Na początku lat 30. ubiegłego wieku, gdy Józef Stalin – przywódca komunistów na całym świecie, tyran, despota i zbrodniarz, do którego porównać można jedynie Hitlera, Mao i Pol Pota – wprowadzał na obszarze ZSRR swój wielki reset, czyli gwałtowną industrializację rustykalnego do tej pory kraju, wywołał sztucznie potworny głód, kosztujący życie co najmniej 8 mln ludzi, z tego połowa były to ofiary Wielkiego Głodu na Ukrainie.
Pierwsze ostrzeżenia
Ponieważ tragedia trwała dwa lata (1932-1933), co roku umierały w straszliwych mękach śmierci głodowej co najmniej cztery miliony ludzi. Jednak ówcześni humaniści i inne pięknoduchy Zachodu nie buntowały się przeciwko tej zbrodni. Podobnie jak dziś obrońcy praw i godności ludzkiej, których jest masa i są bardzo rozgadani, gdy idzie o obronę praw wywodzących się z podbrzusza, nie protestowali przeciw skrajnie nieodpowiedzialnej, faszystowskiej polityce w obliczu „pandemii”; czyli grypy sezonowej i innym formom przeziębienia, wykreowanym przez usłużne media i dobrze opłacanych „ekspertów” na demona zarazy, równego dżumie czy innej cholerze. Powód był w obu przypadkach ten sam – inżynierowie społeczni kreujący głód – w pierwszym przypadku; „pandemię” – w drugim, działali w imię ogólnie rozumianego postępu i takoż rozumianego szczęścia ludzkości.
Czy historia się powtórzy? Czy jesienią znów zacznie rosnąć liczba nadmiarowych zgonów z powodu lockdownów, utrudnionego dostępu do lekarza i osłabiających odporność szczepionek i namordników? To osobny problem. Obecnie spójrzmy na wielki głód, próbując odpowiedzieć na pytanie, czy współczesny Stalin (niechby kolektywny) w imię współczesnego wielkiego resetu nie szykuje się do sprawienia ludziom głodowej hekatomby? Klakierów swej polityki zawsze znajdzie. Jeśli bez trudu najął profesorów, celebrytów, aktorów, dziennikarzy, sportowców, aby szmacili się dla pieniędzy w czasie „zarazy”, tym bardziej znajdzie ich, co tam znajdzie, sami się będą garnąć, w przypadku, gdy nieposłuszeństwo nie będzie oznaczało li tylko braku funduszy na wysokiej klasy samochód, ale skręcające się z głodu kiszki.
Kit Knightly z Off-Guardian zauważa, że przepowiadania Armagedonu głodowego trwa od lat. Jakby chciano nas przyzwyczaić mentalnie do tego, że przyjdzie czas, gdy będziemy musieli walczyć o każdą kromkę chleba. Żebyśmy wpadli w defetyzm sprawiający, że erę wielkiego niedoboru żywności przyjmiemy jako nastanie Apokalipsy dawno przewidzianej przez ekspertów. A co za tym idzie „porzucili wszelką nadzieję” i nie buntowali się, ulegle przyjmując zgotowany nam przez „elity” los.
Dekadę temu, czyli w roku, w którym kalendarz Majów wieszczył koniec świata, „Daily Mail” pisał na swej stronie internetowej: „Niedobory żywności mogą spowodować, że większość świata będzie musiała przejść na wegetarianizm do 2050 r., ostrzegają czołowi naukowcy”. Rosnąca liczba ludności oznaczać będzie niedobory mięsa. Eksperci (zdegradowane, zdesakralizowane pojęcie, ale niektórzy nadal są jego gorliwymi wyznawcami) twierdzą, że w oparciu o obecny skład diety do 2050 r. należy przewidywać, że nie będzie wystarczającej ilości wody do produkcji upraw przeznaczonych na paszę dla zwierząt i pokarm dla ludzi.
„Świat być może będzie musiał stać się prawie całkowicie wegetariański, ostrzegają czołowi naukowcy”. Wprawdzie „Daily Mail” nie ujawnił nazwisk badaczy, ale zapewne wielu z nich samo się ujawniło osiem lat później jako wybitni znawcy wirusów. Tylko jeden użyczył swej twarzy; Malin Falkenmark z Międzynarodowego Instytutu Wodnego w Sztokholmie oznajmił w raporcie: „Na obecnych polach uprawnych nie będzie wystarczającej ilości wody do produkcji żywności dla spodziewanej 9 miliardowej populacji w 2050 r., jeśli będziemy podążać za obecnymi trendami i zmianami w dietach powszechnych w krajach zachodnich”. Jak widać, głównym wrogiem planety Ziemia są mieszkańcy krajów wchodzących w skład cywilizacji łacińskiej. I głównie ich należy przestawić na „szczaw i mirabelki”. Inne nacje mięsa nie jedzą, a jeśli już to robią to zapewne z zielonym zacięciem, więc ekologicznie.
Wspomniany raport został przygotowany dla 2,5 tys. polityków, organów ONZ, grup pozarządowych i badaczy ze 120 krajów, którzy spotykają się corocznie, aby rozwiązać globalne problemy z zaopatrzeniem w wodę. Do tego rozgrzanego (nomen omen) pieca dorzuca swoje „ekologiczne” paliwo ONZ, podkreślające w raporcie autorstwa swoich fachowców, że produkcja mięsa pochłania lwią część światowych zasobów świeżej wody, 38 procent ziemi nadającej się do zamieszkania i przyczynia się do 19 procent światowej emisji gazów cieplarnianych. „Organizacja Narodów Zjednoczonych uznała diety wegańskie i wegetariańskie za najmniej obciążające kurczące się zasoby światowe”. O tym, że tego typu żywienie pociąga za sobą groźne dla zdrowia skutki uboczne, w tym obniżenie sprawności umysłowej i miażdżycę (tak!), należałoby napisać osobny tekst. Tu jednak ograniczmy się tylko do stwierdzenia, że informacje o drugiej, niezdrowej, stronie konsumpcji tzw. zdrowej żywności, można coraz częściej spotkać, również w medycynie mainstreamowej.
Kolejne poważne ostrzeżenia
Później przyszły kolejne ostrzeżenia, nagłaśniane na cały świat przez usłużne media, które nie pozwalały zapomnieć odbiorcom propagandy, że problem istnieje i się pogłębia.
W 2019 r. „eksperci” ONZ ostrzegali, że „zmiany klimatyczne zagrażają światowym dostawom żywności”. W tym samym roku poszła w świat informacja, że Wielka Brytania może spodziewać się niedoboru żywności w wyniku „chaosu po brexicie”. W następnym roku brytyjskie supermarkety „ostrzegały”, że rząd zbyt opieszale reaguje na „pandemię”, co może skutkować brakiem żywności. Niedługo po tej alarmistycznej wieści poszła następna – kowid wywoła globalny kryzys żywnościowy. Trzy miesiące później mowa już była o „najgorszym kryzysie żywnościowy od 50 lat”. Przemysł strachu pracował pełną parą.
Latem 2021 r. brytyjskie Metro straszyło: „Wielka Brytania stoi w obliczu «najgorszych niedoborów żywności od czasów wojny» z powodu kowidu i brexitu”. Powołano się przy tym na Ranjita Singha Boparanę, producenta żywności nazywanego „królem kurczaków”. Magnat drobiowy ostrzegł, że Covid-19 i skutki brexitu mogą spowodować najgorsze niedobory żywności od czasów wojny. Z kolei Tim Morris, dyrektor naczelny brytyjskiej Major Ports Group, powiedział „The Telegraph”, że „pojawi się niebawem ryzyko zakłóceń w ważnych łańcuchach dostaw, w tym w żywności”. Obręcz strachu zaciskała się – z jednej strony propaganda głosiła, że tylko lockdowny mogą uratować przed zgonem nagłym, bolesnym i nieodwracalnym. Z drugiej, ta sama propaganda ostrzegała, że brak rąk do pracy w transporcie, będący skutkiem blokad, doprowadzi do przerwania dostaw żywności i pustych półek w sklepach spożywczych. Innymi słowy, obywatele stali przed alternatywą – albo umrzeć z powodu koronawirusa, albo z głodu. Oczywiście była jeszcze jedna możliwość – śmierć z obu tych powodów na raz. Ale, powiedzmy sobie szczerze, również ta „trzecia droga” nie wydawała się dla bombardowanych trwogą adresatów mainstreamowego przekazu przesadnie atrakcyjną metodą wyjścia z matni i spirali strachu.
Kit Knightly wymienił jeszcze kilka innych „proroctw” dotyczących kryzysu żywnościowego, podkreślając, że żadne z nich się nie sprawdziło. A „prorocy” nie uznali za stosowne przeprosić opinii publicznej za sianie paniki.
„Można by pomyśleć, że – ponieważ kryzys żywnościowy jest stale przepowiadany, ale nigdy nie nadchodzi – tak naprawdę nie istnieje i nam nie zagraża. Że to nic innego jak wojna psychologiczna wypowiedziana obywatelom, której celem jest sianie paniki i danie dostawcom żywności pretekstu do podniesienia cen w odpowiedzi na fałszywy «niedobór» stworzony przez prasę”. Niestety, czytamy w Off-Guardian, pojawiły się przesłanki mówiące, że fake newsy staną się rzeczywistością za sprawą tych, którzy do tej pory tylko straszyli. Przepowiednia zostanie spełniona przez przepowiadaczy. „Na konferencji prasowej w Brukseli 25 marca tego roku Joe Biden powiedział «Jeśli chodzi o niedobory żywności – tak, rozmawialiśmy o niedoborach, które rzeczywiście się pojawią»”.
Samospełniające się proroctwo?
Kit Knightly wymienia pięć oznak świadczących, że dostawy środków spożywczych mogą zostać poważnie zaburzone, powodując jeszcze większą drożyznę, a nawet brak chleba i głód. I że wszystko to wywołane zostanie sztucznie przez nowych Stalinów, dla osiągnięcia „nowej świetlanej przyszłości”.
Autor uważa, że rosyjska „operacja specjalna” na Ukrainie, która spowodowała wzrost cen ropy, gazu i pszenicy, jest jednym z pięciu sztucznie wywołanych problemów właśnie po to, aby mógł on doprowadzić do kryzysu żywnościowego. „Rosja jest największym eksporterem pszenicy i innych zbóż na świecie, które są wykorzystywane nie tylko do produkcji żywności dla ludzi, ale także jako pasza dla zwierząt. Państwa zachodnie bojkotujące rosyjską pszenicę mogą zatem potencjalnie podnieść ceny wielu artykułów spożywczych. Widzieliśmy już racjonowanie oleju słonecznikowego (główny ukraiński eksport), z doniesieniami, że może to dotyczyć innych rodzajów produktów, w tym kiełbas, kurczaków, makaronów i piwa”. Publicysta Off-Guardian dodaje: „chaos w terenie i towarzyszący mu wzrost cen żywności są częścią celowej polityki służącej agendzie Wielkiego Resetu”. Czy Putin również należy do drużyny wielkiego resetu? Jeśli przypomnimy sobie, że Klaus Schwab uważa go za swego ucznia, odpowiedź nasuwa się sama. Oczywiście można kontrargumentować, zauważając, że „car” mógł zerwać łańcuch wiążący go z Davos, tak jak zrobił to Orbán, przecinając związki z Fundacją Sorosa, której niegdyś był beneficjentem.
Drożyznę żywności oraz braki w zaopatrzeniu nakręca dodatkowo gwałtowny skok cen ropy. Powoduje to naturalny i oczywisty efekt domina w każdym sektorze przemysłu – zwłaszcza w transporcie, logistyce i rolnictwie. Pomimo obaw przed olbrzymim wzrostem kosztów utrzymania i wiedzy o tym, że Rosja to największy eksporter ropy i gazu na świecie, narody zachodnie i ich sojusznicy praktycznie nie podjęli wysiłków, aby obniżyć koszty ropy. Zwraca się tu uwagę na zachowanie zasobnych w ropę politycznych sojuszników Zachodu, którzy mogliby, w wyniku nacisku rządów Ameryki i Europy Zachodniej, „zalać” rynek ropą, obniżając w ten sposób jej cenę. Ale tego nie robią. Arabia Saudyjska nie reaguje tak, jak w latach 2014/15, gdy poprzez zwiększenie wydobycia nie pozwoliła na skokowy wzrost cen paliwa na rynku światowym. Z tego Kit Knightly wyciąga wniosek, że: „Utrzymywanie wysokiego poziomu cen ropy naftowej jest świadomą decyzją polityczną, która pokazuje, iż rosnące koszty życia w kryzysie – i wszelkie wynikające z niego niedobory żywności – są projektowane celowo”.
Od jakiegoś czasu na łamy prasy powrócił temat ptasiej grypy i pod tym pretekstem dochodzi do masowego uboju kur i utylizowania mięsa drobiowego jako skażonego, a przez to nienadającego się do spożycia. „W wyniku tego procesu wycięto już co najmniej 27 milionów ptaków drobiowych w samych Stanach Zjednoczonych, które są największym światowym eksporterem zarówno kurczaków, jak i jaj. Francja, Kanada i Wielka Brytania również dokonały uboju milionów ptaków”. Nie dziwmy się zatem, że ceny drobiu i jaj zaczynają rosnąć. Niedawno pojawił się raport ostrzegający, że świnie mogą przenosić „superrobaki” na ludzi, więc świnie może czekać podobna rzeź. Konsekwencje dla rynku konsumenckiego są oczywiste – coraz kosztowniejsze zakupy mięsa i jego przetworów. A nawet braki w dostawach, jak to w socjalizmie.
Kolejnym sygnałem mogącym świadczyć, że wielcy tego świata pragną wpędzić nas w kryzys żywnościowy o nieobliczalnych skutkach, jest według Off-Guardian fakt, że od maja ubiegłego roku administracja Bidena zaczęła naciskać na rolników, aby dołączyli grunty rolne do „programu rezerwy ochronnej”, programu finansowanego przez władze federalne rzekomo mającego na celu ochronę środowiska. Program sprowadza się do dopłat dla rolników, którzy zdecydują się na ograniczenie, a nawet zaprzestanie upraw. „Bardzo dziwna decyzja polityczna, biorąc pod uwagę przewidywane niedobory żywności”. Stan Kalifornia ma płacić rolnikom za zmniejszenie upraw, tym razem w imię oszczędzania wody. Co ciekawe, w Wielkiej Brytanii również realizowany jest program, który wprost prowadzi do zmniejszenia produkcji żywnościowej, co jest przecież absurdem, gdy weźmie się pod uwagę obecną sytuację w zaopatrzeniu w żywność. „Od lutego tego roku rząd brytyjski wypłaca ryczałtowe sumy w wysokości 100 tys. funtów wszystkim rolnikom, którzy chcą przejść na emeryturę. Znowu dziwna polityka w okresie geopolitycznych niepokojów wpływających na zaopatrzenie w żywność”.
Piątą przesłanką wskazującą na celowe wywoływanie głodu, a przynajmniej istotnego ograniczenia w dostawach, jest nie tylko brak przeciwdziałania zjawisku zmniejszania się ilości nawozów i produktów nawozowych na światowym rynku, ale i działanie w kierunku powiększania niedoborów tych produktów. W sytuacji, gdy wojna na Ukrainie uderza w rynek nawozów (Rosja i Białoruś to dwaj najwięksi eksporterzy nawozów i produktów nawozowych na świecie), a Chiny, trzeci co do wielkości eksporter nawozów na świecie, od zeszłego lata same nałożyły zakaz eksportu tego produktu – amerykańska Union Pacific Railway nagle ograniczyła liczbę dostarczanych przez siebie nawozów, informując giganta nawozowego CF Industries, że będzie musiał zmniejszyć wykorzystanie wagonów kolejowych nawet o 20 procent.
Z głodu wyrośnie nowy świat!
Tak jak Stalin wywołał głód, aby wejść w nowy, lepszy świat, tak też postępują współcześni komuniści, zwani globalistami. Jednym z elementów wielkiego resetu jest genetycznie modyfikowana żywność. Wprowadzenie tego typu produktów na masową skalę, co pozwoliłoby uzależnić ludzkość żywieniowo od kilku megakorporacji, było planowane od dawna. Obecna sytuacja tworzy takie możliwości, daje do ręki argumenty zwolennikom tych planów, jednocześnie wytrącając je przeciwnikom GMO.
Już 15 marca, kiedy „operacja specjalna” na Ukrainie miała niespełna trzy tygodnie, „Time” pisał: „Wojna zmusza rolników do ponownego przemyślenia upraw GM [genetycznie modyfikowanych – R.K.]”. Obok tego pojawiły się opinie „ekspertów” mówiące, że: „Modyfikacje genetyczne mogą sprawić, iż brytyjski system żywnościowy będzie mniej podatny na zawirowania geopolityczne”. Tydzień później „Verdict” opublikował artykuł zatytułowany „Poprawa samowystarczalności żywnościowej dzięki uprawom GM podczas kryzysów geopolitycznych”. Czy nie robi to wrażenia, jakby prasa tylko czekała, aby zacząć rajfurzyć nam żywność genetycznie zmodyfikowaną? A trwające od czasu „pandemii” straszenie głodem, nasilone podczas agresji Putina na Ukrainę, miało za zadanie uformować opinię publiczną tak, aby wystraszona perspektywą śmierci głodowej, jak wcześniej „śmierci pod respiratorem”, zgodziła się zjeść każdy, nawet najbardziej genetycznie zmodyfikowany produkt spożywczy?
Dokonując przeglądu prasy pod kątem lansu produktów modyfikowanych genetycznie, Kit Knightly cytuje kolejne doniesienia. „ The Times of Israel” zapytał: „Czy modyfikacja genów może pomóc rolnikom zaspokoić rosnący popyt na żywność?” W podobnym tonie utrzymany był artykuł „Manila Times” zatytułowany: „W czasach niedoboru żywności: przegląd genetycznie zmodyfikowanych upraw”. Z kolei szkockie wydawnictwo Press & Journal opublikowało materiał, w którym głosi: „Rząd szkocki musi znieść zakaz upraw GM, aby złagodzić koszty utrzymania w kryzysie”, a firma „usług informacyjnych” IHS Markit opublikowała raport na temat prawnych regulacji GM w Europie, w którym stwierdziła: „Konflikt ukraińsko-rosyjski pokazał kruchość i podatność światowych i europejskich łańcuchów dostaw żywności. Na całym świecie rządy wiodących krajów producentów żywności doganiają Stany Zjednoczone, zarówno pod względem lepszego stanowienia prawa dla produktów modyfikowanych genowo (GE), jak i odróżnienia ich od starszej technologii organizmów modyfikowanych genetycznie (GMO) w celu wyeliminowania negatywnych skojarzeń, jakie mają niektórzy konsumenci, komentatorzy, rolnicy, sprzedawcy detaliczni, politycy i prawodawcy”.
„Stworzony sztucznie kryzys żywnościowy, czy to prawdziwy, czy «wirtualny», wykreowany w ramach wojny psychologicznej, ma na celu zburzenie globalnego systemu żywnościowego i «odbudowanie lepszego» – nowego dystopijnego systemu żywnościowego zbudowanego przez korporacyjne monolity i ściśle kontrolowanego w imię większego dobra [„dla Twojego dobra i innych”– R.K.]”, nie ma wątpliwości publicysta Off-Guardian.
Już w lutym 2021 r. „Journal of Agriculture, Food Systems & Community Developments” opublikował artykuł zatytułowany: „Demontaż i odbudowa systemu żywnościowego po COVID-19: Dziesięć zasad redystrybucji i regeneracji”. Kilka miesięcy później, latem 2021 r., Ruth Richardson, dyrektor wykonawcza organizacji pozarządowej Global Alliance for the Future of Food, powiedziała wprost: „Nasz dominujący system żywnościowy musi zostać zdemontowany i odbudowany”. Później, we wrześniu 2021 r., ONZ zwołała pierwszy w historii „Szczyt systemów żywnościowych”, którego misja zawierała następujące sformułowanie: „Odbudowa systemów żywnościowych na świecie pozwoli nam również odpowiedzieć na wezwanie Sekretarza Generalnego ONZ, aby «lepiej odbudować» nasz świat po COVID-19”.
Oby nam się…
W połowie maja tego roku w „The Guardian” pojawił się artykuł zawierający takie oto spostrzeżenie: „Banki upadły w 2008 r. – i nasz system żywnościowy zrobi to samo… System musi się zmienić”. Ale co w praktyce taka „zmiana” i „odbudowa” miałaby oznaczać? To przecież żadna tajemnica, rozmowy na ten temat trwają od lat, pisze Kit Knightly. „Będzie to oznaczać, że prasa i politycy zaczną promować «zdrową dietę planetarną» WEF; będzie to oznaczało przyzwyczajanie dzieci do jedzenia robaków i wodorostów; będzie to oznaczało dominację na rynku żywności genetycznie zmodyfikowanej”.
Poza tym oznaczać to będzie stygmatyzację mięsożerców, jako wrogów ludzkości i dobrostanu społecznego (jak robiono to z osobami odrzucającymi nieprzebadane szpryce przeciwko infekcjom sezonowym). Wciskanie na siłę weganizmu, jako diety jedynie słusznej politycznie i ekologicznie. Promowanie hodowanego w laboratorium „mięsa” i śluzu bakteryjnego zmieszanego w gigantycznych kadziach zamiast naturalnej żywności.
Sprowadzi to na nas, ludzi cywilizacji Zachodu, „podatki węglowe” od czerwonego mięsa i wszelkiego rodzaju importowanej żywności. Co oczywiście sprawi, że ceny poszybują wysoko w górę. Będą też podatki od „otyłości”, czyli nałożone na żywność o wysokiej zawartości cukru lub tłuszczu. Będą wysiłki propagandowe mające na celu zmianę statusu podstawowych produktów spożywczych z powszechnych na „luksusowe”.
Czyli będzie lepiej! Tylko nie dla nas – dla nich.