Lewica jest nieludzka!

Lewica jest nieludzka!

Lewica jest nieludzka!

Jedynym rozwiązaniem problemów społecznych powstałych z niedostatku wody, jedzenia będzie po prostu eksterminowanie ludzi jako rywali do wody, uprawy, bydła, a być może jako kogoś, kogo można zjeść. Kanibalizm może się okazać bardzo racjonalną strategią – powiedział w TOK FM profesor z Instytutu Socjologii Uniwersytetu Warszawskiego. Ten związany z SLD pracownik naukowy rozmawiał na temat zmian w klimacie i o ich możliwych konsekwencjach społecznych.

Teza, jak to w przypadku wielu polskich uczonych bywa, nie jest nowa, bowiem wcześniej głoszona była przez innych mężów, mniej lub bardziej uczonych, zatrudnionych na etatach w placówkach naukowo-dydaktycznych na Zachodzie i w USA. Tam myślenie stadne również święci tryumfy, jako modne, postępowe i przynoszące znaczne profity. W tym tak bardzo obecnie ceniony święty spokój.

Powrót do przeszłości

Według materializmu historycznego, od lat 40. XX w. wtłaczanego do głów wszystkich postępowców (a więc zapewne też przewodników duchowych wspomnianego profesora), dzieje ludzkości zaczęły się od wspólnoty pierwotnej lub komunizmu pierwotnego. Później nastąpiła faza niewolnictwa, a po niej – feudalizmu. Rewolucje burżuazyjne, takie jak rewolucja francuska 1789 r., pozwoliły przejść do kapitalizmu, z którego ludzkość została „wyzwolona” dzięki rewolucji październikowej 1917 r. oraz „rewolucjom” w innych krajach po II wojnie światowej, także w naszym. Wtedy nastała era realnego socjalizmu.

Przypomnijmy, że ustrój komunistyczny zawsze miał problemy z aprowizacją. Np. w latach 30. XX w. w czasach dynamicznie rozwijającego się najbardziej postępowego z systemów, na Ukrainie doszło do „chwilowych przerw w dostawie żywności”, powodujących śmierć milionów ludzi.

Społeczeństwa w swym rozwoju dążą do komunizmu, czyli do punktu, z którego wyszły. Z tym że na tym etapie, „komunizmu wtórnego”, oznaczającym koniec historii rozumianej jako przechodzenie od systemu mniej doskonałego do bardziej, będziemy mieli do czynienia z komunizmem naukowym. Najwyższą formą komunizmu i zarazem idealną wspólnotą międzyludzką. Używając dzisiejszego języka, zapanuje na świecie „zielony ład”.

Przypomnijmy, że ustrój komunistyczny zawsze miał problemy z aprowizacją. Np. w latach 30. XX w. w czasach dynamicznie rozwijającego się najbardziej postępowego z systemów, na Ukrainie doszło do „chwilowych przerw w dostawie żywności”, powodujących śmierć milionów ludzi. Niektórzy z oszalałych z głodu mieszkańców tej żyznej krainy, zamienionej przez system sowiecki w jeden wielki bunkier głodowy, uznawali, że „racjonalnym” wyjściem będzie zjadanie mięsa zmarłych ludzi. Jednak wówczas było chyba za wcześnie na odtrąbienie „sukcesu” nagłaśniając, jak to system komunistyczny wyzwolił swoich obywateli z kolejnego tabu, dzięki czemu dawali sobie radę z przeciwnościami losu, jakie mogą się czasami zdarzyć nawet w kraju budującym komunizm. Dlatego sporadyczne przypadki ludożerstwa karano zsyłką do łagrów.

Być może z tego też powodu podczas przejściowych problemów na rynku żywnościowym związanych z brakiem mięsa i jego przetworów sekretarze w naszym kraju nie wzywali do łamania tabu żywieniowego, tylko szukali rezerw białka zwierzęcego w głębinach morskich, lansując kryla i błękitka, a nie wśród uczestników pochodów pierwszomajowych, akademii ku czci rewolucji październikowej czy członków opozycji przedsierpniowej. A gdy penetracje morskich przestworzy spełzły na niczym, machnęli ręką na ten cały socjalizm i zamienili książeczki partyjne na czekowe, a stanowiska sekretarzy na prezesów spółek nomenklaturowych. Tak nawiasem: powstrzymanie się od konsumpcji Michnika w potrawce, Tuska w galarecie czy Wałęsy na słodko bardzo się towarzyszom opłaciło. Zastanawia mnie też, czy pan prof. Lech Nijakowski w czasie wielkiego głodu uznałby za racjonalne uszczknięcie kawałka szynki z pana prof. Jana Hartmana, zwłaszcza gdyby ten w ramach laickiego miłosierdzia zaczął dzielić się z głodującymi bliźnimi swą doczesną powłoką, jeszcze za życia?

Joseph Birdsell
uważał, że wskaźnik dzieciobójstwa w czasach prehistorycznych wynosił od 15% do 50% całkowitej liczby urodzeń.

Wyzwalanie z tabu i przesądów to wielka namiętność wszystkich postępowców, że przypomnimy ponownie Jana Hartmana, profesora UJ, chcącego w swoim czasie wyzwolić nas z „ostatniego największego tabu”, czyli kazirodztwa. Rzecz w tym, że „wyzwoleni” w taki sposób staniemy się „racjonalnymi” zwierzętami, przy których nawet czekista to mimoza. Widocznie współczesnym czekistom i gestapowcom myśli i wrażliwości o to właśnie chodzi. Przedstawicielom lewicy wydaje się, że nadszedł czas kopiowania przynajmniej niektórych „racjonalnych” zachowań idealizowanej przez nich wspólnoty pierwotnej.

Ludobójczy komunizm pierwotny

Liubov Ben-Nun, emerytowana profesor Uniwersytetu Ben Guriona w Negewie w Izraelu, powołując się na wyniki badań z ostatnich kilku dekad zauważyła, że w epoce kamiennej wiele hord uciekało się do dzieciobójstwa, obawiając się „przeludnienia” zamieszkiwanego przez nie obszaru. Nadmiar ludzi mógł skazać członków watah na głód. Joseph Birdsell uważał, że wskaźnik dzieciobójstwa w czasach prehistorycznych wynosił od 15% do 50% całkowitej liczby urodzeń. Z kolei Laila Williamson oszacowała niższy wskaźnik, bo w przedziale od 15% do 20%. Oboje antropolodzy sądzili, że tak duża liczba dzieciobójstw utrzymywała się aż do chwili rozwoju rolnictwa podczas rewolucji neolitycznej. Ponieważ w czasach, gdy żywność zdobywana była głównie metodą polowań, życie dziecka płci męskiej, jako przyszłego myśliwego i dostarczyciela jadła, zdawało się być „cenniejsze”, w gromadach zbieracko-myśliwskich częściej zabijano dziewczynki – antropolodzy porównawczy obliczyli, że 50% noworodków płci żeńskiej zostało zabitych przez rodziców w epoce paleolitu.

Dane te potwierdza Marvin Harris, amerykański antropolog, twórca materializmu kulturowego, zgodnie z którym to, jakie w danej kulturze występują wzory kulturowe, zależy w dużej mierze od czynników środowiska naturalnego. Dzieciobójstwo było wykorzystywane do utrzymania stabilnej populacji, niewyrastającej ponad bazę zgromadzonych przez nią zasobów. Badania przeprowadzone przez Marvina Harrisa i Williama Divale’a potwierdziły tę opinię; mordowanie najsłabszych było „uzasadnione” determinizmem środowiskowym. Racjonalną troską o dobrostan watahy. Wtedy rozumiany jako pełny brzuch.

Jak widać z opinii mędrca z UW, ludzkość śmiało zmierza w tym kierunku – wąsko pojętego własnego interesu. Jego wartości etycznej nie będziemy mogli oceniać, bo niby jak? W czasach posthumanizmu, postprawdy, postetyki, gdy wszelkie wartości ulegną dekonstrukcji, jakiekolwiek wartościowanie będzie niemożliwe. Liczyć się będzie pięść, pałka i leninowskie „kto kogo”.

Zjawisko dzieciobójstwa sięgające tak zamierzchłych czasów jak epoka kamienna warte jest odnotowania, również w kontekście opinii gubernatora stanu Illinois, J.B. Pritzkera, który stwierdził, że wprowadzenie legalizacji aborcji do dziewiątego miesiąca ciąży włącznie – a zapewne nawet najbardziej tęgi dialektyk miałby problem z udowodnieniem, że dziewięciomiesięczny „płód” nie jest człowiekiem – uczyni zarządzane przez niego Illinois „najbardziej progresywnym stanem w USA”. Jak widać postęp nie zawsze oznacza „w przód!”, czasami oznacza „w tył!”. Jakby to w obecnych, tęczowych czasach dwuznacznie nie zabrzmiało.

Mama aktywista

Stronę o takim tytule (Activist Mommy) prowadzi Elżbieta Johnston, która jest popularną autorką, prelegentką i aktywistką. Pani Johnston zajmuje się edukowaniem i inspirowaniem społeczeństwa w sprawach społecznych i moralnych, istotnych dla amerykańskich rodzin i patriotów. Ona i jej mąż Patrick, który jest lekarzem, pisarzem i producentem filmowym, od wielu lat należą do najbardziej zaangażowanych obrońców życia. Są też zwolennikami edukacji domowej. Jak czytamy na Activist Mommy, „Rosnące zagrożenie dla amerykańskich dzieci i okrutny atak na wolność religijną sprawiły, że Elżbieta wyszła ze swojej strefy komfortu, aby zainspirować lekceważonych konserwatystów i chrześcijan do wyjścia z cienia i odebrania kraju z rąk przeciwników”.

Badania przeprowadzone przez Marvina Harrisa (na zdjęciu) i Williama Divale’a potwierdziły tę opinię; mordowanie najsłabszych było „uzasadnione” determinizmem środowiskowym. Racjonalną troską o dobrostan watahy. Wtedy rozumiany jako pełny brzuch.

Pani Johnston codziennie doprowadza lewactwo do wściekłości, ujawniając z wielką swadą i dowcipem ich kłamstwa dotyczące aborcji, feminizmu, islamu i homoseksualizmu, regularnie publikując w Internecie filmy z komentarzami, które przyniosły ponad 70 milionów wyświetleń. „Impulsem jej aktywności i komentarzy społeczno-kulturalnych jest jej miłość do rodziny i do Zbawiciela, Jezusa Chrystusa”.

Elżbieta Johnston zwróciła uwagę, że chociaż część aktywistów współczesnej lewicy ma usta pełne sloganów o miłości do człowieka niezależnie od rasy (no chyba, że jest biała, to co innego), płci ( z wyjątkiem, rzecz jasna, „heteronormatywnej”), wyznania (z pominięciem „fundamentalistów” chrześcijańskich) itp. i dla niego właśnie pragnie ocalić Ziemię, to właściwym celem ruchów lewackich, również tych „walczących o klimat”, jest zniszczenie cywilizacji, zastępując ją chorymi wizjami największych mizantropów; ludzi, przy których Hitler, a nawet Stalin to drobni (choć groźni) wariaci.

Ruch zagłady ma głos

Przykładem tego (trawestując Mickiewicza „Słowicze wdzięki w lewackim głosie, A w sercu lisie zamiary”) jest Extinction Rebellion (XR) – ruch założony w 2018 r. Słowo „extinction” ma wprawdzie kilka znaczeń, ale w tym wypadku możemy śmiało przetłumaczyć je jako „zagłada”.

Jak czytamy w Wikipedii, XR to „międzynarodowy ruch społeczno-polityczny protestujący przeciwko bierności polityków wobec zmian klimatu, utracie bioróżnorodności oraz zagrożeniu wyginięciem ludzkości”. Pół roku po powstaniu ruchu, w styczniu 2019 r. na stronie Medium pojawił się tekst zatytułowany „W ruchu Extinction Rebellion nie chodzi o klimat” (Extinction Rebellion isn’t about the Climate). Jego autorem jest współzałożyciel organizacji Stuart Basden. W artykule dokonał on swoistego auto-da-fé, czyli publicznego przyznania, o co tak naprawdę aktywistom XR chodzi.

„Od samego początku jestem z Extinction Rebellion. Byłem jedną z 15 osób w kwietniu 2018 r., które zebrały się razem i podjęły wspólną decyzję, aby spróbować stworzyć warunki mogące zainicjować bunt. Byłem koordynatorem jednej z pięciu oryginalnych grup roboczych i od tego czasu organizuję XR dzień i noc (oszczędnie żyjąc z odłożonych pieniędzy, nie muszę pracować, porzuciłem pracę zarobkową, która dawała mi 1000 £ tygodniowo). Pracuję w RisingUp (organizacji, z której powstała XR) od jej pierwszej akcji w listopadzie 2016 r. Jestem członkiem Grupy RisingUp Holding i członkiem zespołu XR Guardianship”.

Basden wyjaśnił, że dlatego tak dużo napisał o swojej wysokiej pozycji w XR, aby podkreślić czytelnikowi fakt, że pisze do niego człowiek bardzo świadomy tego co, obecnie dzieje się na świecie – a dzieje się bardzo źle, z winy białego człowieka. „Jestem tutaj, aby powiedzieć, że XR nie dotyczy klimatu. Załamanie klimatu jest objawem toksycznego systemu, który zainfekował sposób, w jaki odnosimy się do siebie jako do ludzi i do całego życia. Zaostrzyło się to, gdy europejska »cywilizacja« rozprzestrzeniła się na całym świecie, drogą okrucieństwa i przemocy, szczególnie w ciągu ostatnich 600 lat kolonializmu, chociaż korzenie infekcji sięgają znacznie głębiej”.

Ta nienawistna Europa

Kontynuując swoją antyeuropejską tyradę aktywista stwierdza: „Europejczycy rozwłóczyli swoją toksyczność, przynosząc tortury, ludobójstwo, rzeź i cierpienia na krańce Ziemi. Ich kulturowe mity uzasadniały okropności, takie jak idea, że ​​rdzenni mieszkańcy byli zwierzętami (a nie ludźmi) i dlatego Bóg dał im władzę nad autochtonami. Zostało to wykorzystane do usprawiedliwienia ludobójstwa na wielu kontynentach, obejmującego dziesiątki milionów ludzi. Nadejście ery naukowej nasiliło to zjawisko, ponieważ świat wokół nas był coraz bardziej postrzegany jako »martwa« materia – po prostu tkwił bez ruchu i czekał, aż go wykorzystamy i wyzyskamy. Dlatego niszczymy go teraz szybciej niż kiedykolwiek”.

Biały człowiek żyje w świecie wielu urojeń. Podstawowymi są: supremacja białej rasy, patriarchat, europocentryzm, seksizm, heteronormatywność/homofobia, hierarchia klasowa. Zadaniem XR jest rozwiać te złudzenia. „Musimy wyleczyć przyczyny infekcji, a nie tylko złagodzić objawy. Skupienie się na załamaniu klimatu (symptom) bez zwracania uwagi na te toksyczne urojenia (przyczyny) jest formą ich zaprzeczenia. Co gorsza, jest to rasistowska i seksistowska forma zaprzeczenia, która eliminuje konieczność skupienia się na potrzebie dekolonizacji nas wszystkich”. W tym momencie przypominają się słowa, które trzy dekady temu obrońcy sekretarzy partyjnych kierowali do zwolenników dekomunizacji w Polsce – „każdy się ubrudził”, przeto dekomunizację trzeba zacząć od siebie.

Pani Elżbieta Johnston, codziennie doprowadza lewactwo do wściekłości, ujawniając z wielką swadą i dowcipem ich kłamstwa dotyczące aborcji, feminizmu, islamu i homoseksualizmu, regularnie publikując w Internecie filmy z komentarzami, które przyniosły ponad 70 milionów wyświetleń. „Impulsem jej aktywności i komentarzy społeczno-kulturalnych jest jej miłość do rodziny i do Zbawiciela, Jezusa Chrystusa”.

Szaleństwo umysłu kolonizatora trwa do dziś. Kontynuuje on wydobywanie paliw kopalnych, minerałów i niszczenie zasobów wodnych. Nadal prowadzi rabunkową politykę leśną i rolną. Dlatego zadaniem aktywistów XR i wszystkich ludzi pragnących dobra planety jest leczyć chore umysły. Wprawdzie autor nie podaje, w jaki sposób należy przeprowadzać kurację, no i co z tymi, którzy okażą się niepodatni na aplikowane panacea, ale nie trzeba być wielkim znawcą psychologii natchnionych aktywistów, aby przewidzieć, że aby zrealizować swój cel nie cofną się przed niczym. Obozy reedukacyjne albo obozy długiej śmierci to metody w sposób oczywisty narzucające się wszystkim uparcie dążącym do ostatecznego rozwiązania problemu ludzi ideologicznie niewygodnych. Historia nie zna innych sposobów „leczenia” z normalności.

Nawiedzeni ruszają na pomoc

Nas oczywiście nie dziwi, że lewica prędzej czy później, wzorem wspomnianych hord pierwotnych, dojdzie do wniosku, że na problemy z niewygodnymi ludźmi najlepsza jest eksterminacja. Hitleryzm i komunizm, dwa lewicowe nurty, są najlepszym dowodem na to dokąd tak naprawdę zmierza lewacka aberracja, mimo swych gromkich haseł o woli uchylenia nieba odbiorcom swych wynurzeń. Niemniej warto spojrzeć, w jaki sposób obecnie pogrobowcy Marksa i Hitlera chcą się dobrać do ludzi, którzy nie pasują do ich wizji nowego, wspaniałego świata.

Johnston zauważa, że podczas gdy większość domokrążców sprzedających tandetę klimatyczną zapewnia, że ich celem jest uniknięcie wyginięcia człowieka, inni z dumą ogłaszają, że dziesiątkowanie ludzkości jest jedynym sposobem na ocalenie planety. Niedawno wyszła książka feministycznej profesorki, „aktywistki śmierci”, Patrycji MacCormack. Tom nosi tytuł „The Ahuman Manifesto: Activism for the End of the Anthropocene” (Manifest Ahumana: aktywizm na rzecz końca antropocenu”).

Przypomnijmy tylko, że antropocen to „proponowana epoka geologiczna, charakteryzująca się znacznym wpływem człowieka na ekosystem i geologiczny system planety Ziemia. Wpływ ten będzie widoczny w przyszłości w śladach kopalnych. Antropocen nie jest oficjalnie uznany za epokę geologiczną, jednak jest postulowany przez wiele środowisk naukowych” (Wikipedia). MacCormack, profesor filozofii na Uniwersytecie Ruskin w Wielkiej Brytanii, oferuje czytelnikom rozwiązanie globalnego ocieplenia „wycofując reprodukcję” i pozwalając ludzkości wymrzeć.

„Niszcząc aktywizm, praktykę artystyczną i etykę afirmatywną, wprowadzając jednocześnie niektóre szczególnie nowoczesne zjawiska, takie jak kulty śmierci, politykę tożsamości międzysektorowej i kapitalistyczne zniewolenie ludzkich i nieludzkich organizmów aż do »zombie«, Manifest Ahumana porusza się po drogach, w których musimy komponować człowieka inaczej, szczególnie poza nihilizmem i post- i transhumanizmem oraz poza ludzkimi przywilejami ” – czytamy w książce. Czytelnik, który nie rozumie, o co w zacytowanych zdaniach chodzi, znalazł się w dobrym towarzystwie. Elżbieta Johnston, kobieta bez wątpienia inteligentna, mówi wręcz o „sałacie słownej”, która znamionuje narrację zamieszczoną w książce pani profesor z Uniwersytetu Ruskina. Innymi słowy, praca MacCormack jest zdominowana przez pseudonaukowy bełkot, który ma nie tyle przekonać do swych racji, co onieśmielić powagą słów rzekomo bardzo uczonych.

„W swojej książce, która niewątpliwie cała składa się z modnych komunałów, MacCormack przedstawia »apokalipsę jako optymistyczny początek« dla wszystkich innych gatunków, które rozkwitną na Ziemi, gdy ludzie znikną im z drogi. Według »Cambridge News« MacCormack »twierdzi, że z powodu szkód wyrządzonych innym żywym stworzeniom na Ziemi powinniśmy zacząć stopniowo rezygnować z rozmnażania się«.

„Doszłam do tego pomysłu kilkoma drogami” – stwierdziła MacCormack w „Cambridge News”. „Zostałam wprowadzona w zagadnienia filozofii dzięki swym zainteresowaniom feminizmem i teorią queer, więc prawa reprodukcyjne [aborcja] od dawna leżą w polu mych zainteresowań badawczych – dzięki temu, że stałam się wegetarianką dowiedziałam się więcej o prawach zwierząt. Podstawowym założeniem tej książki jest to, że jesteśmy w wieku antropocenu, ludzkość spowodowała masowe problemy, a jednym z nich jest stworzenie tego hierarchicznego świata, w którym odnoszą sukcesy jedynie biali, mężczyźni, heteroseksualiści i sprawni fizycznie, a ludzie innych ras, płci, orientacji seksualnej i osoby niepełnosprawne są spychani na margines”.

„Książka twierdzi również, że musimy rozbić religię” – kontynuowała MacCormack – „i inne nadrzędne siły, takie jak kościół kapitalizmu lub kult samokontroli, ponieważ powoduje to, że ludzie postępują według wymuszonych zasad, a nie z namysłem reagują na sytuacje, jakie stawia im spontaniczna rzeczywistość”.

Zbiorowa mądrość lewaków

Widzą teraz Państwo, skąd biorą swoje „odkrywcze” stwierdzenia, którymi epatują nas na okrągło dzięki mediom mainstreamowym (i niestety nie tylko mainstreamowym) tacy „niepokorni” i „nowatorscy” wyrobnicy nauki jak pani Środa, pan Hartman czy ten geniusz z UW, którego spostrzeżeniem otworzyłem artykuł. I to, powiedzmy sobie szczerze, jest najbardziej smutne. Bo gdyby chociaż te idiotyzmy sami wydumali, to wprawdzie nadal byliby bęcwałami, ale z rysem pewnej perwersyjnej oryginalności. A tak to mamy do czynienia jedynie z pustą echolalią, w obronie której wicepremier „konserwatywnego” rządu, minister szkolnictwa wyższego i wielki reformator systemu akademickiego w jednej osobie, obiecał się kłaść Rejtanem.