dr Robert Kościelny
Wywoływanie strachu i zamieszania jest niezbędne do przeprowadzenia masowej kontroli umysłu i jest to czynnik, którego wielu ludzi absolutnie nie chce rozpoznać lub wziąć pod uwagę.
Jeden z podstawowych tematów poruszanych w „Teorii Spisku” dotyczy propagandy, prania mózgu, próby wzięcia go na krótką smycz przez wysokiej klasy hochsztaplerów. A wszystko to w celu uczynienia z nas tresowanych małp, skaczących z gałęzi na gałąź pod wpływem wysłanego do naszych umysłów propagandowego impulsu. Jak pokazały ostatnie, smutne, dwa lata coraz łatwiej przychodzi rządzącym – tym właściwym, o globalnych ambicjach i wpływach, i tym lokalnym – rządom poszczególnych krajów, butnych wobec obywateli, potulnych względem globalnych potentatów, orzących nimi – wprowadzać nas w trans głupoty i bezgranicznego posłuszeństwa ludziom, którzy utopiliby nas w łyżce wody.
Trollują nas, nie przerywając snu o potędze samoświadomości
„Kiedy ludzie konfrontowani są z ideą «kontroli umysłu», często myślą o czymś z telewizji lub obrazów kinowych; samotny więzień torturowany, oszołomiony chemicznie i zamieniany w pustego zombie. I chociaż w tego rodzaju hollywoodzkim przedstawieniu jest trochę prawdy, czego dowodem ujawnione programy rządowe, takie jak MK Ultra, najbardziej podstępne [i skuteczne] formy kontroli umysłu są znacznie bardziej subtelne. Rządy i stojące za nimi elity niekoniecznie muszą fizycznie więzić, narkotyzować i brutalizować ludzi, aby wpływać na ich zachowanie. Wszystko, co muszą zrobić, to zarządzać ich postrzeganiem, oczekiwaniami i założeniami”, pisze Brandon Smith na stronie Waking Times. Nie są to rzeczy nowe, przynajmniej dla Czytelników „Teorii Spisku”. „Każdemu według jego potrzeb”, głoszą lewacy za swym bogiem Karolem Marksem, którzy strollowali cywilizację łacińską, a wraz z nią wszystkie gabinety rządzące, również te „prawicowe”. Ale żeby każdy otrzymał to, co „potrzebuje”, należy go najpierw tak urobić, aby potrzebował zgodnie z oczekiwaniami. Stąd dziś, choć tak dużo mówi się o potędze samoświadomości, pomija się, że nasza samoświadomość okazuje się być świadomością sterującego nami manipulatora.
Kolejna sprawa – znana nam, ale warta przypomnienia – poruszona przez Brandona Smitha dotyczy historii i tego, że rządzący zawsze byli zafascynowani ideą masowej hipnozy. W XVIII w. Franz Mesmer słynął z zabawiania europejskiej rodziny królewskiej pokazami tego, co nazwał „magnetyzmem zwierzęcym”, który obejmował to, co obecnie znamy jako hipnozę jednostek i grup. Od tego czasu mesmeryzm stał się synonimem próby oszołomienia ludzi, by łatwiej sterować ich zachowaniami.
Dr Steven Hassan, mający czterdziestoletnie doświadczenie w leczeniu za pomocą hipnozy, zwraca uwagę na stronie Freedom of Mind: „Hipnoza to narzędzie i podobnie jak każde inne narzędzie może być użyta do pomocy lub krzywdy. Od dziesięcioleci wiem o korzyściach płynących z hipnozy stosowanej etycznie w środowisku terapeutycznym”. Ale hipnoza może też być wykorzystywana w niecnych celach, ostrzega dr Hassan.
Uważa się, że zahipnotyzowanej osoby nie można zmusić do zrobienia czegoś, co jest sprzeczne z jej kodeksem etycznym, ale to nie jest do końca prawda. Bowiem za pomocą hipnozy można przekonać pacjenta, a właściwie ofiarę hipnotycznego nadużycia, że określone działanie jest w jego najlepszym interesie, jest jak najbardziej zgodne z kodeksem moralnym. Takie „zoperowanie świadomości” jest możliwe, a przypadki „ukrytej” hipnoterapii są odnotowywane i nagłaśniane.
Jeden z głośniejszych „The Washington Post” opisał w 2016 r. Kobieta z Shieffield Village w stanie Ohio odwiedziła Michaela W. Fine’a, swojego prawnika, aby omówić sprawę reprezentowania jej w sądzie. Kiedy już opuściła kancelarię, zauważyła, że „jej stanik jest rozpięty, a okolice pochwy mokre”, jak wynika z dokumentów sądowych. Ofiara napaści nie pamiętała zajścia. Nie pamiętała niczego, co wydarzyło się przecież tak niedawno, w gabinecie prawnika. Należy podkreślić, że kobieta nie piła alkoholu, nie przyjmowała żadnych leków psychotropowych. Była osobą zdrową psychicznie. Do takich sytuacji dochodziło wielokrotnie, albo w biurze Fine’a, albo w Lorain County Justice Center. Kobieta zdecydowała się nagrywać kolejne wizyty u prawnika. Wtedy wszyło na jaw, że to, co do tej chwili wspominała jako merytoryczną, prawną dyskusję, było w rzeczywistości molestowaniem seksualnym. W czasie nagranej rozmowy prawnik miał przyznać, że zahipnotyzował swoją ofiarę. Kobieta z Shieffield Village nie była jedyną ofiarą Fine’a i jego „ukrytej” hipnozy.
25% kowbojów to za mało. Czerwonoskórych jest (niestety) więcej
Nie wszyscy są podatni na hipnozę. Badacze ze Szkoły Medycznej Uniwersytetu Stanford wskazują, że nie każdego można zahipnotyzować, informuje PsychCentral. Dr David Spiegel, profesor psychiatrii i nauk behawioralnych, szacuje, że 25% pacjentów, których zbadał, nie można było poddać hipnoterapii. Takie osoby po prostu nie zasypiały, nie mówiąc o popadaniu w trans. Można powiedzieć, że wszelkie „zaklęcia” hipnotyzera spływały po nich niczym woda po kaczce.
Tyle że i na takich twardzieli, a przynajmniej zaczną ich część, można znaleźć sposób i przygiąć do ziemi, czyli poddać manipulacji. Bo rzecz w tym, że, według uczonych ze Stanforda, każdy mózg, poprzez swą strukturę, „wyraża gotowość” do uległości wobec serwowanych mu bodźców hipnotycznych. Wystarczy tylko w sposób bardziej umiejętny zaatakować te części mózgu odpowiedzialne za skupienie i uwagę, które u naszego kowboja są lepiej rozwinięte niż u większości populacji, aby i jego zmusić do postępowania zgodnego z oczekiwaniami. Waking Times pisze, że do takiej sytuacji można doprowadzić nie tylko w gabinecie hipnotyzera, ale również poza nim – w środowisku społecznym. „Zastanówmy się nad tym przez chwilę – w jaką codzienną aktywność zaangażowana jest przeciętna osoba? Kiedy nadmiernie skupia swoją uwagę na pojedynczym punkcie w przestrzeni przez długi czas i to do tego stopnia, że usuwa w ten sposób prawie całą swą peryferyjną świadomość? Jeśli powiemy «podczas korzystania z telefonu komórkowego», będziemy mieć rację”. Telefony komórkowe i inne małe urządzenia elektroniczne stwarzają idealne warunki do zahipnotyzowania danej osoby przez tych, którzy wiedzą, jak korzystać z ukrytych metod hipnotycznych”.
Brandon Smith podkreśla niepokojący fakt, że „stan hipnozy można wywołać w dużych grupach ludzi na dłuższy czas za pomocą odpowiedniego bodźca długoterminowego. Mentalista Darren Brown hipnotyzuje lub poddaje «praniu mózgu» całe centrum handlowe, skłaniając ludzi w nim będących, aby podnieśli ręce dokładnie wtedy, gdy tego chce, bez świadomości, dlaczego to robią. Zgadza się na to około dwóch trzecich tłumu”. Na stronie Waking Times, zamieszczającej tekst Smitha, znajdziemy film z YouTube’a, na którym Brown przeprowadza swój „eksperyment” na ludziach w centrum handlowym. Słowo „eksperyment” zamieszczam w cudzysłowie, bo jest to kuglarstwo, a nie doświadczenie naukowe sensu stricto.
Autor Waking Times czyni istotną uwagę – hipnotyzer tak długo ma władzę nad zahipnotyzowanym, dopóki ten wierzy, że przekazywane mu sugestie są prawdziwe. Bo człowiek nie da się uwieść kłamstwu, jeśli tylko wie, że jest ono kłamstwem. „Hipnoza jest zasadniczo umową między hipnotyzerem a zahipnotyzowanymi osobami, że określone przekonanie jest prawdziwe (nawet jeśli nie jest). W przypadku ofiary ataku osoba może chcieć wierzyć, że traumatyczne wydarzenie nie miało miejsca, a tym samym można ją przekonać poprzez hipnozę, aby o tym zapomniała. W przypadku grupy ludzi hipnotyzer musiałby zidentyfikować ideę lub strach, który wszyscy podzielają i CHCĄ uwierzyć, że wynika z rzeczywistego zagrożenia, a następnie go wykorzystać”.
Jedno zło?
Według Smitha zjawiskiem, które prawie każdy akceptuje, traktując jako bezwzględnie prawdziwe, jest wtłaczane w nas od dekad przekonanie (u nas od trzech dekad), że istnieje podział sceny politycznej na lewicę oraz prawicę. Siły diametralnie różniące się w poglądach i ideologii, jak też wyznające różne hierarchie wartości. Tylko do niewielu przebiła się informacja, że jest to podział „wirtualny”, a co za tym idzie obecnie polityka to, niczym życie u Szekspira – lub u tej zblazowanej laluni ze słynnego wiersza Stachury („życie to jest teatr, mówisz ciągle, opowiadasz”) – scena, na której „Maski coraz inne coraz mylne się nakłada” (tu znów Stachura). Jeszcze mniej osób przyjmuje tę wieść jako prawdziwą i wyciąga z konsekwencje dla swych postaw i działań. Dla swych poglądów. „Fałszywy paradygmat lewica/prawica jest idealną szalką Petriego do uzyskania lub wytworzenia zgody mas na zahipnotyzowanie. Ludzie CHCĄ wierzyć, że ich zespół, do którego dobrowolnie dołączyli, jest właściwym zespołem i że kierownictwo tego zespołu ma na względzie ich najlepsze interesy. Chcą wierzyć, że działania ich partii, poprzez ustawodawstwo lub środki bezpośrednie, są zawsze racjonalne i moralne. I nawet jeśli liderzy ich partii robią rzeczy, które są całkowicie sprzeczne z przekonaniami i moralnością ludzi tworzących partię, ci ludzie nadal chcą wierzyć, że za tymi decyzjami musi być jakiś logiczny powód, którego jeszcze nie potrafią zrozumieć”.
Przed naszymi oczami rozciąga się panorama działań pozornych, wydarzeń markowanych. „Oglądamy bitwy, rozpisane na role, tych dwóch sfabrykowanych drużyn, rozgrywające się w wyszukanych formach teatru Kabuki, ale nic tak naprawdę się nie zmienia, poza tym, że globalne elity stają się potężniejsze. Mimo to wielu ludzi rzeczywiście wierzy, że te bitwy są prawdziwe, i inwestują w nie ogromne ilości energii i skupiają się na nich, jakby losy świata rozstrzygały się w wybrykach politycznej opery mydlanej”, tłumaczy Smith sens wydarzeń odgrywanych w teatrze cieni.
Ludzie myśląc, że to wszystko dzieje się naprawdę, nadmiernie koncentrują się na zewnętrznym zagrożeniu. Stwarza to hipnotyzerom politycznym nie lada jaką szansę na poddawanie ludzi sugestiom i kierowanie nimi, niby zdalnie sterowaną zabawką. „Z tego powodu dyskusje polityczne głównego nurtu mniej skupiają się na zrozumieniu zagrożenia („jak” i „dlaczego”), a bardziej na utrwalaniu zagrożenia”.
Tymczasem tylko „dzięki zrozumieniu wroga (lub fałszywego wroga) można ocenić zagrożenie i zmniejszyć strach, nawet jeśli zagrożenie jest realne. Bez zrozumienia strach tylko się zwiększa. Siły polityczne starają się nieustannie przypominać nam, że istnieją zagrożenia, nie pozwalając nam czerpać korzyści z kontekstu. Nie chcą, abyśmy mieli dogłębną wiedzę na temat mechanizmów stojących za zagrożeniami”. Robią wszystko, co w ich mocy, a możliwości mają naprawdę duże, abyśmy nie byli w stanie zajrzeć za kulisy. A jeśli już komuś uda się to zrobić i zacznie ujawniać, co zobaczył „po drugiej stronie lustra” – ten ktoś szybko zyskuje w mediach głównego nurtu miano oszołoma, teoretyka spisku, świra. Zajazgocze się go, zagdacze, a później zatka usta kneblem cenzury. Unieważni banem lub rozpropagowaną opinią osoby niepoważnej, niezrównoważonej. „Mówi się nam, że nasz system działa w sposób logiczny, ale ma to dla nas sens tylko tak długo, jak długo chcemy wierzyć, że system działa tak, jak nas nauczono. Musimy ślepo wierzyć, że to, co nam początkowo powiedziano, było absolutnie prawdziwe. Pytanie brzmi, dlaczego powinniśmy? Jeśli ktoś zupełnie obcy poda nam dziwny eliksir i każe nam go wypić, czy nie kwestionowalibyśmy tego, co jest w pieniącym się naparze i nie zastanawialibyśmy się co może nam robić? Czy nie przeprowadzilibyśmy śledztwa?”
Oczywiście, że w takich wypadkach nasz instynkt samozachowawczy zadziałałby bezzwłocznie i skutecznie. Nikt przy zdrowych zmysłach nie przyjmie do organizmu czegoś, co już na kilometr cuchnie hochsztaplerstwem. Chyba że został zastraszony i zmanipulowany, jak w przypadku słynnej „szczepionki” na najmodniejszego na świecie wirusa. Wtedy wchłonie w siebie wszystko, i jeszcze się obliże.
W przypadku informacji z „wiarygodnych źródeł” i proklamacji wychodzących z ust ulubionego polityka wielu ludzi przyjmuje je w ciemno. Na wiarę. Choć jest to, niestety, „kocia wiara”. Ludziom, w tym wypadku, wygodniej jest wierzyć w kłamstwa. A może również i dlatego, że spodziewają się nagrody za przestrzeganie status quo, wyjaśnia Waking Times. „Dopiero, gdy staniemy się gotowi poświęcić wygodę, kiedy przestaniemy chcieć akceptować wszystko, co nam się mówi, i zaczniemy kwestionować przekazywaną nam rzeczywistość, tylko wtedy masowa hipnoza, pod wpływem której kiedyś byliśmy, straci swoją moc”.
Nie falami magnetycznymi, nie zaklęciami magicznymi, ale strachem
Wywoływanie strachu i zamieszania jest niezbędne do przeprowadzenia masowej kontroli umysłu i jest to czynnik, którego wielu ludzi absolutnie nie chce rozpoznać lub wziąć pod uwagę, informuje Waking Times. Pomysł, że elity zbudują skomplikowany system tylko po to, by celowo go zniszczyć, jest dla wielu po prostu zbyt wielkim wyzwaniem. „Ale, czy jest lepszy sposób na to, by doprowadzić całą populację do stanu, w którym tak bardzo podatni są na sugestie, których normalnie nie braliby pod uwagę?”
Brandon Smith w licznych artykułach, wykorzystywanych i cytowanych przeze mnie w TS, przedstawiał jak wiele jest podobieństw między globalnymi grupami elitarnymi a zachowaniami i cechami charakteru narcystycznych socjopatów (zwanych również narkopatami, którzy są niebezpieczną mieszanką narcyzmu i socjopatii, prowadzącej ich do agresywnych i sadystycznych zachowań). „Teoretyzowałem nawet – pisze Smith – że globaliści są w rzeczywistości wysoce zorganizowaną grupą narkopatów, którzy rekrutują do owczarni innych narkopatów. Wielu narkopatów wysokiego szczebla posiada intuicyjną wiedzę na temat dynamiki podatności na sugestię i ludzkiej psychiki. Nazwałbym to ich podstawową cechą przetrwania”. Narkopaci tworzą wokół siebie zamieszanie, aby przejąć kontrolę nad ludźmi. Są również znani z tego, że chętnie budują szereg nawyków i zwyczajów w danym środowisku, tylko po to, by nagle wszystko to zakłócić. W ten sposób wprowadzają stan zamieszania, aby psychicznie „ogłuszyć” swoje ofiary i uczynić z nich bezwolną, wystraszoną masę.
Strategie, które poszczególni narkopaci wykazują na małą skalę, są po prostu wyolbrzymiane tysiące razy, gdy mówimy o zachowaniach globalnych elitarystów. Ludziom, którzy uważają się za racjonalnych, trudno jest zrozumieć tego rodzaju zachowania, ale jest w tym przebiegła logika taktyczna. Kontrolę umysłu innych można osiągnąć poprzez niekończące się wytrącanie ludzi z równowagi. Wyczarowywanie chwil słabego spokoju, a następnie uderzanie cyklami nieprzewidywalnych kryzysów. Waking Times zwraca uwagę, że w ciągu minionych dekad zaprogramowano nas do bezczynności. Bierność i posłuszeństwo są nagradzane (awansem, miejscem w spółce skarbu państwa albo samorządu terytorialnego), a aktywność karana. Wpisz się w scenariusz albo giń!
Prawdziwa kontrola umysłu i masowa hipnoza wymagają naszej zgody, ale ta zgoda jest od nas wyłudzana. „Oszukują nas fałszywi przywódcy, mamiąc nas obietnicami niezgodnymi z ich rzeczywistymi intencjami i celami działań. Oszukuje nas system, który hoduje konformizm myśli i mówi nam, że ci, którzy myślą poza powszechnie akceptowaną normą, są nienormalni i «szaleni»”. Do oszustwa wykorzystywane są nasze własne słabości – nasze pragnienie pójścia razem z grupą, nasz strach przed konfrontacją z tłumem i powiedzeniem mu, że się myli, nasz strach przed utratą tego, co uważamy za stabilność życiową lub strach przed byciem we własnej skórze. „W prawdziwej kontroli umysłu nie chodzi o tortury i przemoc, ale o po cichu i umiejętnie wykreowaną akceptację. W każdej chwili możemy cofnąć zgodę udzieloną hipnotyzerom, ale musimy być gotowi przestać ignorować pewne realia. Musimy chcieć odczuwać ból, który pojawia się, gdy zdajemy sobie sprawę, że zostaliśmy oszukani i byliśmy kontrolowani w przeszłości, i musimy rozkoszować się naszą zdolnością odmowy dostosowania się. Musimy stać się częścią tego, kim jesteśmy – ludźmi, których nie można zahipnotyzować”. Którzy potęgę smaku przedkładają nad potęgę konformizmu.