach publicznych dla efektu ochronnego, nie tylko w celu kontroli źródła zakażenia (wśród osób z objawami), ale także dla osób zdrowych”.

To właśnie takie decyzje światowych i krajowych agencji ds. zdrowia – jak ta wydana przez CDC, a więc mimo przyznania, że nie ma rzetelnych dowodów na skuteczność masek, nakazujące „namordnikowanie” ludzi na całej kuli ziemskiej, w tym zwłaszcza w jej części „atlantyckiej” – sprawiły, że autorzy wielu publikacji, pomimo braku twardych dowodów naukowych, odważniej w swoich pracach formułowali wnioski zgodne z przyjętą przez te agencje narracją.

Każdy, kto ma ochotę przyjrzeć się bliżej wynikom badań, może je znaleźć, przedstawione i omówione przez dr. Witczaka, na wzmiankowanej stronie Proremedium w materiale „Ocena zasadności powszechnego stosowania masek w zapobieganiu COVID-19” (24 kwietnia 2022).

 

„Decyzje podejmowała tylko garstka kluczowych graczy na samej górze: wśród nich kanclerz Rishi Sunak”.
To on właśnie postanowił teraz upublicznić to, co się stało. Czy kierowały nim względy czysto polityczne, czy wyrzuty sumienia?

Nie pomagają – szkodzą!

O nieskuteczności masek w powstrzymywaniu wirusa pisał też, cytowany przeze mnie tydzień temu w „Teorii Spisku”, zespół autorów dokonujących metaanalizy artykułów naukowych poświęconych niemedycznym interwencjom (lockdown, maski), mającym na celu osłabienie, a nawet likwidację rozprzestrzeniania się wirusa przeziębienia (kowid, wirus grypy). Praca została wydana przez Uniwersytet Hopkinsa, tak chwalony przez kowidian za rzetelność przeprowadzanych badań i metanaliz tekstów.

O tym, w jaki sposób rząd w Wielkiej Brytanii podejmował decyzje dotyczące lockdownów i że nie były one oparte na dowodach naukowych, tylko fantasmagoriach „ekspertów”, pisał „The Spectator” 27 sierpnia 2022 r.

„Kiedy Wielka Brytania była zamykana, kraj miał pewność, że wszystkie zagrożenia zostały odpowiednio i solidnie rozważone. Tak, zamkniemy szkoły i ucierpi na tym edukacja. Normalna opieka zdrowotna zostanie zablokowana i w rezultacie umrze wiele osób. Ale rząd wielokrotnie powtarzał, że eksperci przyjrzeli się temu wszystkiemu. W końcu to nie było tak, że zamknęliby nas bez poważnego rozważenia konsekwencji, prawda?”, pisze retorycznie „The Spectator”. I ujawnia, że to przekonanie o gruntownym i odpowiedzialnym przeanalizowania wszystkich za i przeciw przez szerokie grono rządowo-eksperckie nijak się miało do rzeczywistości. „Decyzje podejmowała tylko garstka kluczowych graczy na samej górze: wśród nich kanclerz Rishi Sunak”. To on właśnie postanowił teraz upublicznić to, co się stało. Czy kierowały nim względy czysto polityczne, czy wyrzuty sumienia? Nie jest to w tej chwili istotne. Ważne jest to, że opowieść Sunaka potwierdzają inne fakty, znane już wcześniej albo obecnie poznawane.

Rząd brytyjski, podobnie jak rządy innych krajów, abdykował w czasie „pandemii” na rzecz ludzi, którzy nie mieli żadnych kompetencji decyzyjnych, a co za tym idzie, nie odpowiadali za podjęte przez siebie rozstrzygnięcia. Natomiast swoje rozporządzenia opierali nie na naukowych przesłankach, tych – jak wiemy – nie było, ale wytycznych przychodzących skądinąd. Głównie z międzynarodowych centrali, gdzie zasiadali ideolodzy i biznesmeni, a nie medycy stosujący metody naukowe.

Terror maseczkowy to zjawisko bardzo szkodliwe psychologicznie i socjologicznie, pisałem o tym wielokrotnie w „Warszawskiej Gazecie”. Pogarda i więzienie dla tych, którzy je w Polsce rozpętali i przez cały czas podgrzewali atmosferę, w której umierał zdrowy rozsądek, społeczne zaufanie, kultura dnia codziennego i dobry klimat między ludźmi. W której umarło 200 tys. Polaków. W zamian za to rodziła się nienawiść, nieufność, wrogość. Budzono, drzemiącego w ludziach i zawsze gotowego do działania w sprzyjających okolicznościach, potwora o nazwie „mechanizm kozła ofiarnego”. Mechanizm „denuncjuj Żyda”! Tym razem „Żydem”, który roznosi tyfus i stanowi społeczne zagrożenie, miał być człowiek sceptycznie podchodzący do treści chlustających z ust ministra zdrowia, rzecznika Ministerstwa Zdrowia, komendanta głównego policji, jego rzecznika prasowego. Oficjeli rządowych występujących na konferencjach prasowych (zamienionych w tym czasie w seanse nienawiści) lub wypowiadających się publicznie przy innych okazjach. Przy milczącej aprobacie „szeregowego posła”. Basowali im, a często wyprzedzali ich w łgarstwach o kilka długości rzygnięć, telewizyjni i rządowi „eksperci medyczni”.

 

Piotr Witczak – jeden z nielicznych uczonych, którzy opierali swoje wypowiedzi na faktach wypływających z rzetelnych badań, a nie na majaczeniach „ekspertów”, czyli siewców przerażenia i akwizytorów szczepionek – dowodził, że noszenie masek jest bezsensowne. Bo ma niewiele wspólnego z medycyną, za to dużo z tresurą społeczną.

Kowidowa „bestia” zamyka paszczę

„Maskowanie zaszkodziło naszemu synowi”: analityk medyczna CNN, która zaciekle wpychała ludziom maski na twarz, czyni teraz wymowne przyznanie się do winy „Maskowanie zaszkodziło rozwojowi językowemu naszego syna, a ograniczanie zajęć pozalekcyjnych i interakcji społecznych dzieci negatywnie wpłynęło na ich dzieciństwo”, donosi strona internetowa The Free Thought Project (TFTP).

Dr Leana Wen, która przez dwa lata była jedną z najsilniejszych orędowniczek masek i masek w szkołach, teraz przyznaje, że zmuszanie jej dziecka do noszenia maski zaszkodziło jego rozwojowi. Pani Wen zaczęła przyznawać już kilka miesięcy temu, że maski nie działają w powstrzymywaniu rozprzestrzeniania się COVID, dalej oświadczając, że „decyzja o noszeniu maski powinna zmienić się z rozporządzenia rządowego na indywidualny wybór”.

Dr Leana Wen niczym baśniowy smok ziała ogniem nienawiści do ludzi sceptycznych wobec kolejnych sanitarnych obostrzeń i nakazów. Wen zanim doznała „oświecenia”, zakorzeniła w społeczeństwie myśl o segregacji jako czymś naturalnym, kiedy zaczęła publicznie obwiniać ludzi, którzy nie podjęli „walki z COVID-19”, nie poddając się eksperymentowi medycznemu (wg niej – szczepieniom), jednocześnie zapewniając, że „nie możemy ufać nieszczepionym”. Kobieta wezwała również do „utrudnienia ludziom pozostania nieszczepionymi” poprzez ograniczenie ich swobód społecznych. Stwierdziła, że „tym ludziom musi być trudno [żyć w społeczeństwie]”. Muszą odczuć skutki własnego „egoizmu”, bo dr Wen uważała, że do tej pory „odpowiedzialni” ludzie byli dla nich zbyt liberalni, „pomimo tego, że grupa ta jest codziennie demonizowana i dyskryminowana”, przypomniał cytowany portal.

Pani Wen, która teraz przyznaje się do pomyłki, twierdziła wcześniej, że dzieci powracające do szkoły muszą być zmuszane do noszenia przemysłowych masek na twarzy i powinny być poddawane cotygodniowym testom na COVID, dopóki nie zostaną w pełni zaszczepione.

Tyle że teraz Wen mówi, że maskowanie dzieci ma zbyt wiele wad. W artykule opublikowanym dla „The Washington Post”, cytowanym na stronie TFTP, pani doktor stwierdza: „Stało się jasne, że cel, na który liczyłam – powstrzymanie Covid-19 – nie był osiągalny. Ten koronawirus zostanie z nami”. Następnie kobieta pisze „W tym nowym, nieokreślonym czasie, rachunek korzyści i ryzyka środków łagodzących uległ drastycznej zmianie. Byłam gotowa ograniczyć aktywność moich dzieci na rok lub dwa, ale nie na całe dzieciństwo”. Wen przyznaje również, że „maskowanie zaszkodziło rozwojowi językowemu syna”.

Informacje o tym, że blokady i maskowanie miały bardzo szkodliwy wpływ na dzieci pojawiały się od dawna w pełni „sezonu histerycznego”, ale który hipochondryk – a okazuje się, że jest ich bardzo wielu, niestety również wśród dojrzałych, silnych mężczyzn (a może nawet głównie wśród nich?) – weźmie pod uwagę zdrowie dziecka, gdy w puli jest jego dobrostan?
Znów skorzystajmy z informacji zawartych na stronie TFTP. Badanie przeprowadzone w Wielkiej Brytanii wykazało, że wiele dzieci rozpoczynających naukę w szkole podstawowej ma bardzo słabo rozwinięte umiejętności werbalne, a wiele z nich nie jest w stanie nawet wypowiedzieć własnego imienia.

Inne badanie ujawniło, że średnie wyniki IQ małych dzieci urodzonych podczas pandemii spadły aż o 22 punkty, a w wyniku blokady ucierpiała sprawność werbalna, motoryczna i poznawcza. Badanie opublikowane w czasopiśmie „Royal Society Open Science” wykazało, że blokady w Wielkiej Brytanii spowodowały, że około 60 tys. dzieci cierpiało na depresję kliniczną. I to są dramaty! Depresja kliniczna może zrodzić tendencje samobójcze u ludzi, którzy jeszcze nie zaczęli tak naprawdę żyć. To jedna z największych tragedii, przed którą staje społeczność ludzi dorosłych – dusza młodego człowieka, która znużyła się życiem o wiele wcześniej niż jego ciało.

Dane pokazują, że w zeszłym roku 400 tys. brytyjskich dzieci zostało skierowanych do specjalistów od zdrowia psychicznego z powodu zaburzeń odżywiania i samookaleczeń. Eksperci ds. edukacji stwierdzili, że zmuszanie uczniów do noszenia masek na twarzy spowodowało długotrwały uraz psychiczny. Raport Ofsted ostrzegał również przed poważnymi opóźnieniami w nauce spowodowanymi ograniczeniami blokady. „Dzieci, które ukończą dwa lata, będą przez całe życie otoczone przez dorosłych noszących maski, przez co nie będą w stanie tak regularnie widzieć ruchów ust ani kształtów ust” – czytamy w raporcie. Inne badanie przeprowadzone w Niemczech wykazało, że zdolność czytania wśród dzieci spadła w porównaniu z okresami sprzed COVID „dzięki” polityce blokowania, która doprowadziła do zamknięcia szkół.

Takie oto są skutki owczego pędu, pokory i uległości świata zachodu wobec płatnych pachołków koncernów, socjopatów na decyzyjnych stanowiskach i pewnych swej absolutnej bezkarności ekspertów z tytułami akademickimi. Czy teraz się boją? Nie wiem. Jeśli tak, to oby mieli czego się bać.