Jak już było wielokrotnie wspominane na łamach „Teorii Spisku”, niebłahe znaczenie dla powstania dwu najbardziej krwawych totalitaryzmów: komunistycznego i hitlerowskiego miała subkultura okultystyczna. Piszę „subkultura”, ponieważ dzięki cywilizacji chrześcijańskiej, w której dominuje racjonalny argument i dyskurs, ów babiloński zabobon, pełen przerażającego bełkotu intelektualnych guślarzy, zepchnięty był do cywilizacyjnego ścieku. Nic przeto dziwnego, że w późniejszych czasach wszelkie rynsztokowe ideologie, jak wspomniane wyżej, z zajadłością atakowały naukę Pana Jezusa. Dziś do tych dwu dołączyła kolejna, zwana neomarksizmem, marksizmem kulturowym, gender czy LGBT+. Jednak w tym artykule poświęcę czas i miejsce nie teoretykom komunizmu kulturowego (a właściwie subkulturowego), tylko człowiekowi, któremu wiele zawdzięcza ideologia socjalizmu narodowego, a zwłaszcza jej przywódca Adolf Hitler.
Po prostu mentor…
Cechą okultyzmu (a w każdym razie jednej z odmian tych „przywiarek”) jest synkretyzm, czyli połączenie ze sobą różnych, nierzadko sprzecznych nauk, idei, wrażliwości moralnych czy estetycznych. Obok wierzeń babilońskich, egipskich czy dalekowschodnich pojawiają się tam również elementy swoiście rozumianego, nieortodoksyjnego, nawet w bardzo szerokim tego słowa znaczeniu, chrześcijaństwa. Tak było i tym razem. Ale zacznijmy od początku.
Dietrich Eckart, zmarły w 1923 r. w wieku pięćdziesięciu pięciu lat niemiecki dziennikarz, pisarz i polityk, to jeden z głównych ideologów hitlerowskiej partii NSDAP w jej wczesnym okresie, uczestnik puczu monachijskiego, członek Towarzystwa Thule. O tym Towarzystwie pisałem niegdyś w „Teorii Spisku”, dlatego przypomnę tylko, że była to tajna organizacja rasistowska i okultystyczna, która powstała w Monachium w ostatnich latach I wojny światowej. Nazwa wywodzi się od mitycznej wyspy Thule, która według starożytnych Greków była najbardziej na północ wysuniętym lądem.
Co jest jeszcze ważne, aby dodać, żeby sprawić, że powiązanie tego mało znanego człowieka z wodzem Niemców oraz idolem wszystkich narodowych socjalistów – a trzeba wiedzieć, że w owych czasach było ich naprawdę dużo i to nie tylko w Niemczech – wyda się Czytelnikowi oczywistą oczywistością i najprawdziwszą prawdą? Chyba jeszcze to, że gdy Eckart umierał, to wypowiedział te oto słowa: – Podążajcie za Hitlerem. On będzie tańczył, ale to ja napisałem muzykę.… Nie opłakujcie mnie: będę miał większy wpływ na bieg historii niż jakikolwiek inny Niemiec.
Oddajmy też głos Markowi Maciejewskiemu, specjaliście z Uniwersytetu Wrocławskiego, który na łamach jednego z lubelskich periodyków naukowych pisze: „Niezbyt liczni w swej grupie badacze początków narodowego socjalizmu (tzw. Vorbewegung) na ogół zgodnie – i całkowicie słusznie – uwypuklają zwłaszcza znaczny wpływ tego poety i dziennikarza na dopiero stawiającego pierwsze kroki w polityce Hitlera. Eckart stał się wtedy wręcz głównym mentorem przyszłego wodza Trzeciej Rzeszy, i to nawet do tego stopnia, że uczył Hitlera poprawnej niemczyzny, podsuwał mu literaturę wartą przeczytania, rozwijał tkwiące w nim zdolności oratorskie, zachęcał go do publicznych wystąpień, dbał nawet o jego strój i maniery, pomagał mu finansowo oraz – co nie mniej ważne – zapoznał go z niektórymi przedstawicielami niemieckich elit. Można zaryzykować twierdzenie, że poniekąd »stworzył« Hitlera jako polityka, choć nie był jedyną osobą, która wycisnęła na nim wyraźne piętno”.
Wikipedia powołując się na Richarda Steigmanna-Galla głosi, że „Hitler uważał Eckarta za swojego mentora, pod koniec »Mein Kampf« składa mu hołd twierdząc, że Eckart był jednym z największych bohaterów ruchu nazistowskiego”.
Wcześni współpracownicy Hitlera, tacy jak Rudolf Hess, Ernst Hanfstaengl i Hermann Esser – wszyscy twierdzili, że Hitler szanował cierpiącego na „chorobę alkoholową” dramatopisarza Dietricha Eckarta bardziej niż jakiegokolwiek innego towarzysza. Ocenę tę potwierdzili wybitni niemieccy historycy Karl Dietrich Bracher, Werner Maser, Georg Franz-Willing i Ernst Nolte.
W owym czasie Eckart chyba nie miał zbyt wielu konkurentów w rodzącym się brunatnym ruchu do tego, aby stać się nauczycielem Hitlera. Strona Spartacus Educational pisze, że pierwsze spotkanie przyszłego wodza Niemców z członkami Niemieckiej Partii Robotniczej w 1919 r. było dość rozczarowujące. W „Mein Kampf” Hitler tak pisał o tym wydarzeniu: „[Na zebraniu] zastałem około 20–25 osób, w większości należących do niższych klas (…). Wrażenie, jakie na mnie zrobili, nie było ani dobre, ani złe. Czułem, że tutaj było jeszcze jedno z tych wielu nowych stowarzyszeń, które powstawały w tamtym czasie, a każdy kto je tworzył należał do niezadowolonych z obecnej sytuacji i sądził, że dotychczas istniejące partie nie są w stanie nic zmienić. W ten sposób wszędzie powstawały coraz to nowe ugrupowania, które szybko znikały, nie wywołując żadnego efektu i nie robiąc żadnego hałasu”.
Metafizyczny smak bawarskiego piwa
Mimo to Hitler zaczął coraz częściej pojawiać się na zebraniach. Czy podpowiedziała mu to jego polityczna intuicja? A może „duch germański”, który z jakichś „mistycznych” względów upodobał sobie wnętrza bawarskich piwiarni? Tego chyba nigdy się nie dowiemy. Faktem jest, że Hitler nie zraził się pierwszym wrażeniem i nie tylko coraz częściej przychodził na zebrania, ale też coraz częściej zaczął na nich zabierać głos.
Dziennikarz strony New Dawn Mehmet Sabeheddin pisał, że po wysłuchaniu przemówienia Adolfa Hitlera na zebraniu politycznym w 1919 r. Eckart rozpoznał talent przyszłego wodza III Rzeszy, widząc w nim doskonałego demagoga i sprawnego organizatora. Dostrzegł też w Hitlerze kogoś, kto potrafił przełożyć okultystyczny światopogląd Towarzystwa Thule na praktykę. Zdoła wcielić w życie chore rojenia, zbrodnicze widzimisię nawiedzonych ezoteryków. Okultysta szybko wziął Adolfa Hitlera pod swoje skrzydła i uczynił go swoim protegowanym. Eckart spopularyzował główne założenie Towarzystwa Thule, wiarę w nadejście „niemieckiego mesjasza”, który wybawi naród z klęski, jaką poniósł podczas I wojny światowej. Przyszły mentor wodza III Rzeszy wyraził swoje oczekiwanie w wierszu, który napisał kilka miesięcy przed pierwszym spotkaniem z Hitlerem. W poemacie odnosi się do „Wielkiego”, „Bezimiennego”, „którego wszyscy wyczuwają, ale nikt nie widział”. Kiedy wreszcie spotkał Hitlera, był przekonany, że to właśnie ten niewielki brunecik z wąsem jest przepowiedzianym zbawicielem, czytamy w New Dawn.
Trzeba też dodać, że mentor Hitlera redagował antysemickie czasopismo „Auf gut Deutsch”. W tym okresie zaprzyjaźnił się z Alfredem Rosenbergiem. W styczniu 1919 r. wraz z Hermannem Esserem, Gottfriedem Federem i Karlem Harrerem założył Niemiecką Partię Robotniczą (DAP). Harrer został wybrany na przewodniczącego partii. Wtedy też Eckart zauważył: „Potrzebujemy postawić na czele człowieka, który zniesie dźwięk karabinu maszynowego. (…). Nie możemy zatrudnić oficera, bo ludzie już ich nie szanują. Najlepszy byłby ktoś, który umie mówić (…) Nie musi mieć dużo rozumu (…) Musi być kawalerem, wtedy zdobędziemy kobiety”, cytuje Spartacus Educational.
Nic też dziwnego, że antysemicki obłęd był, obok innych urojeń, częścią składową poglądów Hitlera, który stwierdził w przemówieniu z 1922 r.: „[Nasz] potężny, wielki pojedynek można sprowadzić tylko do dwóch możliwości: albo zwycięstwo Aryjczyków, albo ich unicestwienie i zwycięstwo Żydów”.
„Mistycyzm polityczny” publicysty, który jak się okazuje miał tak wielki wpływ na przywódcę Niemców w latach 1933–1945, wyrażał się również w idei Trzeciej Rzeszy. To określenie, przyjęte z wdzięcznością przez funkcjonariuszy NSDAP i stosowane nagminnie jako nieformalna nazwa Niemiec w okresie hitlerowskim, zostało spopularyzowane przez pisarza politycznego Arthura Moellera van den Brucka już w 1923 r., informuje Marek Maciejewski, dodając że nazwę tę rozumiano w kategoriach eschatologicznych, nacjonalistycznych, antydemokratycznych i autorytarnych, nawiązując do starej idei Trzeciego Rzymu, który miał powstać po upadku Konstantynopola (Drugi Rzym), zawojowanego przez Turków w 1453 r. „Trzecia Rzesza [traktowana była] jako wyraz uwieńczenia procesu dziejowego Niemiec, trwającego od Pierwszej Rzeszy (średniowiecznej), poprzez Drugą Rzeszę (wilhelmińską), do tej wyczekiwanej i ostatecznej Rzeszy”. Maciejewski przypomina też, że „jeszcze przed Moellerem van den Bruckiem określeniem drittes Reiches [trzecia Rzesza] posługiwał się Eckart. Już w 1919 r. dowodził on: »Nigdzie na ziemi inny naród nie byłby bardziej niż nasz predestynowany do stworzenia Trzeciej Rzeszy!«”.
Z pijanej knajpy na ezoteryczne salony
Mehmet Sabeheddin pisze, że Eckart przedstawił Hitlera kapitanowi Ernstowi Röhmowi, który miał powiązania z wyższymi oficerami armii niemieckiej. Röhm, jawny homoseksualista zamordowany później z rozkazu Hitlera, stał na czele skrzydła wojskowego Towarzystwa Thule. Inni inicjatorzy okultystycznego Thule, których Hitler poznał dzięki Eckartowi , to Rudolf Hess (który został zastępcą Hitlera) i Alfred Rosenberg, później główny ideolog narodowych socjalistów (NSDAP), twórca tezy o wyższości rasy aryjskiej, zwłaszcza nad Słowianami i innymi narodami Europy Wschodniej, w tym zamieszkujących tam Żydów. Inną zbrodniczą ideą Rosenberga była teoria Lebensraumu, przestrzeni życiowej dla narodu niemieckiego na wschodnich.
Co istotne, kontynuował dziennikarz New Dawn, Eckart zapewnił Hitlerowi fundusze i wspierał go w ramach Niemieckiej Partii Robotniczej, będącej polityczną „grupą frontową” Towarzystwa Thule. Eckart był jednym z założycieli partii, którą Hitler szybko przekształcił w Narodowo-Socjalistyczną Niemiecką Partię Robotniczą (NSDAP). Był pierwotnym wydawcą partyjnego tabloidu „Völkischer Beobachter”, monachijskiej gazety kupionej przez Rudolfa von Sebottendorffa w imieniu Towarzystwa Thule. Eckart napisał także tekst do quasi-mistycznego nazistowskiego hymnu „Deutsche erwache!” (Przebudźcie się Niemcy).
Należy mocno podkreślić, że – jak czytamy w New Dawn – „Historycy zgadzają się, że Eckart wywarł znaczny – i nie do przecenienia – wpływ na Hitlera. Bez jego patronatu młody austriacki weteran nigdy nie zostałby liderem partii, która całkowicie zdominowała Niemcy w latach trzydziestych”.
Zacytujmy jeszcze jedną ważną opinię, którą Mehmet Sabeheddin wygłosił w oparciu o prace historyków zajmujących się wpływem ezoteryków, okultystów i innych podobnych hochsztaplerów na wodza ówczesnych Niemców, których dziś nie wiadomo czemu ukrywa się pod mianem „nazistów”. „To dzięki Eckartowi Hitler został przekształcony w politycznego führera. To spod jego pióra wyszedł w 1921 r. artykuł przedstawiający nieznanego szerzej działacza politycznego z Austrii jako »führera« narodu niemieckiego. Oddał swoją bibliotekę do dyspozycji Hitlera i nauczył go bardziej elokwentnego wyrażania siebie oraz swych poglądów”.
To właśnie Eckart rozwinął w Hitlerze jego zniewalające słuchaczy krasomówstwo, posiadające moc hipnotyczną. Sabeheddin cytuje profesora Alana Bullocka, który w słynnej pracy „Hitler: Studium tyranii” tak pisał o sile słów Hitlera wyrzucanych z emfazą podczas publicznych wystąpień: „Zdolność Hitlera do oczarowania publiczności była porównywana do okultystycznych sztuk afrykańskiego uzdrowiciela lub azjatyckiego szamana; inni porównywali to do wrażliwości medium i magnetyzmu hipnotyzera”.
Kim był Dietrich Eckart?
Jeden z biografów okultysty, Adolf Dresler, w pracy „Dietrich Eckart” napisanej w 1938 r. podkreślał, że mentor wodza nie był zwykłym publicystą politycznym. Słuszniej byłoby go nazwać „poszukiwaczem innych rzeczywistości” oraz mistykiem i wizjonerem. „Dietrich Eckart nigdy nie był politykiem w zwykłym tego słowa znaczeniu. Jako polityk był – podobnie jak w swej twórczości poetyckiej – jasnowidzem tego, co istotne i z tego punktu widzenia osądzał ludzi i wydarzenia. Z polityką dnia codziennego, z praktyczną Realpolitik, jej hipokryzją i gotowością do kompromisu, nie miał nic do czynienia”.
Eckart był alkoholikiem i morfinistą, i pewnie skończyłby w rynsztoku, zarówno tym dosłownym, jak symbolicznym („w kanale zapomnienia”, jak śpiewała Kora), gdyby nie bardzo silny organizm oraz dobra prasa, nie tylko hitlerowska (co zrozumiałe), ale również amerykańska, co poniekąd też można zrozumieć, co nie znaczy wybaczyć. I tak amerykański dziennikarz Edgar Ansel Mowrer opisał Eckarta jako „dziwnego pijanego geniusza”. Przyjaciel Eckarta Alfred Rosenberg napisał o nim: „Bez słodkiej trucizny [morfiny] nie mógłby żyć… W końcu podejmował codzienne działania, na skutek których umarłby normalny człowiek, nieposiadający takiej niedźwiedziej siły”. Dietrich Eckart, „nieuleczalny romantyk”, pisze New Dawn (choć my raczej napisalibyśmy „nieleczący się alkoholik i narkoman”), umiejscawiał się w tradycji wielkich myślicieli niemieckich Heinricha Heinego, Arthura Schopenhauera i Angelusa Silesiusa. Był również dobrze zaznajomiony z buddyzmem i tradycją starożytnych Indii.
Powołując się na pracę Jamesa Webba, autora książki „The Occult Establishment”, Mehmet Sabeheddin stwierdza, że „podstawą doktryny Eckarta był chrześcijański mistycyzm”. Jeśli tak, to było to swoiste „chrześcijaństwo”, z tym „nieswoistym” – czyli normalnym, wyznawanym od stuleci przez Kościół i wiernych – niemającym oprócz kilku ogólnych haseł nic wspólnego. „Chrześcijaństwo” mentora Adolfa Hitlera czerpało z dawno potępionej przez Kościół katolicki herezji dualistycznej, reprezentowanej w średniowieczu przez bogomilców (na Bałkanach) czy albigensów, znanych lepiej pod nazwą katarów, czyli „czystych”, działających na południu Francji i w północnych Włoszech. Herezje te swymi korzeniami sięgają III w. Właśnie wtedy Babilończyk Manes stworzył system religijny zwany manicheizmem, łączący ze sobą pierwiastki staroirańskiego zoroastryzmu, buddyzmu i chrześcijaństwa. Manicheizm (a po nim naśladujące go nurty) mówił, że świat zbudowany jest ze złej materii i każdy, kto chce uchodzić za „czystego” i dostąpić zbawienia, musi z nią walczyć, ale nie dlatego, aby „uczynić poddaną”, tylko aby ją unicestwić, a mówiąc współczesnym językiem: „zdekonstruować”. I to do gołej ziemi.
Świat widzialny, który zresztą jest iluzją, został stworzony przez złego demiurga. Jest to oczywiste zaprzeczenie nauce zawartej w Biblii, która mówi, że „Bóg widział, że wszystko, co uczynił, było bardzo dobre”. Podobnie sądził Eckart: „Człowiek musi uwolnić się od świata i zaprzeczyć wyższości materii, która jest iluzją”. Innymi słowy „chrześcijaństwo” Eckarta było „antychrześcijańskie”. Był to typowy właśnie dla okultyzmu synkretyzm, w którym symbole prawdziwej wiary, jeśli występowały, to w roli służebnej, czyli dokonywano względem nich ordynarnej profanacji. Co właśnie nauczyciel Hitlera permanentnie czynił.
A przez Hitlera mówiły krwawe eony…
Według strony New Dawn otoczenie Hitlera, równie okultystycznie nastawione jak ich wódz, inspirowane poglądami bajarzy w stylu Eckarta wierzyło, że Thule było magicznym centrum zaginionej cywilizacji, której nie wszystkie sekrety przepadły. Ich depozytariuszami stali się członkowie Towarzystwa Thule. To oni jako pośrednicy między istotami pozaziemskimi a ludźmi mieli do dyspozycji siły, które można było wykorzystać w celu opanowania świata przez Niemcy. „Badacze okultyzmu, a także niektórzy duchowi nauczyciele, od dawna doszli do wniosku, że Adolf Hitler był narzędziem dla innych sił. Coś lub ktoś inny był za nim. Czy Dietrich Eckart był istotnym łącznikiem między Hitlerem a tymi mocami? Po śmierci Eckarta w 1923 roku Hitler celowo próbował ukryć swój ogromny dług wobec Thule. Kiedy przejął kontrolę nad Niemcami, nakazał bezwzględne stłumienie wszelkich organizacji okultystycznych i nauk ezoterycznych”.
Jednak ta opinia kłóci się z innymi ustaleniami. Joseph Howard Tyson, autor pracy „Hitler’s Mentor: Dietrich Eckart, His Life, Times, & Milieu” (2008) twierdził, że Hitler nie tylko poświęcił „Mein Kampf” Eckartowi, ale także powiesił jego portret w Brązowym Domu w Monachium, umieścił jego popiersie w Kancelarii Rzeszy obok popiersia Bismarcka i nazwał berliński stadion olimpijski z 1936 r. Teatrem Zewnętrznym Dietricha Ekcarta. Jednak brytyjsko-amerykańscy uczeni praktycznie zignorowali „duchowego ojca nazizmu”.
Z kolei na stronie The History Learning czytamy, że w późniejszych latach swojej aktywności politycznej (a może okultystycznej?) Hitler prowadził coś, co nazywano „rozmowami przy stole” i podczas tych spotkań nazwisko Eckarta było wymieniane przez Hitlera przy wielu okazjach. Jeden z uczestników „rozmów przy stole” powiedział, że Hitler nazwał Eckarta swoją „gwiazdą północną” i że jego wkład do sprawy narodowego socjalizmu był „nieoceniony”. Po zdobyciu władzy Hitler pozwolił 5. pułkowi SS nosić opaskę z napisem „Dietrich Eckart”.
Jeśli Hitler u szczytu swej potęgi walczył z okultystami, to przecież nie dlatego, że był wrogiem okultyzmu, bowiem opowiedziana tu historia świadczy o tym, że wprost przeciwnie – był jego tworem i apologetą. Nie chciał jednak, aby istniejące stowarzyszenia wykreowały nowego „mesjasza”. Czego jak czego, ale konkurentów do władzy to on nie znosił i wzorem wszystkich socjalistów traktował ich jak nawóz historii. W tym wypadku na tym nawozie miała wyrosnąć potęga III Rzeszy.