maxresdefault

Kowid – łgarstwo tysiąclecia

Kowid – łgarstwo tysiąclecia

„Rządy, technokarci, oligarchowie osiągający miliardowe zyski, Big Pharma, Big Data, Big Media, finansowi potentaci utuczeni zrabowanymi pieniędzmi oraz koncerny zbrojeniowe kochają pandemie z tego samego powodu, dla którego kochają wojny i ataki terrorystyczne. Kryzysy wywołane katastrofami stwarzają im okazje do zdobycia jeszcze większej władzy i bogactw”. Tak rozpoczął Robert F. Kennedy jr. swoją przedmowę do książki „The truth about Covid-19” (2021). Autorami pracy demaskującej kowidowe kłamstwa są dr Joseph Mercola oraz Ronnie Cummins1.

Bat strachu
Ludzie nigdy nie zagłosowaliby na takich polityków, którzy mówiliby, że pod ich władzą bogaci będą jeszcze bardziej zamożni, korporacje wzmocnią swą pozycję polityczną i kontrolę nad społeczeństwem, demokracja zostanie osłabiona, a prawa obywatelskie zredukowane. „Dlatego demagodzy muszą posłużyć się strachem jako bronią, aby wymusić ślepe posłuszeństwo i zgodę obywateli na zniszczenie ich praw. Zarówno ekonomicznych, jak politycznych”, czytamy w przedmowie Kennedy’ego.

Jatrarchia, czyli rządy medyków, to mało znany termin. Zapewne dlatego, że próby wprowadzenia tego sposobu rządzenia zakończyły się katastrofą i znalazły swój finał w Norymberdze, po upadku hitlerowskiej Trzeciej Rzeszy. Dziś ponownie sięga się po jatrarchię, aby przerazić ludzi, usunąć niepokornych i narzucić panowanie podobne temu sprzed ośmiu dekad.
W jednym z przemówień Robert F. Kennedy jr. podkreślał: „makiawelska manipulacja pandemią to nic innego jak usiłowanie dokonania zamachu stanu przez Big Data, Big Telecom, Big Tech, koncerny naftowe i chemiczne i globalne kartele farmaceutyczne prowadzone przez Billa Gatesa i WHO. Chcą one zwiększyć i wzmocnić swoje bogactwo i władzę nad naszym życiem, wolnością, pragną obalić naszą demokrację i zniszczyć naszą suwerenność i naszą kontrolę nad swoim życiem i zdrowiem swoich dzieci”.
Kilka lat temu w tekście „Sitwy rządzą nami strachem”, opublikowanym w „Teorii Spisku”, cytowałem wypowiedzi Barry’ego Glassnera, profesora socjologii, zawarte m.in. w jego pracy „The Culture of Fear” (Kultura strachu). Socjolog uważa, że w dziejach najnowszych nie było jeszcze takiej epoki, w której tak wielu ludzi tak bardzo by się bało. Nawet w czasie Wielkiego Kryzysu lat 30. XX w. oraz w latach wojny i latach powojennych związanych z Zimną Wojną poziom lęku w społeczeństwach świata nie był tak wysoki. „Trzech na czterech Amerykanów uważa, że dziś czują się bardziej zagrożeni i żyją przez to w większej trwodze niż 20 lat temu”. Społeczeństwa żyjące w środowisku opanowanym przez strach, „gdzie realizm jest zjawiskiem rzadszym niż niezaryglowane drzwi”, ponoszą olbrzymie koszty. Patrząc na rzeczywistość przez pryzmat przekazywanych nam informacji, z pewnością sądzimy, że świat stał się wyjątkowo groźny. Że niebezpieczeństwo czyha na nas na każdym kroku, za każdym rogiem ulicy czai się śmiertelny wróg: dewiant, psychopata, kryminalista, terrorysta. Glassner w swojej książce stara się dowieść, że to nasze postrzeganie niebezpieczeństwa uległo dramatycznemu powiększeniu, a nie rzeczywisty poziom ryzyka.

Autor „Kultury strachu” pokazuje, w jaki sposób ludzie i organizacje manipulują naszymi emocjami, czerpiąc konkretne zyski z wygenerowanych w ten sposób lęków. Politycy, którzy wygrywają wybory, nakręcają w czasie kampanii wyborczej strach przed przestępczością i używaniem narkotyków, nawet gdy wskaźniki wyraźnie mówią o spadku zarówno jednych, jak i drugich zachowań aspołecznych. Grupy wsparcia, zbierające coraz więcej pieniędzy, wyolbrzymiają niebezpieczeństwa grożące obywatelom ze strony różnych chorób. Programy telewizyjne notujące wzrost oglądalności dzięki przekonującemu straszeniu nadchodzącymi nieodwołalnie kłopotami oraz udzielaniu informacji, jak im – mimo ich nieuchronności – zapobiec. Glassner wyjaśnia, jakie koszty ponosimy, poddając się bezrefleksyjnie propagandzie strachu. Oprócz pieniędzy wydawanych na niepotrzebne programy pomocowe oraz produkty, mogące się przydać „w razie czego”, tracimy bardzo dużo zdrowia, czasu i energii, „martwiąc się naszymi lękami”.

Niektórzy już przyznają się do popełnionego czynu
„Pandemia” wpisuje się w scenariusz podnoszenia poziomu lęku. W maju 2021 r. „Naukowcy z komitetu, który zachęcał do wykorzystywania strachu w celu kontrolowania zachowań ludzi podczas pandemii kowida, przyznali, że ich praca była «nieetyczna» i «totalitarna». Członkowie Scientific Pandemic Influenza Group on Behaviors (SPI-B) wyrazili ubolewanie z powodu obranych sposobów mobilizowania społeczeństwa do przestrzegania obostrzeń, w nowej książce o roli psychologii w polityce rządu prowadzonej podczas Covid-19. SPI-B nalegała w marcu 2020 r. na to, by ministrowie zwiększyli «postrzegany poziom osobistego zagrożenia» ze strony Covid-19, ponieważ «znaczna liczba osób nadal nie czuje się wystarczająco zagrożona osobiście»”, donosiła prasa brytyjska.

Gavin Morgan, psycholog z zespołu, powiedział: „Oczywiście używanie strachu jako środka kontroli nie jest etyczne. Używanie strachu ma posmak totalitaryzmu. To nie jest postawa etyczna i do polecenia dla nowoczesnego rządu”. Wraz z (chwilowym?) odchodzeniem przez niektóre administracje państwowe od rządzenia ludźmi za pomocą epidemicznego bata, co bardziej „wrażliwe” na opinię publiczną władze zaczynają przyznawać, że „czasami przesadzały” w swych alarmistycznych opiniach. W marcu tego roku w brytyjskiej prasie (zarówno lewicowej, jak prawicowej) pojawiły się informacje mówiące, że SAGE (Naukowa Grupa Doradcza ds. Sytuacji Nadzwyczajnych, organ rządu brytyjskiego, który doradza rządowi centralnemu w sytuacjach kryzysowych) przyznaje, że jej modele pandemiczne „odbiegały od rzeczywistości”, pisze „The Spectator”.

Z kolei „The Telegraph” doniósł, że brytyjscy eksperci od kowida „wprowadzali w błąd niepokojącymi modelami [rozwoju zagrożenia pandemicznego] i porzuconą zasadą obiektywności”. Doradca rządowy wydał potępiający werdykt w sprawie reakcji naukowców na pandemię, dodając, że „nie patrzyli oni w szerszej perspektywie”. Ich obraz rzeczywistości był tunelowy, skoncentrowany na jednym zagadnieniu, stąd nie mógł być obiektywny, rzeczowy, prawdziwy. Jak stwierdził cytowany doradca, rządowi eksperci porzucili obiektywizm, wprowadzeni w błąd niepokojącymi modelami rozwoju choroby i nie docenili szkód, jakie spowodowały blokady.

Prof. Mark Woolhouse, członek Scientific Pandemic Influenza Group on Modeling (SPI-M), powiedział, że rządowy system doradztwa ds. zagrożenia pandemicznego był zdominowany przez klinicystów i specjalistów zdrowia publicznego, którzy „nie patrzyli na szerszy obraz”. W swoim pamiętniku „The Year The World Went Mad” (Rok, w którym świat oszalał) prof. Woolhouse stwierdził, że blokady „przyniosły zaskakująco mały efekt” i po prostu „odroczyły problem na inny dzień, dużym kosztem”.

Mark Woolhouse powiedział, że był „niezwykle sceptyczny” wobec raportu Imperial College London z marca 2020 r., który twierdził, że ponad 500 000 osób umrze, jeśli rząd nie zdecyduje się na restrykcyjne działania. Dane, które opublikowano zaledwie tydzień przed ogłoszeniem pierwszej blokady, spowodowały, że władze zdecydowały się na restrykcje, obawiając się doprowadzenia do niewydolności systemu służby zdrowia.

Równie błędne były przewidywania dotyczące Omicrona. Zespól profesora Grahama Medleya, przewodniczącego zespołu tworzącego modele dla SAGE, w sprawach związanych z komisją ds. nauki i technologii zebrał dane sugerujące, że Omicron będzie zabijał od 600 do 6 000 osób dziennie – jak się okazało, liczba ofiar śmiertelnych osiągnęła 21 stycznia 2022 r. liczbę 273 i był to najwyższy poziom zgonów z powodu nowego „śmiertelnego” wirusa.

Pandemia bezobjawowa
Te „rewelacje” stały się rewelacjami nie dlatego, że ktoś je teraz ujawnił, ale że ujawniają je organa rządowe i ludzie związani z władzą i doradzający jej w czasie „pandemii” lub obserwujący z bliska, jak takie procesy doradcze i decyzyjne zachodzą i jakie błędy popełniane są podczas zbierania danych. O tym, że pandemia „wybuchła” w wyniku decyzji politycznych, a nie z powodu obiektywnych przyczyn medycznych wiadomo było tym, którzy zadali sobie trud szukania informacji i dociekania prawdy od początku hucpy pandemicznej.

Wczesną jesienią zeszłego roku Off-Guardian zebrał krążące, od zarania „pandemii”, po Internecie i niektórych mediach głównego nurtu (tak, w początkowej fazie dezinformacji, krytyczne poglądy na temat rządowej polityki pandemicznej można było znaleźć także w prasie mainstreamowej) informacje świadczące, że kowid to wielka przewała. To kłamstwo do tej pory niespotykane na całym świecie. Głównym celem ogłoszenia pandemii było to, o czym mówił cytowany wyżej polityk amerykański, zaangażowany w walkę z rosnącą dominacją korporacji, w tym zwłaszcza korporacji farmaceutycznych – poprzez sianie strachu i psychozy zdobyć takie panowanie nad ludźmi, jakiego nie udałoby się osiągnąć bez sztucznie wywołanej „sytuacji kryzysowej”. Działając w ramach państwa demokratycznego szanującego prawo konstytucyjne i wolności obywatelskie.

Podstawowy fałsz to rzekomy wysoki wskaźnik śmiertelności spowodowany kowidem. Symbolem są tu oczywiście trumny z Bergamo, trumny w Palacio de Cielo w Madrycie, lodowisku przekształconym w gigantyczną kostnicę, groby w Brazylii. Tymczasem władzom i ich „ekspertom” nie mógł być obcy fakt, że wskaźnik zgonów z powodu SARS-Cov-2 był bardzo niski „Prawie wszystkie badania dotyczące wskaźnika śmiertelności infekcji (IFR) kowid dały wyniki między 0,04 proc. a 0,5 proc. Oznacza to, że współczynnik przeżycia kowida wynosi co najmniej 99,5 proc.”.

Jak podaje strona Swiss Policy Research (SPR), niezależna, bezpartyjna grupa badawcza non-profit analizująca propagandę geopolityczną, całkowity wskaźnik śmiertelności infekcji (IFR) nowego koronawirusa w populacji ogólnej (z wyłączeniem domów opieki) wynosi w większości krajów około 0,3 proc. do 0,5 proc., co jest najbardziej porównywalne do średnich pandemii grypy w latach 1936, 1957 i 1968. I daleko mu było do śmiertelności hiszpanki z 1918 r. wynoszącej 2.3 proc. (40 milionów zgonów na 1,8 miliarda ludzi).

Liczba „zgonów z powodu kowida” jest sztucznie zawyżona. Kraje na całym świecie definiują „śmierć z powodu kowida” jako „śmierć z jakiejkolwiek przyczyny w ciągu 28/30/60 dni od pozytywnego testu”. Urzędnicy służby zdrowia z Włoch, Niemiec, Wielkiej Brytanii, USA, Irlandii Północnej i innych krajów przyznali się do tej praktyki: Usunięcie jakiegokolwiek rozróżnienia między umieraniem z powodu kowida a umieraniem na coś innego po pozytywnym wyniku testu na kowid w naturalny sposób doprowadziło do nadmiernego liczenia „zgonów z powodu kowida”. Już na początku psychozy pandemicznej rozpętanej przez rządy i usłużne media, w marcu 2020 r., brytyjski patolog dr John Lee ostrzegał w „The Spectator” przed tym „znacznym przeszacowaniem” i niebraniem pod uwagę istotnej różnicy między „zgonami z powodu kowida” a „śmiercią z kowidem”. Wykrycie patogenu, w ogóle, a u osoby ciężko chorej na inną chorobę niż tą spowodowaną przez „najmodniejszy wirus na świecie” w szczególności, w żadnej mierze nie oznaczało, że ktoś cierpi na infekcję kowidową, tym bardziej, że od niej umiera. Mógł za nią odpowiadać zupełnie inny patogen. Zauważyły to również inne źródła z głównego nurtu. Biorąc pod uwagę ogromny odsetek „bezobjawowych” zakażeń SARS-CoV-2, liczne przypadki występowania poważnych chorób współistniejących i możliwość uzyskania wyników fałszywie dodatnich, musimy powiedzieć, że liczby zgonów z powodu kowida są wyjątkowo niewiarygodne.

Zdecydowana większość zgonów „z kowidem” miała poważne choroby współistniejące. W marcu 2020 r. włoski rząd opublikował statystyki pokazujące, że 99,2 proc. pacjentów zmarłych „z powodu kowida” miało co najmniej jedną poważną chorobę współistniejącą: raka, choroby serca, demencję, chorobę Alzheimera, niewydolność nerek i cukrzycę. Ponad 50 proc. z nich cierpiało od dawna na trzy lub więcej poważne schorzenia. W październiku 2020 r. raport ministerstwa zdrowia Wielkiej Brytanii wykazał, że mniej niż 10 proc. oficjalnej liczby „zgonów z powodu kowida” miało wpisaną tę chorobę jako jedyną przyczynę śmierci.

Średnia wieku osób zmarłych „z powodu kowida” jest wyższa niż średnia długość życia. Średni wiek osoby zmarłej „z powodu kowida” w Wielkiej Brytanii wynosi 82,5 roku. We Włoszech 86. W Niemczech 83. W Szwajcarii 86. W Kanadzie 86. W USA 78, w Australii 82. W prawie wszystkich przypadkach mediana wieku „zgonu z powodu kowid” jest wyższa niż oczekiwana długość życia w kraju.

Lockdowny, przepełnione szpitale, maski
Lockdowny nie zatrzymują transmisji wirusa i są bardziej niebezpieczne dla zdrowia i życia ludzi niż sam wirus. Raport ONZ z kwietnia 2020 r. ostrzegał, że 100 000 dzieci z ubogich krajów zginie w wyniku ekonomicznych skutków lockdownów, wzrośnie też o dziesiątki milionów liczba osób borykających się z ubóstwem i głodem. Bezrobocie, bieda, samobójstwa, alkoholizm, zażywanie narkotyków i inne kryzysy społeczne i psychiczne nasilają się na całym świecie. Podczas gdy nieprzeprowadzone i opóźnione operacje i badania przesiewowe spowodują wzrost śmiertelności z powodu chorób serca, raka i innych schorzeń w niedalekiej przyszłości.

Szpitale nigdy nie były wyjątkowo przeciążone. Głównym argumentem używanym w obronie blokad jest to, że „spłaszczenie krzywej” zapobiegnie szybkiemu napływowi przypadków kowidowych i uchroni systemy opieki zdrowotnej przed załamaniem się. Jednak większość systemów opieki zdrowotnej nigdy nie była bliska upadku. W marcu 2020 r. doniesiono, że szpitale w Hiszpanii i we Włoszech są przepełnione pacjentami, ale zdarza się to w każdym sezonie grypowym. Podobnie dzieje się w Polsce, o czym wie każdy, kto w czasie sezonu infekcyjnego przebywał w szpitalu. Mówiła o tym publicznie prof. Ryszarda Chazan, kierownik Katedry i Kliniki Chorób Wewnętrznych Pneumonologii i Alergologii z Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego. W 2017 r. hiszpańskie szpitale miały 200-procentowe obłożenie, a w 2015 r. pacjenci spali na korytarzach. Artykuł JAMA z marca 2020 r. wykazał, że włoskie szpitale „zwykle działają z wydajnością 85-90 proc. w miesiącach zimowych”.

W Wielkiej Brytanii system opieki zdrowotnej jest regularnie rozciągany do granic wytrzymałości w okresie zimowym. W ramach swojej polityki wobec kowida brytyjskie ministerstwo zdrowia ogłosiło wiosną 2020 r., że „zorganizuje system przyjęć do szpitali w taki sposób, aby oddzielnie leczyć pacjentów z kowidem i z innymi chorobami”.

W praktyce oznaczało to, że tysiące łóżek stało niezajętych, w oczekiwaniu na ewentualnych pacjentów kowidowych. Natomiast brak było miejsc dla innych ciężko chorych ludzi, potrzebujących leczenia szpitalnego. „Podczas rzekomej śmiertelnej pandemii zmniejszono sztucznie liczbę wolnych łóżek szpitalnych”. Musiało to skutkować tysiącami zgonów pacjentów niekowidowych. Należy tez zwrócić uwagę na to, że w wielu krajach wydano olbrzymie sumy na budowę szpitali tymczasowych. „Zarówno w Wielkiej Brytanii, jak i w Stanach Zjednoczonych wydano miliony na tymczasowe szpitale ratunkowe, które nigdy nie były używane”.

Maski nie działają. Co najmniej kilkanaście badań naukowych wykazało, że maski nie robią nic, aby powstrzymać rozprzestrzenianie się wirusów układu oddechowego. Jedna metaanaliza opublikowana przez Amerykańskie Centrum Kontroli i Zapobiegania Chorobom w maju 2020 r. wykazała „brak znaczącego zmniejszenia transmisji grypy przy użyciu masek zakładanych na twarz”. W innym badaniu z udziałem ponad 8 tys. osób stwierdzono, że maski „nie wydają się być skuteczne przeciwko potwierdzonym laboratoryjnie wirusowym infekcjom dróg oddechowych ani przeciwko klinicznym infekcjom dróg oddechowych”. Badań tych jest zbyt wiele, aby je wszystkie zacytować, pisze Off-Guardian, odsyłając do fachowej literatury, do której linki opublikował na swej stronie. „Chociaż niektóre badania wykazały, że maska działa w przypadku kowida, wszystkie one okazały się poważnie wadliwe. Jedno z badań opierało się na zgłoszonych przez siebie ankietach jako danych. Nie mogło więc być uznane za obiektywne. Inne było tak źle zaprojektowane, że panel ekspertów domagał się anulowania badania jako przeprowadzonego nieprawidłowo. Trzecie zostało wycofane po tym, jak jego przewidywania okazały się całkowicie błędne”.

Oprócz dowodów naukowych istnieje wiele praktycznych dowodów na to, że maski nie robią nic, aby powstrzymać rozprzestrzenianie się chorób. Na przykład Dakota Północna i Południowa miały prawie identyczne liczby przypadków zakażeń, mimo że w jednym był obowiązek noszenia masek, a w drugim nie.

Bezobjawowi nie zarażają
Istnieje bardzo mało dowodów potwierdzających rzekome niebezpieczeństwo „transmisji bezobjawowej”. „W czerwcu 2020 r. dr Maria Van Kerkhove, szefowa jednostki ds. nowych chorób i chorób odzwierzęcych WHO, powiedziała: „Z danych, które posiadamy, wynika, że nader rzadko zdarza się, aby osoba bezobjawowa faktycznie przekazywała patogen drugiej osobie”.

Metaanaliza badań na temat transmisji wirusa przez osoby bezobjawowe, opublikowana przez „Journal of the American Medical Association” (JAMA) w grudniu 2020 r., wykazała, że bezobjawowi nosiciele mieli mniej niż 1 proc. szans na zarażenie osób w swoim gospodarstwie domowym. Inne badanie, przeprowadzone na grypie w 2009 roku, wykazało: „ograniczone dowody sugerujące znaczenie transmisji [bezobjawowej]. Być może przeceniono rolę bezobjawowych lub przedobjawowych osób zakażonych grypą w przenoszeniu choroby”. Biorąc pod uwagę znane wady testów PCR, wiele „bezobjawowych przypadków” może być fałszywie dodatnimi.

Z kolei dr Piotr Witczak w artykule „Powszechne maskowanie społeczeństwa jest nieuzasadnione – piętnaście argumentów i podsumowanie ponad 100 publikacji podważających skuteczność i bezpieczeństwo masek” (portal Proremedium) pisze: „W tekście opublikowanym w «Nature Communications» (listopad 2020), do którego włączono 10 mln osób (!) wykazano, że rozprzestrzenianie wirusa przez osoby bezobjawowe nie tylko było rzadkim zjawiskiem, ale wręcz w ogóle nie miało miejsca!. W badaniu nie znaleziono ANI JEDNEGO przypadku z pozytywnym wynikiem testu w kierunku SARS-CoV-2 nawet wśród bliskich kontaktów osób bezobjawowych dla tej 10-milionowej próby”.

Kto stracił? Wiemy. A kto zyskał?
Off-Guardian nie ma wątpliwości. Elita dorobiła się fortun podczas pandemii. Od początku blokady najbogatsi ludzie stali się jeszcze bardziej bogaci. „Forbes” poinformował, że powstało 40 nowych miliarderów „walczących z koronawirusem”, z których dziewięć to producenci szczepionek. „Business Insider” przekazał wiadomość, że „miliarderzy odnotowali wzrost wartości netto o pół biliona dolarów”, do października 2020 r. U nas zapewne również w ciągu dwu ostatnich lat narosło sporo „kowidowych fortun”. Kiedy zostaną sprawdzone przez CBA lub ABW? I kiedy ich posiadacze trafią przed odpowiednie instancje?

1 Bardzo dziękuję Czytelnikowi „Warszawskiej Gazety” za umożliwienie zapoznania się z tą pracą.