covid-19

Nowy rok, nowy świat

Nowy rok, nowy świat

Nie ma złudzeń, że wszelkie innowacje pochodzące od mainstreamu, takie jak przedstawione poniżej, mają jeden cel – tyranię. Dlatego w tym „kowidowym” podziale musimy sobie uświadomić, że problemem dla nas nie jest maska, szczepionka, obostrzenie, tylko to, że za pomocą sanitaryzmu władze manipulują nami. Chcą, abyśmy byli skłóconą masą, niezdolną do przeciwstawiania się przykręcaniu śruby.

„Dobrego nowego 2022 r., który bez żadnej wątpliwości będzie dużo gorszy niż 2021. Będzie gorzej, drożej, głupiej, a to tylko początek”, napisał na Twitterze publicysta Łukasz Warzecha. Te przewidywania mogą się, niestety, spełnić, sądząc po jakości władzy, jaką mamy w kraju, oraz jej działań, tyleż opresyjnych co nieskutecznych w zmniejszaniu liczby nadmiarowych zgonów. Przypomnijmy, im bardziej minister zdrowia przykręca śrubę reżimu sanitarnego, tym więcej Polaków odchodzi z tego świata. Tym jest nie tylko, jak pisał red. Warzecha, „gorzej, drożej, głupiej”, ale też bardziej zabójczo.

Dziel i rządź! Pandemiczna doga do niewoli

Jeśli komuś z Państwa przydarzyła się sytuacja, w której na widok waszej niezamaskowanej twarzy bliźni w sklepie życzył wam śmierci („obyś zdechł”), niech pocieszy się świadomością, jeśli słowo „pocieszyć” jest tu stosowne, że do podobnych, nieprzytomnych reakcji wobec osób, które w oparciu o racjonalne przesłanki, wynikające z badań naukowych, ośmielają się mieć inny pogląd na sens „obostrzeń sanitarnych” niż ten propagandowy, tępo sączony z ekranów telewizorów i innych mediów głównego nurtu – dochodzi na całym świecie. Nawet, a może zwłaszcza, w tym tzw. cywilizowanym.

„Podziel, podbij, zjednocz, uzdrów” tak brzmi tytuł artykułu pióra Karola Eisensteina zamieszczony na Waking Times. Karol Eisenstein to amerykański mówca i autor. Jego praca obejmuje szeroki zakres tematów, w tym wpływ mitu i narracji na kulturę, czytamy w Wikipedii. Tekst Eisensteina rozpoczyna się od informacji, że na serwisie randkowym Match.com potencjalny partner pewnej kobiety na wieść, że została tylko „częściowo zaszczepiona”, życzył jej rychłego zgonu. „To był jeden z wielu podobnych przypadków”.

„Biorąc pod uwagę, że co najmniej 30 proc. Amerykanów nie jest zaszczepionych (a na pewno znacznie więcej nie jest zaszczepionych), nie wróży to dobrze krajowi, jeśli ten rodzaj toksyn się rozprzestrzeni. Media i media społecznościowe obfitują w nienawistne uwagi o tym, że nieszczepieni zasługują na śmierć, powinno się im odmówić opieki medycznej, są niemoralni, nieświadomi, narcystyczni, socjopatyczni i tak dalej”. Znamy to wszystko aż za dobrze. Jako w Ameryce tak i w Polsce, można by powiedzieć. I zapewne w innych krajach też. Sławomir Mrożek zauważył w jednym z esejów, że nasza cywilizacja, z której jesteśmy tak dumni – a pisał to w „złotych latach stabilizacji” w Europie Zachodniej, czyli gdzieś tak pół wieku temu – to jedynie pozłotko, pod którym czają się i prężą swoje prymitywne muskuły pierwotne żywioły instynktu zachowania swojego życia za wszelką, bez mała, cenę.

Eisenstein zauważa również inne zjawisko – nie mniej ważne, a może nawet ważniejsze. Złe emocje po drugiej stronie szczepionkowego podziału. „Czasami w społecznościach sprzeciwiających się reżimowi sanitarnemu widzę pełne nadziei posty o tym, że zaszczepieni pewnego dnia będą lamentować i zgrzytać zębami w skrajnym żalu, gdy masowa śmierć spowodowana szczepionką pokaże im błąd w ich postępowaniu”. Przydomki takie jak „owce”, „szczepy”, „kowidowi idioci” et caetera, to woda na młyn tych, którzy stworzyli nam ten obłęd – dzieląc nas ze sobą, ułatwiają inżynierom społecznym opanowanie nas i zniewolenie. Bujny rozrost morderczej nienawiści po obu stronach barykady to dokładnie to, o co im właśnie chodzi.

Sławomir Mrożek
zauważył w jednym z esejów, że nasza cywilizacja, z której jesteśmy tak dumni – a pisał to w „złotych latach stabilizacji” w Europie Zachodniej, czyli gdzieś tak pół wieku temu – to jedynie pozłotko, pod którym czają się i prężą swoje prymitywne muskuły pierwotne żywioły instynktu zachowania swojego życia za wszelką, bez mała, cenę.

Trudno nie zgodzić się z Eisensteinem; jeśli już walcząc o wolność, wzięliśmy na siebie jeden ciężar – agresji słownej przerażonych naszym „egoizmem”, „altruistów” pragnących naszego zgonu „dla dobra swojego i innych” – musimy wziąć kolejny – spokojnego przyjmowania obelg. Co nas nie zabije, to nas wzmocni. Aby dobro mogło zwyciężyć zło, kamień, którym w Ciebie rzucono, musi powrócić do agresora chlebem. Taka jest żelazna zasada non-violence. Trudne? Oczywiście, że trudne. Zamiana zła w dobro jest jeszcze trudniejsza, niż stworzenie czegoś z niczego. Niemniej, jest możliwa. Taka jest nasza wiara.

Autor omawianego tekstu tłumaczy „Jeśli my, którzy sprzeciwiamy się nakazom szczepień, chcemy żyć w świecie opartym na godności, powinniśmy zrobić wszystko, co w naszej mocy, aby potwierdzić godność wszystkich ludzi. Odczłowieczając osoby o odmiennych poglądach, wzmacniamy ten sam wzorzec, który odczłowiecza nas samych, dysydentów”. Z drugiej strony patrząc, czy owi ludzie sami się nie dehumanizują, uznając że jedyną zasadą jest przeżyć, niezależnie w jak altruistycznej obudowie będą przedstawiać światu swoje zwierzęce – par excellence – roszczenia? Gandhi wygrał nie stosując przemocy, ale przecież walczył z ludźmi, którzy mieli pewne ludzkie zasady. Jak zauważył wiele lat temu Leszek Kołakowski, w III Rzeszy metody non-violence raczej by się nie sprawdziły. A uczestnicy ruchu mogliby co najwyżej kontynuować swój pokojowy protest w bunkrach głodowych obozów koncentracyjnych.

Wspomniane wątpliwości podsyca obszerny esej omawianego autora zatytułowany „A Path Will Rise to Meet Us” (Ścieżka, która wyrośnie nam na spotkanie). W tekście, opublikowanym na własnej stronie internetowej, Eisenstein zauważa: „Psychologia łobuzów jest dobrze zrozumiana: odreagowanie za utratę władzy, odtwarzanie traumy z odwróconymi rolami i tak dalej. Poza tym archetyp Agresora czerpie z innego źródła. Na pewnym poziomie podświadomości prześladowca chce, aby ofiara przestała być ofiarą i przeciwstawiła się mu. Dlatego uległość nie łagodzi łobuza, a jedynie zachęca go do kontynuowania agresji”. Tak jak polityka appeasementu nie „ugłaskała” Hitlera.

Wróćmy do tekstu opublikowanego na Waking Times, gdzie autor zauważa, że „Nakazy i przymus, stosowane w omawianym przypadku [czyli walki z mniemaną pandemią – R.K.], są to konie trojańskie dla aparatu kontroli, który zmiażdży również opór wobec innych naruszeń życia, człowieka i nie tylko. Nakazy i polityka przymusu mają jeszcze bardziej złowrogi skutek: dzielą społeczeństwo i stawiają nas przeciwko sobie”. I tu właśnie dotykamy clou problemu. Wypada się zgodzić z Karolem Eisensteinem, gdy mówi że zdecydowana większość ludzi nie ma najmniejszej ochoty spierać się o procedury medyczne, mutacje i warianty, transmisje poziome i pionowe, użyteczność czy też nie masek, przyłbic czy szalików lub chust. „Jednak instytucje forsujące obowiązki, przymus, nakazy i mandaty za ich nieprzestrzeganie wmanewrowały opinię publiczną w nieustanne, jałowe spory. Utkały narrację, w której nieszczepieni stanowią zagrożenie dla społeczeństwa: rozprzestrzeniają zarazki, zapełniają szpitale, rozmnażają nowe warianty. Nauka potwierdzająca te idee jest w najlepszym razie nieprzekonująca, zwłaszcza biorąc pod uwagę, jak podlega wpływom finansowym i politycznym. Zasadniczo, celowo lub nie, sytuacja została zaprojektowana tak, aby skłonić społeczeństwo do podziału. To stara formuła: wrogowie są wśród nas!”

Karol Eisenstein zwraca uwagę, że ta „stara formuła”, która zawsze odnosi sukces, dlatego jest tak często używana przez tyranów i oprawców, stąd i dziś używa się jej w narracji kowidowej, bazuje na kłamstwie, a właściwie na „matce wszystkich kłamstw”: że niektórzy z nas są mniej ważni, mniej ludzcy i mniej godni niż inni. Nawet największy tyran nie posiada jakiejś osobistej supermocy. Jego władza pochodzi z posłuszeństwa i przyzwolenia tych, którymi rządzi – ludzi, obywateli. Aby utrzymać dyktat, tyran dzieli społeczeństwo. Tych, którzy buntują się przeciwko tyranii, poddaje obróbce dehumanizacji – to nie ludzie, to roznosiciele chorób, coś jak robactwo, wszy, krótko mówiąc insekty, które należy tępić „dla dobra swojego i innych”. Agresja, nienawiść, życzenie śmierci nie są już przejawem zła, tylko – altruizmu. W ten sposób narasta w społeczeństwie obłuda, życie w kłamstwie, urojonej rzeczywistości „raju”, z którego wyrzucono wszystkich „demonicznych” dysydentów.

Tekst Karola Eisensteina
rozpoczyna się od informacji, że na serwisie randkowym Match.com potencjalny partner pewnej kobiety na wieść, że została tylko „częściowo zaszczepiona”, życzył jej rychłego zgonu. „To był jeden z wielu podobnych przypadków”.

Powiedział, czy nie powiedział?

Latem 2019 r., czyli kilka ładnych miesięcy przed wybuchem rzekomej pandemii, w przestrzeni publicznej, głównie w Internecie, pojawiła się informacja o niezwykłym oświadczeniu, które, jakoby, wyraził Henry Kissinger w 2009 r., czyli w czasie, gdy WHO zmieniło definicję pandemii, stawiając nacisk na liczbę zakażeń, a nie jak do tej pory na ciężki przebieg choroby skutkujący dużą liczbą zgonów. Warto nadmienić, że zmiana ta umożliwiła ogłoszenie „pandemii” świńskiej grypy (H1N1). Na całe szczęście spotkało się to wówczas z odporem dużej części świata nauki. Stąd „pandemia” przeszła w wielu krajach, w tym w naszym, niezauważalnie.

„W czerwcu 2010 r. na łamach brytyjskiego czasopisma medycznego BMJ oraz na posiedzeniu Zgromadzenia Parlamentarnego Rady Europy (PACE) niemal równocześnie opublikowano bardzo krytyczne względem WHO raporty związane z ogłoszeniem pandemii grypy H1N1. Głównym oskarżeniem, jakie znaleźć możemy w raportach (www.nature.com), jest informacja o tym, że pandemii grypy nie było wcale i została ona ogłoszona na potrzeby koncernów farmaceutycznych. W raportach można też wyczytać o tym, że w grupie, która w 2004 r. przygotowywała dokument w sprawie stosowania szczepionek i środków przeciwwirusowych, pracowało 3 naukowców, którzy otrzymywali wypłaty od firm farmaceutycznych, co niesie ze sobą ryzyko tzw. «konfliktu interesów»”. To było jednak dekadę temu. Nauczeni tym doświadczeniem macherzy od ustawiania świata na swoją modłę zmienili modus operandi, stąd kolejna odpalona przez nich „pandemia” nie spotkała się z tak licznymi protestami świata nauki. Cóż, „świat nauki” też się uczy i wie, że pokorne cielę… itd.

Przejdźmy do wypowiedzi Kissingera. Otóż miał on oznajmić, że „Gdy stado zaakceptuje obowiązkowe, przymusowe szczepienia, gra się kończy! Przyjmą wszystko – przymusowe oddawanie krwi lub organów – dla «większego dobra». Możemy genetycznie modyfikować dzieci i sterylizować je – dla «większego dobra». Kontrolować umysły owiec, przez co będziemy kontrolować całe stado. Wytwórcy szczepionek mogą zarobić miliardy, a wielu z was na tej sali to inwestorzy [w ten biznes]. To wielka wygrana! Przerzedzamy stado, a stado płaci nam za świadczenie usług eksterminacyjnych” [cyt. za PolitiFact, 25 czerwca 2019]. Post przekazujący treść wypowiedzi miał się ukazać po raz pierwszy w Ameryce w maju 2019 r.

Wprawdzie „cały postępowy świat”, czyli media głównego nurtu, zatrząsł się z oburzenia, wykazując m.in. na wspomnianej stronie PolitiFact, że jest to całkowita i absolutna nieprawda, że nie ma żadnych dowodów na to, aby Henry Kissinger powiedział takie słowa, ale nie wszystkich te gorące i gorliwe zapewnienia udobruchały. Wielu do dziś boczy się na tego wybitnego męża stanu i byłego doradcę prezydenckiego za te słowa, sugerując mu niegodziwe intencje i szalone pomysły, mające zamienić świat w jedną wielką dystopię.

Kilka lat wcześniej, bo w 2015 r. „The Nation”, jak czytamy w Wikipedii „najstarszy nieprzerwanie publikowany tygodnik w Stanach Zjednoczonych, obejmujący postępowe wiadomości, opinie i analizy polityczne i kulturalne”, przytoczył cały szereg udokumentowanych wypowiedzi, z których wynika, że Henry Kissinger to zły duch wszystkich prezydentów amerykańskich, od Nixona począwszy. Że jest i zawsze był zwolennikiem eskalacji konfliktów zbrojnych, nieliczącym się z liczbą ofiar wśród ludzi. Których zresztą lubi dzielić na lepszych i dużo, dużo gorszych. Do której grupy sam się zaliczył, nietrudno zgadnąć. To nie Fryderyk Nietzsche, tylko Henry Kissinger powiedział: „Historia jest… niekończącym się rozwijaniem kosmicznego rytmu, który wyraża się w […] ogromnej serii katastrofalnych wstrząsów […]; w bodźcu krwi, która nie tylko pulsuje w żyłach, ale musi zostać przelana i będzie przelana”. Oczywiście chodzi o krew innych, tych „gorszych”. Magazyn publikuje też inne wypowiedzi Kissingera, z których wynika, że widzi on świat jako jedno wielkie pole bitwy. A wygrywa w nim nie ten, kto szanuje fakty, ale ten, kto je stwarza i wymusza na innych uznanie ich jako faktów właśnie.

Henry Kissinger miał oznajmić, że: „Gdy stado zaakceptuje obowiązkowe, przymusowe szczepienia, gra się kończy! Przyjmą wszystko – przymusowe oddawanie krwi lub organów – dla «większego dobra». Możemy genetycznie modyfikować dzieci i sterylizować je – dla
«większego dobra». (…) Przerzedzamy stado, a stado płaci nam za świadczenie usług eksterminacyjnych”.

„Ekspert szanuje «fakty» i uważa je za coś, do czego można się dostosować, być może do manipulacji, ale nie do zanegowania…. W nadchodzących dziesięcioleciach Zachód będzie musiał podnieść swój wzrok, aby pojąć bardziej obiecującą koncepcję rzeczywistości…. Istnieją dwa rodzaje realistów: ci, którzy manipulują faktami i ci, którzy je tworzą. Zachód nie potrzebuje niczego tak bardzo, jak ludzi zdolnych do kreowania własnej rzeczywistości”. Dlaczego należy odrzucić skrupuły i zamiast prawdy wybrać „tworzenie” prawdy? Bo czasy, w których żyjemy, są okresem wielkiego przełomu. „Masz obowiązek przyznać, że żyjemy w rewolucyjnych czasach”.

Powyższe cytaty nie są i nie mogą być twardym dowodem na to, że Kissinger wypowiedział kontrowersyjne słowa o szczepieniu stada, jego „przerzedzaniu” i kontrolowaniu umysłów. Nie sposób jednak nie zauważyć, że nie brzmią one dysonansem, nie zaburzają harmonii wcześniejszych opinii byłego doradcy prezydenta USA.

A co na to mainstream?

Gdy histeria kowidowa nabrała rozpędu, latem 2020 r., amerykański „Forbes” opublikował artykuł „Covid i nowy porządek świata – budowanie nowej gospodarki skoncentrowanej na człowieku”. Jak wiadomo, do tej pory gospodarka nie koncentrowała się na człowieku, tylko na zysku. Przynajmniej według podręcznika ekonomii marksistowsko-leninowskiej. O tym, jak bardzo mylili się ci dwaj komuniści, znawcy wszystkiego, pisali ekonomiści, politycy, socjologowie, filozofowie.

Jednak nie do wszystkich argumenty trafiają. A ci, dla których opinie teoretyków i dowody praktyczne nie przemówiły, uznali „kryzys pandemiczny” za doskonałą okazję, aby powrócić do pomysłów „ekonomii humanistycznej”, której efekty doskonale znają ludzie żyjący za żelazną kurtyną, od czasu jej zapadnięcia do 1989 r.

Pandemia Covid-19 spowodowała bezprecedensowe zmiany w naszym życiu i gospodarce, podnosił tekst w „Forbes”. „Wymuszone przejście na pracę wirtualną, zmiany w naszych wzorcach podróżowania i konsumpcji oraz zakazy spotkań towarzyskich spowodowały sejsmiczną zmianę w aktywności. Wszystko, co można zrobić wirtualnie, teraz robi się wirtualnie. Blokada zmusza nas do myślenia o tym, co przyniesie przyszłość”, czytamy dalej.

Magazyn dokonał przeglądu spostrzeżeń, które zawarte zostały w wydanej niedawno białej księdze opracowanej przez „grupę liderów myśli”. Redakcją całości zajęli się dr Jane Thomason i Jannah Patchay. Praca nosi tytuł „Covid i nowy porządek świata — praktyczne spostrzeżenia światowych liderów myśli technologicznej”. W pierwszym rzędzie „światowi liderzy myśli” zauważyli, iż kowid obnażył smutną prawdę o dysfunkcyjności obecnego systemu gospodarczego i politycznego. To, co się dzieje w służbie zdrowia, w małym i średnim biznesie, systemie monetarnym i zarządzaniu, a dzieje się bardzo źle, winno skłonić nas do głęboko i daleko idących zmian systemowych. Bowiem wiele z tych negatywnych zjawisk, jakie obserwujemy, jest wynikiem naszej niezdolności do skutecznego reagowania na kryzys w rządzie, biznesie i społeczeństwie. Księga zredagowana przez dwójkę uczonych „wzywa do przemyślenia na nowo systemu gospodarczego, do przemyślenia tego, co cenimy i jak żyjemy”.

Jannah Patchay
Dr Jane Thomason

Najwyraźniej cenimy nie to co trzeba (wolność, prawa obywatelskie, możliwość sprzeciwu wobec tyranów?) i żyjemy nie tak, jak powinniśmy (za bardzo licząc na siebie, a nie na „pomoc” państwa?). A skandal ten wyszedł na jaw „dzięki” SARS-CoV-2.

„COVID-19 ujawnił kruchość państw narodowych, a nawet istniejącego porządku światowego. Obnażył słabość wszystkich państw postrzegających siebie jako postindustrialne. Pokazał, że są one niezdolne do wpływania na przyszłość”. Jedyne, co potrafią państwa narodowe, to „patrzeć na gruzy swojej przeszłości”. „Prawda jest taka, że mamy przerażającą liczbę ofiar śmiertelnych w Wielkiej Brytanii i załamaną gospodarkę” – mówi lord Holmes z Richmond, zasiadający członek Izby Lordów, wyższej izby brytyjskiego parlamentu. Lord zapewne nie doświadczył skutków „załamania gospodarczego” tego systemu, którego zdaje się być apologetą – socjalistycznego, z silną władzą centralną, nieznoszącego dyskusji, konkurencji, sprzeciwu.

Innowacyjnie w stronę tyranii

Wielkim przesłaniem białej księgi jest to, że nadszedł czas, aby radykalnie myśleć o tym, jak wprowadzać innowacje w społeczeństwie dla większych korzyści obywateli i jak wykorzystywać nowe technologie, które mamy do dyspozycji, aby osiągnąć pożądane zmiany. Ważnym „osiągnięciem” operacji SARS-CoV-2 jest wdrożenie przez rządy systemu nadzoru nad obywatelami pod pozorem walki z „pandemią”. Tekst w „Forbes” właściwie nie ukrywa tego, traktowanego zresztą jako walor, faktu. „Wszystko dokonuje się przy użyciu technologii rozpoznawania twarzy, kamer, technologii skanowania i śledzenia przy niewielkim oporze lub oporach publicznych. Coraz więcej ludzi na całym świecie przeprowadza teraz więcej transakcji online, gdzie ich kontrahenci, lokalizacja i zwyczaje zakupowe są obserwowane zarówno przez władze, jak i firmy w celu nadzoru”.

Coraz bardziej jasne się staje, że nasze zachowania podlegać będą systemowi nadzoru, który wymusi ich radykalne zmiany, nie ukrywa „Forbes”, cytując specjalistę: „Myślę, że trzy główne siły łączą się i zbierają, aby przekształcić życie na tej planecie w sposób, którego nigdy wcześniej nie robiono. Jedną z jest rewolucja technologiczna, w której obecnie się znajdujemy. Drugą jest fakt, że żyjemy na ogrzewającej się planecie, a jeśli nadal będziemy korzystać z jej zasobów, nie będzie ona w stanie utrzymać życia. A trzecią siłą jest równowaga ekonomiczna,” – mówi Jeremy Wilson, prezes Whitechapel Think Tank. Wspomniana „równowaga ekonomiczna” to po prostu dobrze nam znana „sprawiedliwość społeczna”. Według ekspertów cytowanych przez magazyn zmiany klimatyczne i sprawiedliwość społeczna nie są już kwestiami marginalnymi, zostały umieszczone na pierwszym planie naszej uwagi.

A co my na to?

Strona Waking Times nie ma złudzeń, że wszelkie innowacje pochodzące od mainstreamu, takie jak przedstawione wyżej, mają jeden cel – tyranię. Strona przypomina jednak, że: „Instytucje tyrańskie sprawują władzę tylko dzięki bierności społeczeństwa […] tyrani mogą być silni tylko wówczas, gdy nastawiają ludzi przeciwko sobie”. Dlatego w tym „kowidowym” podziale musimy sobie uświadomić, że problemem dla nas nie jest maska, szczepionka, obostrzenie, tylko to, że za pomocą sanitaryzmu władze manipulują nami. Chcą, abyśmy byli skłóconą masą, niezdolną do przeciwstawiania się przykręcaniu śruby, wzięciu na smycz, tym bardziej, że do kagańców już nas przyzwyczajono.

„Antidotum jest zabranie głosu przez dotychczas cichą większość; wzmocnienie głosów tolerancji, humoru, współczucia. Jest to forma oporu nawet ważniejsza niż opór wobec tyranii medycznej. To odporność na podziały. To opór wobec nienawiści. To opór wobec dehumanizacji. Obalmy strach i nienawiść, źródło wszelkiego zła, a wykujemy solidarność, która dokona cudów przemiany w ciągu naszego życia”.