W komedii muzycznej „Yesterday” z 2019 r. Danny’ego Boyle’a na całym globie doszło do tajemniczego zaciemnienia, które pogrążyło planetę na 12 sekund w całkowitej ciemności. Kiedy włączyły się światła, wszystko było jak dawniej. Pozornie, bowiem okazało się, że z chwilowego blackoutu wyłonił się świat, w którym John Lennon, Paul McCartney, George Harrison i Ringo Starr nigdy nie utworzyli „Fab Four”! Stąd Beatles, nazwa zespołu, wrzucana do przeglądarki uporczywie zmieniana była przez nią na beetles (chrząszcze) i na ekranie zamiast czterech chłopców z Liverpoolu pojawiały się insekty.
Coca najlepsza z colą
W owej zadziwiającej rzeczywistości nie było też Coca-Coli. Rzecz jeszcze bardziej zdumiewająca, biorąc pod uwagę, że firma istnieje od końca XIX w., a swoją olbrzymią międzynarodową popularność zyskała w latach II wojny światowej, podążając za amerykańską armią tam, gdzie zabierała ją wojna, zgodnie z zapewnieniem złożonym przez ówczesnego szefa firmy Ernesta Woodruffa mówiącym, że żołnierz amerykański przebywający na froncie zawsze będzie miał pod ręką butelkę zimnej coli. Niektórzy Amerykanie są przekonani, że to dzięki reklamie tego napoju Bitlesi zaistnieli na rynku muzycznym USA. Bez jej wsparcia byliby tam tylko jednym z wielu europejskich zespołów. Może to prawda, a może to tylko złośliwość fanów Elvisa Presleya, którzy również uważają, że ich bożyszcze nadal żyje!
W prawdziwym, a nie yesterdayowym świecie Coca-Cola jest jedną z największych i najbardziej rozpoznawalnych marek na Ziemi, obok Apple’a i Google’a. Produkty Coca-Coli są dostępne w ponad 200 krajach, a każdego dnia zużywa się ich ponad 1,8 miliarda. Czy świat bez niej byłby lepszy?
Interbrand, autorytet w dziedzinie nazw marek i ich wartości, wymienia nazwę Coca-Cola jako trzecią najcenniejszą markę na świecie (po Apple’u i Google’u). Jej łączne aktywa wynoszą około 90 miliardów dolarów (znacznie więcej niż łącznie Pepsi i Nike).
Twórca firmy, John Pemberton, ciężko ranny w bitwie pod Columbus w 1865 r., otrzymywał od lekarzy dużo morfiny, która miała złagodzić ból w ostatnich, jak sądzono, dniach jego życia. Jednak Pembertonowi nieoczekiwanie zaczęło się polepszać, tak że wkrótce wrócił do zdrowia. Ból przeszedł, ale nałóg pozostał. John, podobnie jak wielu weteranów wojny secesyjnej, stał się zależny od środka przeciwbólowego. Uważa się, że morfinizm stał za pomysłem poświęcenia się karierze aptekarza. Zaraz po wojnie Pemberton założył aptekę w Atlancie, aby zapewnić sobie stałe zapasy narkotyku. Po około dziesięciu latach, kiedy codzienny nawyk zażywania opiatów doprowadził do pogorszenia stanu zdrowia, Pemberton zaczął szukać nowego lekarstwa.
Wtedy natknął się na „Coca-wine” – wino kokainowe, stanowiące mieszankę wina i kokainy, bardzo modne we Francji w okresie II Cesarstwa i III Republiki. Pemberton postanowił pójść w tym kierunku, ale bez wina, chociaż z alkoholem, no i oczywiście z kokainą. Jego pierwszy produkt – French Wine Coca-Nerve Tonic to mocny zastrzyk alkoholu zmieszany z kokainą i sprzedawany jako lek na długą listę dolegliwości, w tym uzależnienie od opiatów (najwyraźniej nie była Pembertonowi obca filozofia leczenia klina klinem), rozstrój żołądka, neurastenię, przewlekłe bóle głowy i zaburzenia erekcji. Produkt miał konsystencję gęstego syropu i dostarczany był do aptek, gdzie mógł być mieszany z wodą sodową i wydawany przez wyszkolonych specjalistów. Reklama Coca-Coli z 1886 r. zachęcała do kupna produktu ogłaszając bez skrępowania, że zawiera on rośliny koki, z której produkowana jest kokaina.
W 1886 r. część stanu Georgia, w którym twórca firmy prowadził interesy, została poddana prawu prohibicyjnemu, co zatrzymało produkcję i sprzedaż alkoholu, a co za tym idzie koronnego produktu Pembertona. Alkohol był na cenzurowanym, ale kokaina nie. Dlatego biznesmen przekształcił swój produkt w napój bezalkoholowy i dalej go sprzedawał, chociaż przepis z 1888 r. zawierał tylko około dziewięciu miligramów kokainy, co stanowi około jednej dziesiątej zwykłej dawki rekreacyjnej.
Od 1903 r. żaden produkt Coca-Coli nie zawiera narkotyku. Niemniej jeden z jej partnerów – Stepan Company z New Jersey jako jedyny podmiot gospodarczy posiada licencję federalną na import i przetwarzanie liści koki, z których produkowana jest kokaina. W wyniku tego procesu powstaje surowa kokaina wysyłana do Mallinckrodt, jedynej w Ameryce firmy farmaceutycznej mającej licencję na dalsze przetwarzanie surowca. Zużyte liście są wykorzystywane do produkcji środka aromatyzującego, który jest nadal stosowany w ściśle tajnej recepturze Coca-Coli.
Pieniądze nie śmierdzą, również różowe
Dziennikarka Małgorzata Wyszyńska podaje, że według badań środowisko homoseksualistów amerykańskich, liczące około 17 mln osób, wydaje rocznie 464 miliardów dolarów, co znacznie przewyższa kwoty wydatkowane przez takie mniejszości etniczne jak Latynosi czy Azjaci. Według Towarzystwa Ekonomicznego Gejów i Lesbijek wartość rynku LGB w Polsce to 12,1 mld zł rocznie, a 70% osób z tej grupy zarabia powyżej średniej krajowej. Badania firmy GLB Celcius przedstawione w tygodniku „Wprost” w 2004 r. wykazały, że przeciętna osoba cierpiąca na zaburzenia popędu płciowego w Polsce wydaje na towary i usługi dwa razy więcej niż pozostali obywatele oraz że 70% polskich „chomików” i ich odpowiedników żeńskich zarabia powyżej średniej krajowej. Kłóci się to z ciągłym utyskiwaniem aktywistów różowego środowiska, mówiących o dyskryminacji „homosióstr” i „homobraci”.
Przytoczone dane dotyczące dochodów pederastów, kwot znacznie wyższych od średniej krajowej, w dużym stopniu wyjaśniają, dlaczego tak wiele znanych firm raptem stanęło w pierwszym szeregu walki o „prawa dla homoseksualistów”. Firma Coca-Cola jest jedną z nich. Na początku marca 2017 r. „New York Post” zamieścił informację o rozpoczęciu przez tę kompanię spożywczej akcji reklamowej „przyjaznej” wykroczeńcom płci obojga lub którejś z zadeklarowanych (a jest ich bodaj kilkadziesiąt). W reklamie „Pool boy” widać młodą kobietę spoglądającą zalotnie przez okno na chłopaka czyszczącego basen kąpielowy na posesji jej domu. Postać ubrana jest w odsłaniającą tors koszulę. Ten – jak to się mówiło w moich młodzieńczych czasach – szpan na klatę zauroczył nie tylko pannę, bowiem brat dziewczyny podziwia tego samego chłopca z okna sypialni na piętrze. W tym samym momencie zarówno brat, jak i siostra wpadają na pomysł, by wybiec na zewnątrz i zaoferować spoconemu mężczyźnie colę.
– To ludzka historia, a Coca-Cola jest w centrum – twierdzi Rodolfo Echeverria, globalny wiceprezes ds. kreatywności i kontaktów Coca-Coli. „PinkNews”, różowe pismo z Wielkiej Brytanii, nazywa nową reklamę firmy „absolutnie genialną”.
Jednak nie wszystkich zachwyca propagowanie zachowań zaburzających normy obyczajności. „Coca-Cola przedstawiała w węgierskiej reklamie całujące się pary homoseksualistów. Ludzie są wściekli” – informuje tytuł artykułu zamieszczonego w CNN Bussines w sierpniu zeszłego roku. Coca-Cola wyświetla na Węgrzech reklamy przedstawiające pary osób tej samej płci, które się do siebie mizdrzą i trzymają butelki coli. Teraz firma staje w obliczu reakcji ze strony węgierskich polityków i społeczeństwa węgierskiego, niechętnych natarczywemu i ostentacyjnemu obnoszeniu się ze swymi „preferencjami” w tak intymnej sferze. Ale Coca-Cola nie ma planów wycofania się z przypochlebiania środowisku, z którego może wyciągnąć spore sumy i to w dodatku pod pozorem krzewienia postaw otwartych i postępowych.
Jednak politycy węgierscy, którzy nie udają (tak jak robi to „dobra zmiana” w Polsce), że walczą z, excusez le mot, k…stwem, tylko rzeczywiście to robią, wzywają obywateli do bojkotu produktów typu Coca-Cola lub domagają się wydania zakazu serii reklam „Love is Love”. Węgrzy doskonale wiedzą, że w natrętnym propagowaniu sposobu wyrażania uczuć przez „cieplaków” i „brutali” bynajmniej nie chodzi o tolerancję, różnorodność, równość.
István Boldog, poseł i lider partii Fidesz, wezwał do bojkotu produktów Coca-Coli, dopóki niestosowne reklamy nie znikną z przestrzeni publicznej. „Do tej pory duże firmy na Węgrzech nie reklamowały się z treściami i wiadomościami o charakterze homoseksualnym. Nie miejmy złudzeń, to jest test” – stwierdza tekst petycji do społeczeństwa węgierskiego. „Jeśli społeczeństwo węgierskie zaakceptuje to, co dzieje się w związku z reklamą Coca-Coli, za niedługi czas stanie się świadkiem kolejnych kroków propagujących środowisko homoseksualistów. Plakaty, reklamy, filmy, produkty tęczowe itp. A gdy zaczniemy zsuwać się w dół zbocza, zatrzymać się będzie coraz trudniej”.
Coca-Coli nie sumitują postawy większości ludzi oraz żywotne interesy mieszkańców Ziemi. Idzie tam, gdzie jest zysk, nawet gdy przychodzi w celu jego osiągnięcia migdalić się do „perwersów”, wzmacniać zafiksowanie na punkcie kopulacji oraz propagować osobliwe sposoby zaspokajania popędów płciowych. Mimo twardych danych mówiących, że aktywni homoseksualiści to grupa podwyższonego ryzyka dla schorzeń przenoszonych głównie drogą płciową, takich jak HIV czy syfilis.
Jednak dorabianie się na nałogach, wojnie, zboczeniach, wspomaganiu tych, którzy niszczą zasady przyzwoitości oraz receptura, to nie jedyne sekrety Coca-Coli.
Zarobić na plastiku
Co mają wspólnego marki napojów bezalkoholowych Sprite, Fanta i Dasani? „Wszystkie są własnością Coca-Cola Co., potentata napojów bezalkoholowych, który produkuje 500 różnych marek, co daje prawie 4000 różnych napojów” – przypomina strona Nercola, informując jednocześnie, że znana na całym świecie firma, oprócz kolosalnych zysków dla siebie, wytwarza też olbrzymią część plastikowych śmieci zalegających na całej kuli ziemskiej – wszak jest to firma globalna.
W 1975 r. Coca-Cola zaczęła wyświetlać reklamy telewizyjne wychwalające zalety jednorazowej plastikowej butelki coli, która była „tak lekka” w porównaniu ze szklaną i „przyjemniejsza” dla konsumenta. Wkrótce plastikowe butelki stały się normą, wypierając od lat 80. XX w. szklane odpowiedniki.
Plastikowe butelki sprawiły, że Coca-Cola miała więcej pieniędzy. Szklane pojemniki zwrotne zmuszały przedsiębiorstwo do „internalizacji kosztów zanieczyszczenia”. Innymi słowy firma musiała ponosić koszty recyclingu zwrotnych butelek. Teraz można było przenieść problem utylizacji plastikowych śmieci na samorządy, które muszą szukać dodatkowych pieniędzy na oczyszczanie zarządzanego przez nie obszaru z plastikowych odpadów. Nie zawsze je zresztą znajdując. Szczególnie w ubogich krajach.
Tanzania jest przypadkiem państwa zanieczyszczonego tworzywami Coca-Coli. Odpady z tworzyw sztucznych zmieniły krajobraz tego kraju oraz wpłynęły na środowisko naturalne, od czasu gdy, podobnie jak w USA, Coca-Cola zastąpiła tam szklane butelki plastikowymi. W jednym z filmów dokumentalnych z Tanzanii znalazł się wywiad z brygadzistą w magazynie rozlewniczym Coca-Coli, który kieruje dystrybucją milionów plastikowych butelek z colą. Pracownik zapewniał dziennikarza przeprowadzającego z nim rozmowę, że butelki są tym, czego chcą konsumenci i nie stanowią problemu. – Wszystko jest w porządku – mówił.
W dokumencie przedstawiono też Tanzankę zbierającą butelki po zarzuconej plastikiem okolicy. Kobieta mówi dziennikarzom, że robi to codziennie, aby wyżywić swoją rodzinę i zarabia na tym około 2 euro. Istotna w tej informacji jest zarówno bieda afrykańskiej kobiety, która zmusza ją do całodziennej pracy za ok. 8 zł., jak też fakt, że tak niskie wynagrodzenie za ciężką pracę spowodowane jest tym, że „rynek tworzyw sztucznych upada”. Jak podaje Nercola, chodzi o to, że Chiny odmówiły przyjmowania większej (niż do tej pory) ilości odpadów z tworzyw sztucznych. Powoduje to, iż skupy na całym świecie coraz mniej chętnie przyjmują surowce wtórne z plastiku, płacą za nie coraz niższe ceny. Stąd też jest coraz mniej chętnych do ich zbierania. Nic dziwnego, że plastik zalega coraz grubszą warstwą na powierzchni Ziemi.
Cola cwana!
Arsen Darnay, były pracownik Agencji Ochrony Środowiska USA, który był pierwszym inżynierem na świecie badającym wpływ butelek Coca-Coli na środowisko, stwierdził, że świat wręcz „dławi się Colą”. Darney już w 1970 r., po przeprowadzeniu badań na ten temat finansowanych przez Midwest Research Institute – grupy wynajętej przez Coca-Colę wiosną 1970 r., aby przyjrzała się wpływowi na otoczenie produkowanych przez firmę odpadów – odkrył, że „szkło zwrotne zanieczyszcza znacznie mniej” niż plastik. Jednak Coca-Cola nie opublikowała tych danych; szefowie firmy „nie byli zainteresowani tym, aby opinia publiczna zobaczyła cały obraz zjawiska przechodzenia ze szkła na plastik”. Następnie Darnay powiedział: – Obserwowałem, jak od tego czasu Coca-Cola powoli wprowadza plastikowe butelki w miejsce szklanych.
Mało tego. Kiedy już można było dostrzec bez żadnych badań, gołym okiem, że plastik zaczyna opanowywać ulice metropolii, a co gorsza również przestrzeń poza nią, czyli środowisko naturalne, menadżerowie firmy uznali bezczelnie, że czas przejść do ataku, zanim ludzie zorientują się, kto jest głównym „plastikodawcą” i wynikną przez to dla koncernu wielkie kłopoty, tak finansowe, jak wizerunkowe. Postanowiono o wszystko oskarżyć… konsumentów!
W latach 70., kiedy zaczęła się zmiana na plastikowe butelki, Coca-Cola nawiązała współpracę z Keep America Beautiful, organizacją założoną jeszcze w latach 50. XX w., walczącą o ochronę środowiska oraz recykling odpadów, żeby postawić się po stronie walczących o ochronę świata natury i zaczęła subtelnie sugerować, że wszelkie odpady, zwłaszcza plastikowe, to w pewnym stopniu wina i problem konsumenta. Zaczęła sponsorować działalność KAB. Nie może przeto dziwić, że na ujawnionej niedawno starej reklamie telewizyjnej Keep America Beautiful Indianin błaga społeczeństwo, aby nie zanieczyszczało środowiska jego przodków. Nigdzie w tym przekazie nie ma wzmianki o producentach przemysłowych takich jak Coca-Cola, którzy w najwyższym stopniu przyczyniają się do zanieczyszczenia. To wszystko wina konsumentów! – sugerują kampanie ekologiczne, często sponsorowane przez producentów napojów butelkowanych w plastik.
Coca-Cola chce wyglądać sumiennie i ekologicznie. Dyrektor generalny James Quincey w swoim artykule z 2018 r. zatytułowanym „Dlaczego świat bez odpadów jest możliwy” pisał: „Konsumenci na całym świecie dbają o naszą planetę. Chcą i oczekują, że firmy takie jak nasza będą liderami i pomogą stworzyć świat bez śmieci (…) Dzięki naszej wizji »Świat bez odpadów« inwestujemy w naszą planetę i w nasze opakowania, aby problem z opakowaniami zniknął”.
Oficjalne stanowisko to jedno, ale od niego nie znikną tony plastikowych opakowań. Ważniejsza jest praktyka i rzeczywista działalność Coca-Cola Company. Reporterzy dociekliwie pilotujący rzekomą proekologiczną aktywność tej olbrzymiej kompanii spożywczej odkryli kilka zawstydzających dokumentów, które pokazują ją od zupełnie innej strony. Dokumenty, pochodzące od lobbystów Coca-Coli w Brukseli, zalecają „zaprzyjaźnionym” europarlamentarzystom i urzędnikom stanowcze zwalczanie przepisów dotyczących recyklingu, a także ograniczeń dotyczących reklamowania napojów dziecięcych i kofeinowych.
Jednak Michael Goltzman, wiceprezes Coca-Coli ds. wpływu społecznego i polityki globalnej, w obliczu przedstawionego dokumentu wypiera się wyznaczonych w nim celów i mówi, że nie są już „strategią” firmy. Przyciskany przez dziennikarzy, nie mógł podać nazwy nowej strategii ani wskazać żadnych zaktualizowanych materiałów dotyczących polityki ekologicznej koncernu. Poza tym wiceprezes przyznał, że Coca-Cola wciąż korzysta z tego samego lobbysty w Brukseli. Goltzman nie był także w stanie odpowiedzieć, dlaczego zobowiązanie zawarte w dokumencie Coca-Coli z 2008 r. mówiące o tym, że do 2025 r. w skład butelek wchodzić będzie 25% plastiku pochodzącego z recyklingu, nie zostało spełnione. Kontynuując podważanie wiarygodność giganta napojów bezalkoholowych, Helene Bourges z Greenpeace mówi, że pomimo twierdzenia firmy, że 12% ich produktu jest wykonane z plastiku pochodzącego z recyklingu, w rzeczywistości jest to tylko 7%. „Najwyraźniej Coca-Cola, która sprzedaje 120 miliardów plastikowych butelek rocznie, prawdą gospodaruje bardzo oszczędnie”.
Plastik to poważne zagrożenie
Zanieczyszczenia z tworzyw sztucznych są wszechobecne: infiltrują zasoby wodne i żywnościowe, i wywierają niekorzystny wpływ na środowisko, a rozwiązania tego problemu nie można pozostawić wyłącznie konsumentom.
Firmy takie jak Coca-Cola również muszą zmierzyć się z faktami i co najmniej spełnić własne obietnice. Rozpad plastiku może zająć nawet 1000 lat. Naukowcy szacują, że pojedynczy plastikowy kubek na kawę może rozpadać się do 500 lat, tyle ile trwało Cesarstwo Rzymskie. Raport Centrum Międzynarodowego Prawa Ochrony Środowiska we współpracy z sześcioma innymi organizacjami ekologicznymi stwierdził, że każdy z etapów rozkładu tworzyw sztucznych wchodzi w interakcję chemiczną z innymi odpadami chemicznymi, a wszystkie one wchodzą w interakcje ze środowiskiem oraz z organizmem człowieka na wiele często krzyżujących się ze sobą sposobów”.
W raporcie czytamy, że tworzywa sztuczne są w dużym stopniu odpowiedzialne za liczne postacie raka, toksyczność neurologiczną, reprodukcyjną i rozwojową, a także za cukrzycę i wadliwe działanie wielu organów. Mają też i znaczący wpływ na oczy i skórę. Chociaż wydaje się, że tworzywo sztuczne jest tanie i wygodne, Graham Forbes, lider globalnego projektu Greenpeace dotyczącego niebezpieczeństw wywodzących się od nadmiaru tworzyw sztucznych zauważa, że prawdziwy koszt znajduje swoje odzwierciedlenie w tym, że: „Tworzywa sztuczne niszczą lub zabijają zwierzęta na całym świecie, (…) dostają się do powietrza, wody i zapasów żywności oraz zagrażają zdrowiu ludzkiemu przez cały cykl życia”.
Czy więc nadal powtarzać będziemy za sloganem, wymyślonym przez Agnieszkę Osiecką na potrzeby kampanii reklamowej w naszym kraju: „Coca-Cola to jest to!”?