Jeszcze zanim na dobre rozpoczęła się „pandemia”, już wiedzieliśmy, że jest to zaledwie jej pierwsza faza. Druga przyjdzie jesienią wraz z sezonem grypowym – powiedziały nam o tym sfery rządowe. Zapewne tak się stanie, wszak: „My nie składamy pustych obietnic, my dotrzymujemy słowa”. Rząd nie tylko naszego kraju jest taki dalekowzroczny i zapobiegliwy, również władze innych państw, głównie należących do cywilizacji Zachodu, jeśli ten termin w obecnych czasach jeszcze coś znaczy. Nagle, jak świat długi i szeroki, urzędnicy państwowi nabrali niezwykłych zdolności profetycznych, niczym starotestamentowi prorocy. Zarówno ci więksi, jak mniejsi. Co może się kryć za tym intrygującym zjawiskiem?
Proroctwa Billa
Dlaczego mówi się o drugiej fazie zjawiska, odnośnie do którego tak wiele osób ma wątpliwości, czy w ogóle zaistniało, natomiast nabywających coraz większego przekonania, że obecnie mamy do czynienia nie tyle z wirusem bezobjawowym, co z bezobjawową „pandemią”?
Makia Freeman nie ma wątpliwości, kto za tym wszystkim stoi i kto z tego czerpie profity. Przedstawia też na stronie The Freedom Articles swoją wizję czasów niechybnie, jego zdaniem, nadchodzących. Są to „manipulatorzy Nowego Porządku Świata”, a przyszłość, którą nam gotują, pod pozorem walki z wymyśloną przez siebie i zainscenizowaną chorobą, nie będzie należała do świetlistych. Przypomnijmy, że pod pojęciem macherów nowego świata rozumie się nie grupę kilku czy kilkunastu osób zapiekle knujących w głębokich podziemiach największych banków, ale pewien system zbudowany z grup połączonych wspólną ideą zniszczenia cywilizacji łacińskiej i zastąpienia jej kupą obornika zwaną przez nich „postępem”. I jest to smutna wiadomość. Pocieszająca jest taka, że między bandami dochodzi czasami do konfliktu o to, kto zagarnie całą pulę w tej upiornej grze, a najradośniejsza mówi nam, że nie taki diabeł straszny, jak go malują. Można się mu przeciwstawić, nie pozwalając na to, by napluł nam w duszę.
Jakie są zatem kolejne etapy „operacji koronawirus”? – stawia pytanie Freeman. „Teraz, gdy manipulatorzy Nowego Porządku Świata (NWO) napracowali się tak ciężko, aby wszyscy zostali odizolowani i zamknięci w swoich domach, wiele osób naturalnie zastanawia się: co dalej? Wielu z nas obudziło się widząc, że reakcje rządów na rzekome zagrożenie to aplikowanie panaceum gorszego od choroby. Manipulatorzy NWO oczywiście chcą wykorzystać stworzoną sytuację na tyle, na ile się da. Wyjaśnia to, dlaczego media głównego nurtu zalewają masową świadomość proroczymi wizjami kolejnych fal pandemii: drugiej, trzeciej, czwartej…”. Freeman oczywiście słusznie zauważa, że nie może być „odrodzenia” pandemii, skoro nie było jej „narodzenia”. Jednak nie o logikę tu chodzi, ta zresztą została już dawno przepędzona w siną dal przez budowniczych nowego wspaniałego świata. Chodzi o cel, który jest zupełnie jasny: „pozostań w strachu, nie relaksuj się, przyzwyczaj do nowej normalności. Co więcej planuje się, oprócz kolejnych fal? Jeśli chcesz wiedzieć, po prostu zapytaj Billa Gatesa”.
Dokładnie dwa miesiące temu Bill Gates udzielił ciekawego wywiadu magazynowi „Vox”. Ezra Klein – dziennikarz prowadzący rozmowę przypomniał gościowi, że w 2015 r. zadał mu pytanie o to, czego się najbardziej boi. W odpowiedzi od multimiliardera usłyszał wówczas: – Pandemii grypy, zdolnej przeorać nasz hiperzglobalizowany świat. Gates dodał, że w XX w. oprócz ofiar I i II wojny światowej były jeszcze, trochę już dziś zapomniane, ofiary grypy hiszpanki: – Był to kolec równie wielki jak II wojna światowa. Pochłonął on 65 mln ludzi. Słynny „filantrop” (bo odpowiadający na pytania dziennikarza to nie tylko biznesmen, informatyk, ale również dobroczyńca ludzkości; w każdym razie są tacy, którzy za to właśnie wynoszą go pod niebiosa) sfinansował nawet badania, które wykazały, że w dzisiejszych czasach epidemia może rozprzestrzenić się na cały świat w ciągu zaledwie kilku dni, pochłaniając miliony ofiar.
Bill Gates przewidział, że nastąpi wybuch wielkiej zarazy i próbował ostrzec świat, stwierdził Klein. Przeprowadził w ramach TED szereg rozmów i udzielił popularnym mediom wielu wywiadów. TED, jak informuje Wiki, „to marka konferencji naukowych organizowanych corocznie przez amerykańską fundację non–profit Sapling Foundation. Celem konferencji jest popularyzacja – jak głosi motto – »idei wartych propagowania«”. Mało tego, Gates, mimo że nie jest medykiem, tylko informatykiem, publikował swoje teorie również w pismach medycznych, gdzie kreślił wizję przygotowań do mającej niechybnie nadejść pandemii. W jednym z artykułów zamieszczonych w „The New England Journal of Medicine” z 2015 r. pisał, opierając się na doświadczeniach w walce z wirusem eboli, jakie środki zaradcze winno się podejmować w celu opanowania pandemii. „Nawet gdyby dzisiejszy system przeciwstawienia się rozprzestrzenianiu bboli działał idealnie, nie byłby w stanie powstrzymać bardziej zakaźnej choroby”. Dlatego należy stworzyć zupełnie nowy.
Pouczające jest, kontynuował Gates w artykule, porównanie naszych, czyli krajów Zachodu, przygotowań do epidemii z przygotowaniami do innego rodzaju globalnego zagrożenia – wojny. „Organizacja Traktatu Północnoatlantyckiego (NATO) ma jednostkę mobilną, mogącą szybko zareagować w przypadku zagrożenia. Chociaż natowski system nie jest doskonały, kraje Paktu Północnoatlantyckiego uczestniczą we wspólnych ćwiczeniach, w których opracowują logistykę dotyczącą sposobu dostarczania paliwa i żywności, ustalają język, w jakim sojusznicze armie będą się porozumiewać na polu walki i decydują, z jakich częstotliwości radiowych będą korzystać”. Gates uważa, że podobnych przygotowań do innej wojny, która może nadejść (co tam może – nadejdzie), „wojny z pandemią” nie ma. Nie wypracowano żadnych globalnych sposobów przeciwstawienia się zarazie, obejmującej cały świat.
Zarzucamy sieć, czyli zniewolenie bez granic
Multimiliarder we wspomnianym artykule zamieszczonym w branżowym piśmie medycznym ubolewa, że „Świat nie finansuje żadnej organizacji zarządzającej szerokim zestawem skoordynowanych działań, jakie wymagane są w przypadku epidemii. Ostatnia poważna symulacja wybuchu zarazy zagrażającej całemu krajowi, ćwiczenia Dark Winter, miała miejsce w USA w 2001 r. Poza tym niewiele państw wywiązało się z zobowiązań wynikających z Międzynarodowych Przepisów Zdrowotnych, które zostały przyjęte przez Organizację Narodów Zjednoczonych po wybuchu epidemii w latach 2002–2003. Chodzi o ciężki ostry zespół oddechowy (SARS). Zobowiązania te miały na celu poprawę światowej zdolności zapobiegania i powstrzymywania epidemii”.
Skutki tych zaniechań były aż nadto widoczne w okresie zmagań z wirusem eboli. Świat zamiast od razu, z biegu, rozpocząć walkę z pandemią, zaczął obmyślać środki dopiero wówczas, gdy choroba ujawniła swą niszczycielską moc. Przypomina to kopanie studni podczas pożaru. Taka sytuacja nie może się powtórzyć. „Podczas kolejnej epidemii takie opóźnienia mogą doprowadzić do globalnej katastrofy”.
Bill Gates nie oskarżał żadnej instytucji z dotychczas już istniejących o opieszałość, niedbałość, brak kompetencji. Wszystkie działały sprawnie. Nie one zawiniły, tylko system. Zdecentralizowany, rozparcelowany na poszczególne kraje. W dobie globalizmu i niechybnych globalnych epidemii taki sposób walki się nie sprawdza. Wkroczyliśmy przecież w wiek XXI. Czasy partykularyzmów, państw narodowych, rozwiązań lokalnych już minął. Tak jak NATO przygotowujące się do ewentualnego konfliktu zbrojnego szykuje armię ponadnarodową, z ponadnarodowym centrum dowodzenia i zarządzania, tak samo świat, chcąc skutecznie zmagać się ze światowym zagrożeniem zdrowotnym, potrzebuje globalnego systemu ostrzegania i reagowania na epidemie.
„Wprawdzie Światowa Organizacja Zdrowia [WHO] ma Globalną Sieć Alarmowania i Reagowania na Epidemię, jest ona niewystarczająca i poważnie niedofinansowana. Chodzi o zbudowanie takiego systemu, który umożliwiłby światowym liderom skuteczną walkę nie tylko z epidemią naturalnie występującą, ale także taką, która została wywołana atakiem bioterrorowym” – uważa Bill Gates.
Biznesmen uważa, że doświadczenia nabyte podczas epidemii eboli należy wykorzystać, podobnie jak praktyki stosowane przez władze poszczególnych krajów w okresie panowania innych chorób zakaźnych. Analizować należy nie tylko metody walki, drogi rozprzestrzeniania się wirusów, ale również sposoby zachowywania się ludzi: czy stosują się do zaleceń sanitarnych, w jaki sposób je omijają, jak reagują służby porządkowe na przejawy łamania zarządzeń.
Grupy pracujące nad danymi, jakie udało się do tej pory zebrać – w tym WHO, amerykański sanepid, czyli Centra Kontroli i Zapobiegania Chorobom (CDC) oraz sanepidy innych krajów – mogłyby rozpocząć budowę nowego systemu przesyłania danych o chorobach lub groźbach ich wybuchu. Szczególnie ważna jest inna uwaga Gatesa, zanotowana w omawianym artykule. Otóż mówi ona, że we współpracy z wymienionymi instytucjami połączone siły niektórych fundacji i firm technologicznych mogłyby zbudować taki globalny system zwalczania pandemii w ciągu roku. „Chociaż nie widziałem dokładnych szacunków kosztów budowy takiego systemu, prognozy Banku Światowego dają wyobrażenia kosztów bezczynności: na przykład światowa epidemia grypy zmniejszyłaby globalne bogactwo o około 3 biliony dolarów”.
Należy podkreślić, że „prorok” Bill nie tylko mówi, ale również działa, wydając miliony dolarów na badania nad szczepionkami przeciwko… No właśnie, przeciwko czemu? Chorobie, której w chwili podjęcia badań jeszcze nie było? A skoro tak poważny biznesmen zainwestował, to inwestycja musi się zwrócić – nie tylko zdrowiem i dobrostanem ludzkości, ale również pomnożeniem bogactw tego, który to zdrowie ludzkości zapewnił.
„Ale my się go nie posłuchaliśmy. Wirus przyszedł i zastał nas nieprzygotowanych. Teraz wszyscy żyjemy w koszmarze, którego tak bardzo obawiał się Gates” – stwierdził z żalem Ezra Klein.
Przyzwyczajanie mas do życia w teatrze absurdu
W niedawnej rozmowie z komikiem Stefanem Colbertem Gates ujawnia możliwe kolejne fazy „operacji koronawirus”. Tak jak w 2015 r. obawiał się nadejścia pandemii – która, jak wiemy z coraz szczelniej otaczających nas przekaziorów, „przyszła” i „szaleje” od kilku miesięcy, i wprawiając w stan permanentnego dygotu koncentruje naszą uwagę na czubek własnego nosa – tak obecnie „filantrop” ostrzega przed niechybnym bioterroryzmem. „Idea ataku bioterrorystycznego jest rodzajem koszmaru, ponieważ istnieje patogen o wysokiej śmiertelności (…) Obecnie należy skoncentrować się na przygotowaniach mających na celu zminimalizowanie skutków bioterroryzmu”.
Już na początku marca 2020 r. strona The Hill, zaliczana do mediów mainstreamowych, spekulowała na temat możliwości ataków biologicznych, sugerując nawet, że obecny stan spowodowany koronawirusem to „blueprint”. Termin ten, używając nomenklatury wojsk radzieckich z czasów II wojny światowej, oznacza razwiedkę bojem – rozpoznanie sytuacji walką.
„Niezależnie od źródła koronawirusa, jego wybuch i przebieg stanowi obecnie mapę drogową dla przyszłego bioterroryzmu. Szkody były szybkie i ogromne – znacznie większe niż 11 września [chodzi o atak na bliźniacze wieże w Nowym Jorku w 2001 r.] – i doszło do nich na całym świecie”. Natomiast reakcje rządów poszczególnych krajów były „przewidywalne i nieskuteczne”. Koszt broni biologicznej, zwanej też „brudną bombą”, jest niewielki. Atak wirusem „Reprezentuje idealną asymetryczną strategię wojenną i nie powinno być wątpliwości, że sposoby reakcji świata zachodniego na koronawirusa są uważnie badane przez planistów wojskowych w Korei Północnej, Teheranie, Moskwie, Pekinie i pustynnych jaskiniach na całym Bliskim Wschodzie” – pisze Grady Means, publicysta The Hill.
„Terroryści, np. związani z tzw. Państwem Islamskim, będą rozrzucać patogeny losowo, po całym świecie, np. we Włoszech, w Iranie, na zachodnim wybrzeżu USA. Takie postępowanie spowodowałoby wielką dezorientację i skazałoby służby wszystkich państw na zgadywanie, co się właściwie tak naprawdę stało”. Do powiększenia paniki przyczyniliby się „eksperci” i spekulacje medialne. Nieuniknione w takiej sytuacji teorie spisku dodatkowo podgrzewałyby atmosferę zbiorowej histerii. „Wszystko to można osiągnąć przy ograniczonym finansowaniu”.
Z kolei inna popularna strona internetowa Daily Beast sugeruje że koronawirus tchnie nowe życie w ruchy terrorystyczne, ponieważ terroryści ujrzeli obnażone przez COVID-19 słabości rządowe, ekonomiczne i społeczne świata zachodniego. Wnioski, jakie wyciągną z tej obserwacji, są oczywiste – należy wykorzystać broń biologiczną do uderzenia, czyniąc koronawirusa jeszcze zjadliwszym i bardziej śmiercionośnym. „Tak zwane Państwo Islamskie z wielkim zainteresowaniem obserwuje pandemię COVID-19. W najnowszym numerze internetowego tygodnika Naba powiedziało zwolennikom, że pandemia obala mit, »że nic nie umknie oczom i uszom sił specjalnych [krajów Europy Zachodniej i Ameryki] i nic nie dzieje się bez woli [ich] rządów«. Innymi słowy, zdaniem ISIS Stany Zjednoczone i inne mocarstwa zachodnie nie tylko nie są wszechwidzące, lecz działają na oślep” – uważa Daily Beast.
Wiemy (prawie) wszystko
Makia Freeman stwierdza jednak, że tego rodzaju narracja jest zwodnicza z tego powodu, że wyrafinowaną broń biologiczną można stworzyć tylko w najnowocześniejszych laboratoriach, jakie posiadają takie państwa jak USA. Dla przypadkowych grup terrorystycznych ten typ broni jest po prostu nieosiągalny.
Chodzi o to, aby przygotować społeczeństwo na fałszywe odrodzenie pandemii, na wypadek, gdyby poziom zaszczepionego w ludziach strachu opadł zbyt nisko, gdyby ludzie przestali wierzyć w to, co mówią ich rządy oraz współpracujące z nimi mainstreamowe media a co za tym idzie zaczęli się buntować przeciwko ponownie zarządzanym obostrzeniom, widząc, że nie ma to uzasadnienia medycznego i jest łamaniem podstawowych praw człowieka i obywatela pod pozorem utrzymania dyscypliny sanitarnej.
Dlatego kontrolerzy NWO prawdopodobnie spróbują wykorzystać wszelkie możliwe sztuczki, aby podtrzymać iluzję. Gates już wprowadza do świadomości społecznej pojęcia „pandemia 1” i „pandemia 2”. W jednym z wpisów na swoim blogu zanotował: „Każdy, kto przeżyje Pandemię, już nigdy o niej nie zapomni”. Prawdopodobnie jednak utrzymywanie ludzi w zbiorowej psychozie i permanentnym poczuciu zagrożenia poprzez atak terrorystyczny byłoby rozwiązaniem ekstremalnym, raczej należy się spodziewać scenariusza kontynuacji tego, co jest, czyli następnych fal choroby COVID-19: drugiej, trzeciej, czwartej…
Koronawirus „będzie wracał co roku jak grypa”, ostrzega czołowy chiński naukowiec, czytamy na stronie Aol. Wieść ta szybko obiegła media na całym świecie. Również nasze, polskie. Naukowcy z Chin przewidują, że koronawirus nie zostanie wyeliminowany. – Jest to bardzo prawdopodobne, że epidemia będzie współistnieć z ludźmi przez długi czas, stanie się sezonowa i utrzyma się w ludzkich ciałach – powiedział Jin Qi, dyrektor Instytutu Biologii Patogenu w Chińskiej Akademii Nauk Medycznych w Pekinie, poinformował o tym z kolei Bloomberg.
Anthony Fauci, dyrektor Narodowego Instytutu Alergii i Chorób Zakaźnych USA, również orzekł, że COVID-19, choroba wywoływana przez wirusa, może stać się sezonową dolegliwością. Przytoczył jako dowody przypadki epidemii pojawiające się teraz w krajach na półkuli południowej, które wkraczają w okresy zimowe, pisze Bloomberg. Innymi słowy sytuacja, w której drugi człowiek, z maską czy bez, będzie w naszej świadomości stałym, potencjalnym zagrożeniem, zagości u nas na długo! Jedynym ratunkiem na uniknięcie śmierci będzie posłuszne wykonywanie tego, co instytucje ponadnarodowe, za pośrednictwem lokalnych rządów, nakażą wielomiliardowym rzeszom żyjącym na kuli ziemskiej. Zapowiada się, że będziemy żyli w terrorze strachu jeszcze bardzo, bardzo długo. Do niedawna wydawało się nam, że imperatyw „maski zdejm (sic!), maski włóż” może pojawić się jedynie na poligonie podczas ćwiczeń pozorowanego ataku chemicznego lub biologicznego. Okazuje się jednak, że również miliardy ludzi na planecie, w tym miliony w naszym kraju, są przysposabiane do tego, by reagować jak pies Pawłowa. Jeśli inżynieria społeczna zakończy się sukcesem, to zapewne pojawi się kolejny rozkaz – do szczepionek czwórkami marsz! Później nastąpią kolejne. Jakie? Być może niebawem się dowiemy.
I na koniec
Freeman ma radę dla wszystkich, nawet dla tych, którzy wierzą w zabójczą moc koronawirusa i jego bezpośrednią odpowiedzialność za te wszystkie zgony, o których informuje codziennie prasa i inne mainstreamowe media. „Najlepszym sposobem na pokonanie epidemii jest umożliwienie ludziom radzenia sobie z nią przez układ odpornościowy. Knutt Wittkowski [jeden z tych epidemiologów, którzy negują zarówno rozmiar epidemii, jak sposoby radzenia sobie z nią] z trudem powstrzymuje swój sarkazm i niedowierzanie, komentując absurdalny pomysł blokad i drakońskie przepisy: – Wyjście na zewnątrz jest tym, co zatrzymuje każdą chorobę układu oddechowego”.
Za ideą drugiej fali stoi propaganda, mająca na celu przyzwyczajenie ludzi do życia w ciągłym oczekiwaniu na kolejne rzuty zarazy; po drugim nieuchronnie pojawią się następne. A jeśli się nie pojawią, to i tak będziemy musieli żyć w rygorze sanitarnym, bo tylko w ten sposób uchronimy się przed czymś, co wprawdzie jeszcze nie nastąpiło, ale zawsze nastąpić może. Czyli nie nastąpiło dzięki temu, że żyjemy tak, jakby nastąpiło… Błędne koło działa, a my zaczynamy biegać po Bożym świecie jak „kurczaki z obciętymi głowami”.
Inżynierowie społeczni NWO nie zasypują gruszek w popiele. Mainstream raźnie i skutecznie działa, co widzimy na co dzień wchodząc na strony internetowe, włączając radio lub telewizję albo czytając prasę papierową. Już obecnie publikuje się badania „dowodzące”, że nastąpi odrodzenie zarazy, jeśli obostrzenia zostaną zlikwidowane zbyt wcześnie.
„Teraz, gdy niektóre stany USA i inne części świata rozważają zniesienie obostrzeń, nie zdziw się, jeśli gdzieś znów pojawią się ogniska magicznej epidemii. Nie zdziw się również, jeśli władze zaczną zwalczać demonstrujących i protestujących przeciw przymusom sanitarnym, mówiąc, że są obrzydliwymi »twórcami [i roznosicielami] wirusów«, narażającymi wszystkich na niebezpieczeństwo lub jeśli atakować zaczną tych, którzy chcieliby ponownie otworzyć gospodarkę, nazywając ich »samolubnymi« ludźmi z obsesją na punkcie pieniędzy, zaprzepaszczającymi swoją pazernością efekty wielomiesięcznej walki z pandemią”.
Freeman kończy rozważania zasadą, jaka według Orwella panować będzie w dystopii, do której obecna „pandemia” stanowi znaczący, milowy krok: „Czerń jest bielą, góra jest w dołem, ignorancja to siła, a wojna to pokój”.