Ciemne interesy BlackRock

Ciemne interesy BlackRock

Ciemne interesy BlackRock

Jan Fichtner, badacz z tytułem doktora nauk politycznych, Eelke Heemskerk, profesor nadzwyczajny nauk politycznych i Javier Garcia-Bernardo, doktorant (wszyscy z Uniwersytetu Amsterdamskiego) zamieścili rok temu na stronie Ponderwall artykuł pod wymownym tytułem „BlackRock Vanguard i State Street są właścicielami korporacyjnej Ameryki” (BlackRock Vanguard and State Street Own Corporate America). W tekście czytamy: „szybko rozwijający się sektor indeksów jest silnie skoncentrowany. Zdominowały go zaledwie trzy gigantyczne amerykańskie firmy zarządzające aktywami: BlackRock, Vanguard i State Street – co nazywamy Wielką Trójką”.

Trzej giganci

O potędze BlackRock, Vanguard i State Street od dawna krążą pogłoski, ale dopiero teraz miliony ludzi zwróciło uwagę na te ekonomiczne potęgi. Sebastian Stodolak w tekście „Władcy 12 bilionów. Trzy firmy zarządzają majątkiem większym niż łączne PKB Japonii, Niemiec i Wielkiej Brytanii”, zamieszczonym na stronie Forsal w 2018 r., cytuje opinię prof. Erica Posnera, prawnika z Uniwersytetu Chicago: „Od czasów wieku pozłacanego, a więc od końca drugiej połowy XIX w. zdominowanej przez imperia Vanderbiltów i Rockefellerów, nie mieliśmy w gospodarce do czynienia z koncentracją kapitału i monopolizacją na taką skalę, jak to ma miejsce obecnie”.

Jan Fichtner, badacz z tytułem doktora nauk politycznych, Eelke Heemskerk, profesor nadzwyczajny nauk politycznych i Javier Garcia-Bernardo, doktorant zamieścili artykuł pod wymownym tytułem „BlackRock Vanguard i State Street są właścicielami korporacyjnej Ameryki”.

Prof. Posner uważa, że aby światowa gospodarka mogła powrócić na tory wolnego rynku, jedyną drogę prawidłowego rozwoju gospodarczego, „koniecznym jest rozbicie współczesnych monopoli głęboką reformą prawa własności, która miałaby się zacząć – uwaga! – od wystawienia prywatnej własności na publiczną licytację. Swoje recepty referuje w »Radykalnych rynkach«, książce (…), o której już się mówi, że jest najbardziej śmiałym spojrzeniem na gospodarkę od czasu Miltona Friedmana”, czytamy na Forsal.

Wspominając o monopolach Posner nie tylko wskazuje na te, które od razu przychodzą każdemu na myśl w nowej cyfrowej gospodarce: Google’a czy Apple’a. Podobnie jak nie tylko na te, które ugruntowały swoją pozycję w gospodarce tradycyjnej, np. Coca-Colę. Profesor myśli również o słynnym najbogatszym 1 procencie, który kontroluje równowartość majątku pozostałych 99 proc. mieszkańców Ziemi, pisze w artykule Sebastian Stodolak. „To jednak nie wszystko. Amerykanin namierzył nowe monstra, które jego zdaniem przyczyniają się do spustoszenia w naszych portfelach”. Tymi krwiopijcami są „inwestorzy instytucjonalni”.

Zanim przejdziemy do opisu tych złowrogich podmiotów i ludzi, którzy nimi zarządzają, rozprawmy się z mitem „najbogatszego 1 procenta”, który rzekomo trzęsie posadami świata. Chcę to zrobić z dwu względów: sam kiedyś pisałem o globalnych wpływach tych nielicznych, którzy mają świat w kieszeni, stąd byłoby to tytułem sprostowania, oraz aby nie mnożyć bytów ponad potrzebę, czyli ośrodków „władzy światowej”, bo jeśli takie są, to przecież ich liczba nie może być tak wielka „jak gwiazd na niebie”.

Eelke Heemskerk

Prof. Thomas Sowell w pracy „Bieda, bogactwo i polityka w ujęciu globalnym” zwraca uwagę, że rotacja na pozycji 1 procenta ludzi („niesławny 1 procent”) mających najwyższe dochody jest bardzo duża, a w dodatku w ciągu dekady (1996–2005) osoby te musiały się pogodzić ze spadkiem dochodów o 26 proc. „Mniej niż połowa ludzi zaliczanych do 1 procenta najlepiej zarabiających pozostała w nim do końca okresu badań, a tylko około jedna czwarta szczęśliwców z górnej jednej setnej 1 procenta najlepiej zarabiających w 1996 roku utrzymała tę pozycję do roku 2005. Dochody większości z nich spadły w tym okresie co najmniej o połowę”. Rotacja jest jeszcze gwałtowniejsza pośród czterystu podatników o najwyższych dochodach w USA, wielokrotnie przewyższających średnie dochody 1 procenta najbogatszych. Dlaczego tak się dzieje? „Najwyższe dochody – górnego 1 procenta, jednej setnej górnego 1 procenta czy czterystu najbogatszych ludzi w kraju – w znakomitej większości przypadków pochodzą z inwestycji, a te charakteryzują się zdecydowanie większą zmiennością niż pensje”. Innymi słowy: osoby znajdujące się w gronie czterystu najbogatszych należą do niego tymczasowo.

Tym bardziej winniśmy zainteresować się trzema potentatami, którzy mimo, że funkcjonują na tak zmiennym rynku jak rynek inwestycyjny oraz usadowieni są na równie chwiejnym miejscu finansowego nababa, wydają się mieć bardzo stabilną i trwałą pozycję.

Aby wyjaśnić pojęcie „inwestor instytucjonalny”, którym określa się podmioty gospodarcze typu BlackRock, Vanguard i State Street, skorzystam z opisu Sebastiana Stodolaka: „Inwestor instytucjonalny pozyskuje kapitał od klientów takich jak fundusze emerytalne, bogaci rentierzy czy po prostu inne firmy, by inwestować go w obligacje, akcje czy nieruchomości. Mowa o bankach, firmach ubezpieczeniowych, funduszach emerytalnych i hedgingowych, lecz przede wszystkim o nowego typu globalnych przedsiębiorstwach, które z inwestycji kapitałowych zrobiły wszechstronny biznes na międzynarodową skalę. Udało im się zgromadzić potężny kapitał, który inwestują we wszystko, w co tylko można zainwestować, i wszędzie, gdzie tylko się da. A prócz tego, że inwestują, to jeszcze prowadzą doradztwo finansowe, analitykę, gromadzą dane typu big data. To złożone organizmy”.

Imperium większe niż Chiny

Na ekonomicznej mapie świata BlackRock, Vanguard i State Street to imperia. Zarządzane przez nich aktywa o łącznej wartości 12 bln dolarów to więcej niż PKB Chin, a 24 razy więcej niż PKB Polski, podkreśla Stodolak. „To więcej niż wszystkie państwowe fundusze majątkowe razem wzięte i ponad trzy razy więcej niż globalny przemysł funduszy hedgingowych”, dodają Jan Fichtner, Eelke Heemskerk i Javier Garcia-Bernardo w cytowanym wyżej artykule zamieszczonym na stronie Ponderwall.

Prof. Eric Posner: „Od czasów wieku pozłacanego, a więc od końca drugiej połowy XIX w. zdominowanej przez imperia Vanderbiltów i Rockefellerów, nie mieliśmy w gospodarce do czynienia z koncentracją kapitału i monopolizacją na taką skalę, jak to ma miejsce obecnie”.

Tak wielka koncentracja kapitału w jednych rękach sprawia, że wolny rynek staje się fikcją, wolna konkurencja odchodzi do lamusa, a o stwierdzeniu, że każdy, kto ma pomysł na biznes, jest przedsiębiorczy, pracowity i zdeterminowany w woli odniesienia sukcesu, plus ma łut szczęścia, może sięgnąć gwiazd – więc o tej tezie, która od wieków mobilizowała ludzi do czynu, można zapomnieć. Bo koniec końców zawsze okaże się, że „zabrakło łutu szczęścia”.

Fichtner, Heemskerk i Garcia-Bernardo zwracają uwagę, że w ciągu ostatniej dekady wiele gałęzi przemysłu w Stanach Zjednoczonych, od lotnictwa po bankowość, zostało zdominowanych przez zaledwie kilka firm. Wielka Trójka – działająca razem – jest praktycznie zawsze największym udziałowcem nielicznych konkurentów, którzy działają w tych sektorach. Tak jest w przypadku American Airlines, Delta i United Continental, podobnie jak w przypadku banków JPMorgan Chase, Wells Fargo, Bank of America i Citigroup. Wszystkie te korporacje są częścią S&P 500, indeksu, w który inwestuje większość ludzi. Ich prezesi prawdopodobnie doskonale zdają sobie sprawę, że Wielka Trójka jest dominującym akcjonariuszem ich firm i uwzględniają to przy podejmowaniu decyzji. Zatem, na przykład, prawdopodobnie linie lotnicze mają mniejszą motywację do obniżania cen, ponieważ zmniejszyłoby to ogólne zyski Wielkiej Trójki, ich wspólnego właściciela. Podobnie dzieje się w innych sferach gospodarczych, w których swojej wpływy mają trzej giganci.

W ten sposób, kontynuują trzej uczeni, Wielka Trójka może tworzyć „strukturalną władzę” nad znaczną częścią korporacyjnej Ameryki. Niezależnie od tego, czy chcieli, czy nie, szefowie tych firm zgromadzili niezwykłą władzę i nadal ją powiększają. Fundusze indeksowe to biznes na dużą skalę, co oznacza, że ​​w tej sytuacji konkurentom będzie bardzo trudno zdobyć udziały w rynku. W obliczu daleko posuniętej koncentracji własności, a tym samym władzy, możemy oczekiwać, że w nadchodzących latach wzrosną wymagania dotyczące wzmożonej kontroli regulacyjnej nowej, „de facto stałej rady zarządzającej” korporacyjną Ameryką.

Prof. Thomas Sowell w pracy „Bieda, bogactwo i polityka w ujęciu globalnym” zwraca uwagę, że rotacja na pozycji 1 procenta ludzi („niesławny 1 procent”) mających najwyższe dochody jest bardzo duża, a w dodatku w ciągu dekady (1996–2005) osoby te musiały się pogodzić ze spadkiem dochodów o 26 proc.

Przypomnijmy jeszcze (tu ponownie odwołuję się do artykułu zamieszczonego na stronie Forsal), że BlackRock (Czarna Skała) powstał w 1988 r., drugi pod względem wartości aktywów Vanguard – w 1975 r., a plasujący się na trzeciej pozycji State Street został założony co prawda w 1792 r., ale jako zwykły bank komercyjny – jako firma inwestycyjna działa od 1975 r. Do połowy lat 70. XX w., pisze Stodolak, inwestycje instytucjonalne były niewielkie: np. w 1950 r. obejmowały tylko 7 proc. kapitału giełdowego w USA (jeszcze mniej w Europie). Dzisiaj dzierżą władzę nad 70 proc. amerykańskiej giełdy. Ale nie tylko amerykańskiej; jak wynika z ostatnich doniesień prasowych władza najsilniejszego członka Wielkiej Trójki, BlackRock, sięga również innych krajów, w tym europejskich.

Czy rozbijemy się o Czarną Skałę?

„BlackRock – firma, która jest właścicielem świata?”. Artykuł pod tak niepokojącym tytułem pojawił się na stronie Investigate Europe (IE) dwa lata temu. „Jest duża szansa, że nigdy nie słyszałeś o BlackRock. W ciągu mniej niż 30 lat ta amerykańska firma finansowa rozrosła się od zera do pozycji największego i najbardziej zaufanego zarządzającego pieniędzmi innych ludzi na świecie. Aktywa pozostawione pod ich opieką są warte oszałamiające 6,3 biliona dolarów – liczba z 12 zerami. Ile i gdzie inwestuje BlackRock w Europie? W jaki sposób ta ogromna siła finansowa wywiera wpływ i jakie konsekwencje ma dla europejskich przedsiębiorstw i ich pracowników?”.

Wspólnie z holenderską platformą badawczą „Follow the money”, zespół Investigate Europe chciał zadać kilka pytań szefostwu BlackRock dotyczących ich działalności w skali globalnej. Jednak BlackRock nie zgodził się na udzielenie wywiadów. Odmówił również odpowiedzi na pytania IE przesłane na piśmie.

Jednak ekonomiści, politycy, bankierzy, inwestorzy, badacze, menedżerowie i byli pracownicy BlackRock pomogli opisać firmę, która tak bardzo obawia się konfrontacji z dociekliwymi dziennikarzami. „Relacje tych osób ukazują globalnego giganta finansowego, który ma klientów w 100 krajach, i który: osłabia konkurencję poprzez posiadanie udziałów w rywalizujących ze sobą przedsiębiorstwach; zaciera granice między kapitałem prywatnym a sprawami rządowymi dzięki ścisłej współpracy z państwowymi organami regulacyjnymi; opowiada się za prywatyzacją programów emerytalnych w celu skierowania kapitału oszczędnościowego do swoich funduszy”.

Na ekonomicznej mapie świata BlackRock, Vanguard i State Street to imperia. Zarządzane przez nich aktywa o łącznej wartości 12 bln dolarów to więcej niż PKB Chin, a 24 razy więcej niż PKB Polski, podkreśla Stodolak.

Jako doradca banków centralnych i największy udziałowiec w najbardziej dochodowych gałęziach przemysłu bardzo wielu państw na świecie, BlackRock zaczął „szeptać do uszu” przywódców państw europejskich. Główne przesłanie tych „szeptów” brzmi: należy przeciwdziałać wszelkim regulacjom finansowym i zachęcać wszystkich obywateli do emerytury kapitałowej – możemy dowiedzieć się z tekstu „Blackrock: finansowy lewiatan, który negatywnie wpływa na decyzje Europy”, zamieszczonego rok temu na stronie Investigate Europe.

Na czele BlackRock stoi Laurence Douglas Fink, amerykański miliarder. Syn kierownika sklepu obuwniczego, założył firmę z kilkunastoma kolegami 30 lat temu, ucząc się swojego rzemiosła w banku inwestycyjnym w Nowym Jorku. W wieku 65 lat jest multimiliarderem. Jego fundusz zarządza aktywami o wartości 6 miliardów 280 milionami dolarów, z czego jedną trzecią w Europie. Firma uważana jest za audytora banków zaangażowanych przez organy regulacyjne oraz doradcę państw w zakresie prywatyzacji. Jesienią 2017 r. rząd francuski zaprosił ją do udziału w „comité Action publique 2022” (CAP 2022), swego rodzaju drugiej Komisji Attaliego, mającej nakreślić zarysy przyszłej reformy gospodarczej państwa francuskiego.

W Europie BlackRock to nazwa, która niewiele mówi osobom spoza sfery finansów. Świat zarządzających aktywami i ich niejasnych funduszy indeksowych wydaje się być domeną osób mających dostęp do informacji poufnych. Moc BlackRock jest imponująca. Zbyt dociekliwe pytania na jej temat grożą konsekwencjami – „odrzuceniem, czasami cywilnym, a czasem nie”, pisze dość zagadkowo IE.

Być jak Larry Fink

Gdy tylko BlackRock pojawi się jako jeden z Twoich udziałowców, Twoja firma natychmiast wyróżni się z tłumu i zyska ogromną reputację – mówi dziennikarz Grégoire Favet z programu telewizyjnego BFM Business. – Kiedy jesteś Larrym Finkiem, możesz rozmawiać na równi z dyrektorem MFW lub głową państwa. Pan Fink był już dwukrotnie przyjmowany w Élysée od czasu wyboru Emmanuela Macrona.

W tekście „Blackrock – firma, która jest właścicielem świata?” zamieszczonym na stronie IE czytamy, że BlackRock zyskał obecną pozycję w następstwie kryzysu finansowego z 2008 r. „Wraz z upadkiem Lehman Brothers, Wall Street znalazło się w poważnym kryzysie: nikt nie wiedział, co zawierają tysiące portfeli finansowych, co kryje się za derywatami, co jest toksyczne, a co nie, co jest niebezpieczne, a co nie. Firma BlackRock szybko zrozumiała, jakie korzyści może przynieść jej ta sytuacja i opracowała własne narzędzie do zarządzania ryzykiem inwestycyjnym o nazwie Aladdin”. Narzędzie to „Jest w stanie przeanalizować ryzyko związane z inwestowaniem w dowolne akcje, aby następnie móc podpowiedzieć, gdzie sprzedać obligacje, aby uzyskać najlepszą cenę, śledzi wszystkie transakcje, aby zebrać potrzebne dane i mieć pod ręką informacje istotne dla inwestorów”, wyjaśnia „Financial Times”.

S&P 500, indeksu, w który inwestuje większość ludzi. Ich prezesi prawdopodobnie doskonale zdają sobie sprawę, że Wielka Trójka jest dominującym akcjonariuszem ich firm i uwzględniają to przy podejmowaniu decyzji.

Korzystając z paniki, BlackRock oddał Aladdina do dyspozycji innych finansistów, oczywiście nie za darmo. Fundusz oferował też swoje usługi zarządom instytucji finansowych, które szukały pomocy przy dokonywaniu ocen kondycji dużych banków uznawanych za ważne dla systemu finansowego państwa: na przykład bank inwestycyjny Bear Stearns, gigant ubezpieczeniowy American International Group i konglomerat finansowy Citigroup.

Jednak już w 2009 r. wybrani przedstawiciele społeczeństwa amerykańskiego zaczęli stawiać publicznie niewygodne pytania. „Jak to jest”, zapytał republikański senator Charles Grassley, „że tylko jedna firma jest uprawniona do zarządzania aktywami odzyskanymi przez rząd?”. Audytowanie w imieniu sektora publicznego z jednej strony, inwestowanie w sektorze prywatnym – z drugiej. Czynności, które nigdy nie powinny się łączyć w rękach jednej firmy, są teraz „sprytnie reprodukowane w Europie przez BlackRock”, dowiadujemy się z omawianego tekstu „BlackRock – firma, która jest właścicielem świata?”.

Czy zyska na „pandemii”?

Jak już wiemy, BlackRock bardzo zyskał na kryzysie finansowym sprzed lat. Czy obecnie, nakręcana przez wszystkie mainstreamowe media koronowirusowa psychoza też stanie się ożywczym wiatrem w żagle tego ekonomicznego molocha?

Firma ostatnimi laty bardzo zaangażowała się w popieranie wszystkiego co obecnie najmodniejsze i czerpanie z tego zysków. Jak informuje angielska Wikipedia, w 2017 r. BlackRock rozszerzył swoją obecność w dziedzinie zrównoważonych inwestycji oraz ładu środowiskowego, społecznego i korporacyjnego (ESG) o nowych pracowników i produkty zarówno w USA, jak i w Europie, mając na celu przewodzenie w rozwoju sektora finansowego w tym zakresie. BlackRock zaczął wykorzystywać swoje rosnące znaczenie, aby zwracać uwagę na kwestie ochrony środowiska i różnorodności płci za pomocą oficjalnych listów do dyrektorów generalnych oraz głosów akcjonariuszy i inwestorów aktywistów, a nawet za pomocą całych sieci inwestorów, takich jak Carbon Disclosure Project, który w 2017 r. poparł udaną uchwałę akcjonariuszy ExxonMobil o działanie w sprawie zmian klimatu. W 2018 r. BlackRock poprosił firmy Russell 1000 o zwiększenie różnorodności płci w zarządzie, jeśli mają w nich mniej niż 2 kobiety.

BlackRock zaczął „szeptać do uszu” przywódców państw europejskich. Główne przesłanie tych „szeptów” brzmi: należy przeciwdziałać wszelkim regulacjom finansowym i zachęcać wszystkich obywateli do emerytury kapitałowej – możemy dowiedzieć się z tekstu „Blackrock: finansowy lewiatan, który negatywnie wpływa na decyzje Europy”, zamieszczonego rok temu na stronie Investigate Europe.

W wymienionym źródle czytamy również, że pomimo wysiłków BlackRock, by odgrywać rolę inwestora ekologicznego i sprzyjającego zrównoważonemu rozwojowi, jeden z raportów pokazuje, że firma jest największym na świecie inwestorem w elektrownie węglowe, posiadającym udziały o wartości 11 miliardów dolarów wśród 56 deweloperów węglowych. Inny raport pokazuje, że posiada więcej zasobów ropy naftowej, gazu i węgla energetycznego niż jakikolwiek inny inwestor, a jej łączne rezerwy emisji CO2 wynoszą 9,5 gigaton – czyli 30 procent całkowitej emisji związanej z energią od 2017 r.

Nie przeszkadza to BlackRock w chwaleniu się tym, że inwestuje w rozwój „zielonych technologii” i przestrzeganiu innych podmiotów gospodarczych przed skutkami „zmian klimatycznych spowodowanych działalnością człowieka”. Styczniowe oświadczenie dyrektora generalnego BlackRock Larry’ego Finka, w którym określił zmiany klimatyczne jako „strukturalny, długoterminowy kryzys” wymagający, aby „[firmy], inwestorów i rządy przygotowały się na znaczną realokację kapitału”, nie zostało odwołane, ale po prostu wstrzymane, aby pozwolić firmom jak najlepiej reagować na wszelkie pilne potrzeby związane z COVID-19 i wynikającym z niego gwałtownym spadkiem gospodarczym, informuje strona Foley.

Teraz firma zaangażowała się w pomoc wszystkim podmiotom, które ucierpiały z powodu „pandemii”. Oczywiście pomoc niebezinteresowną. „BlackRock celuje w reakcję [światowej gospodarki] na COVID-19 za pomocą funduszu wpływu. Firma uruchomiła aktywnie zarządzany, notowany na giełdzie fundusz wpływu na akcje, którego celem jest pozytywny wkład w reakcję na kryzys związany z koronawirusem” – donosi Environmental-Finance.

Na czele BlackRock stoi Laurence Douglas Fink, amerykański miliarder. Syn kierownika sklepu obuwniczego, założył firmę z kilkunastoma kolegami 30 lat temu, ucząc się swojego rzemiosła w banku inwestycyjnym w Nowym Jorku. W wieku 65 lat jest multimiliarderem.

Business Insider powołując się na Bloomberga donosił, że Larry Fink ostrzegł, iż pandemia koronawirusa może mieć trwałe skutki gospodarcze. W trakcie prywatnej rozmowy z klientami firmy doradczej Fink przewidywał falę bankructw i presji na podniesienie podatków. Szef BlackRock ostrzegł również, że kryzys gospodarczy może podsycać nacjonalizm i napięcia geopolityczne.

Z drugiej strony „firmy z branży energetycznej, lotniczej i hotelarskiej dotknięte pandemią koronawirusa mogą zaoferować duże zyski inwestorom o wysokich dochodach, według BlackRock”, donosi Bloomberg. Mało tego, pomimo stóp procentowych oscylujących wokół zera i programów zakupu aktywów przez banki centralne, kredyt pozostaje dobrą opcją dla inwestorów, chcących mimo COVID-19 osiągnąć swoje cele dochodowe. – Myślę, że to całkiem sprzyjające warunki dla kredytów. Nawet przy niskich dochodach nadal istnieje nadwyżka zwrotu, którą można uzyskać z kredytów firm o wysokiej jakości, które odnotowują dodatnie zyski – powiedział jeden z ważnych znawców światowych finansów.

W każdej z tych dziedzin życia gospodarczego zaangażowana jest firma BlackRock. I jak tu nie wierzyć w powiedzenie, że „bogatemu diabeł dzieci kołysze?”