Dr William Schaffner, profesor medycyny w dziale chorób zakaźnych Uniwersytetu Vanderbilt, powiedział CNN, że grypa stanowi obecnie większe zagrożenie dla globalnego zdrowia publicznego niż koronawirus. Zanim sezon grypowy się skończy, grypa „spowoduje dosłownie tysiące hospitalizacji i niestety kilka tysięcy zgonów”. Mimo to inny uczony – Neil Ferguson, profesor biologii matematycznej z Imperial College London uważa, że koronawirus może być tak samo groźny jak słynna grypa „hiszpanka”, czyli pandemia grypy z 1918 r., powszechnie uważana za najbardziej śmiercionośną w historii. Uważa się, że zaraziła około 500 milionów ludzi na całym świecie, zabijając od 20 do 50 milionów.
Myj ręce przed jedzeniem i… zapomnij o Australii
„W porównaniu z tym koronawirus stanie się plamką na horyzoncie, ale obecnie mamy niewielki wybuch lęku koronowego, ponieważ jest nowy, tajemniczy”. W samych Stanach Zjednoczonych Departament Zdrowia szacuje do tej pory ponad 8 000 zgonów w tym sezonie grypowym. Dr Schaffner otrzymał wiele pytań na temat tego, czy ludzie powinni nosić maski, aby uniknąć infekcji. Uczony stwierdził, że noszenie maseczek jest bardzo powszechne ze względów kulturowych w Azji. Jednak np. Japończycy noszą je nie dlatego, aby uniknąć infekcji, ale by samemu nie zarażać, chociażby grypą, w zatłoczonych środkach komunikacji miejskiej. Departament Zdrowia nie zaleca masek ogółowi społeczeństwa, ponieważ „naukowe podstawy pokazujące, że chronią one przed infekcjami, są bardzo wątłe”. Schaffner mówi, że jedynie maski stosowane w respiratorze, jako mocniej przylegające do twarzy, mogą być stosowane w warunkach medycznych, ale noszenie ich w innych środowiskach niż szpitalne czy laboratoryjne jest bardzo niepraktyczne. – Prawidłowa higiena rąk jest najlepszą metodą, aby uchronić się przed wirusami i innymi patogenami z otoczenia – powiedział dr Yoko Furuya, profesor medycyny w dziale chorób zakaźnych na Uniwersytecie Columbia.
„Australia chce, abyś wiedział, że nie wszystko jest poczerniałe i zwęglone” – donosiła 21 stycznia stacja CNN, wielce zasłużona w tworzeniu przerażających wizji „płonącego kontynentu”, globalnego nieszczęścia oraz zbliżającego się Armagedonu, jak też hasła „Wszyscy jesteśmy Australijczykami”, którego podskórne przesłanie mówi: „dziś płonie Australia, jutro spłonie cały świat, jeśli tylko nie posłuchamy, co tam nowego mają do powiedzenia macherzy od przerażania ludzi ustami aktywistów typu nawiedzone i nakręcone przez starszych dziewczę ze Szwecji”.
Ponieważ australijskie lasy i krzewy przestały płonąć, a użyźnione w ten sposób olbrzymie obszary, podlane obfitymi opadami deszczu zazieleniły się, stając się ponownie miejscem schronienia dla kolejnych pokoleń zwierząt, należało pospiesznie porzucić ten wątek, cicho odwołując koniec świata, który miał mieć swój prolog w Australii. A ponieważ III wojna światowa nie chce się jakoś rozpocząć na Bliskim Wschodzie, należało pospiesznie rozejrzeć się za następnym straszydłem. W końcu najważniejsze jest, aby diabelski młyn stale się kręcił.
Czy jest to jednak jedyny powód, dla którego choroba dróg oddechowych spowodowana wirusem 2019-nCoV z chińskiej prowincji Hubei stała się obecnie głównym tematem mediów na całym świecie?
Ostrzeżenie sprzed trzech lat
David Cyranoski, który przez kilka lat pracował w Japonii, jest dziennikarzem i korespondentem strony internetowej Nature. W lutym 2017 r. zamieścił tekst, który wówczas przeszedł właściwie bez echa, ale dziś wydaje się szczególnie intrygujący. Tytuł artykułu brzmi: „Wewnątrz chińskiego laboratorium przygotowanego do badania najniebezpieczniejszych patogenów na świecie”. Cyranoski pisze w nim o laboratorium biologicznym w prowincji Hubei, będącym częścią planu budowy sieci obiektów BSL-4 w całych Chinach. Instytucja ta ma klauzulę najwyższego bezpieczeństwa i jest pod ścisłym nadzorem chińskich władz centralnych. „Laboratorium w Wuhanie jest już prawie gotowe do pracy z najbardziej niebezpiecznymi patogenami na świecie. Jego powstanie jest częścią planu stworzenia do 2025 r. w Chinach od pięciu do siedmiu laboratoriów, mających klauzulę bezpieczeństwa biologicznego poziomu 4 (BSL-4). Wzbudziło to wiele emocji, a także pewne obawy”.
Niektórzy naukowcy spoza Chin już w tym czasie mówili o niebezpieczeństwie uwolnienia się patogenów z laboratoriów Państwa Środka i rozprzestrzenienia się zarazków poza jego granice. „Ale chińscy mikrobiolodzy nie przejmowali się tymi ostrzeżeniami, świętując swoje wejście do elitarnej kadry uprawnionej do walki z największymi zagrożeniami biologicznymi na świecie”. Dał temu wyraz George Gao, dyrektor Głównego Laboratorium Mikrobiologii i Immunologii Patologicznej w Pekinie, mówiąc, że taka liczba ośrodków badawczych: – Zapewni większe możliwości chińskim badaczom, a nasz wkład w rozwój wiedzy o patogenach na poziomie BSL‑4 przyniesie korzyści światu.
Laboratorium w Wuhanie otrzymało w styczniu 2017 r. certyfikat zgodności z normami i kryteriami BSL-4 od Chińskiej Krajowej Służby Akredytacyjnej ds. Oceny Zgodności (CNAS). Certyfikat BSL-4 oznacza, że laboratorium spełnia najwyższe normy ochrony biologicznej: jego kryteria obejmują filtrowanie powietrza oraz uzdatnianie wody, jak też utylizację odpadów przed opuszczeniem przez nie laboratorium oraz zmianę ubrania i branie prysznica przez badaczy przed i po użyciu urządzeń laboratoryjnych. Mimo to tworzenie tego typu pracowni nad najbardziej niebezpiecznymi zarazkami budzi wątpliwości we wszystkich krajach, w tym posiadających o wiele większe niż Chińczycy doświadczenia laboratoryjne.
Ekspansja sieci BSL-4-lab w Stanach Zjednoczonych i Europie, do jakiej doszło w ciągu ostatnich 15 lat, spotkała się z silnym oporem, w tym z pytaniami o potrzebę budowy tak wielu obiektów, będących (według niektórych ocen) w gruncie rzeczy „tykającą bombą biologiczną”. Wielu pracowników z laboratorium Wuhan uczy się procedur bezpieczeństwa w laboratorium BSL-4 w Lyonie, co niektórzy naukowcy uważają za uspokajające. Jednak nie wszyscy.
Richard Ebright, biolog molekularny z Uniwersytetu Rutgersa w Piscataway w stanie New Jersey, wielokrotnie zwracał uwagę, że naukowcy znają wiele przypadków „ucieczki” wirusa SARS z przechowalni wysokiego poziomu bezpieczeństwa w Pekinie. Przypomnijmy, że wirus SARS powoduje ciężki i ostry zespół niewydolności oddechowej. Należy on do koronawirusów.
Bać się czy nie bać?
Dlaczego tyle słyszymy o koronawirusie, mimo że dotyka on tylko stosunkowo niewielką liczbę osób i to w dodatku w innym, odległym, kraju? Kto korzysta z szumu w środkach masowego przekazu wokół wirusa? – zastanawia się Phillip Schneider na stronie Waking Times. Mimo, że ogólna liczba ofiar nie jest wielka, (przypomnijmy o 8 tys. dotychczasowych zgonów z powodu grypy w trwającym obecnie sezonie grypowym w USA), jesteśmy każdego dnia atakowani informacjami na temat 2019-nCoV. Nikt nie może zapobiec wybuchowi chorób infekcyjnych – w ubiegłym roku odnotowano na świecie 43 miliony przypadków grypy i 61 200 zgonów z nią związanych. Liczby te pokazują, jak trudno jest kontrolować rozprzestrzenianie się wirusa.
Tymczasem dane liczbowe z ostatniego dnia stycznia przekazane przez Radio Zet mówią o śmierci 416 osób w całych Chinach, w tym 204 w prowincji Hubei. Z kolei wieści z niedzieli 2 lutego mówią o 304 ofiarach śmiertelnych w Państwie Środka, a liczba ta będzie „nadal rosła”. Gdyby sytuacja nie była poważna – wszak za każdym z tych zgonów kryje się ludzki dramat – można by ironicznie zauważyć, że oto odnotowaliśmy pierwszy w historii przypadek, kiedy liczba ofiar szalejącej zarazy wprawdzie gwałtownie „rośnie”, ale, na szczęście… w dół. Nikt też nie pisze o liczbie osób, które udało się wyleczyć i jak to się ma do ogólnej liczby zachorowań i zgonów, co sprawia na odbiorcy codziennych informacji wrażenie, że choroba jest śmiertelna niczym średniowieczna dżuma.
„Prawie każdy główny serwis informacyjny na bieżąco informuje o wirusie. NBC ostrzega przed rosnącą liczbą ofiar śmiertelnych, CNN straszy nas zapaścią na giełdzie z powodu obaw związanych z koronawirusem (DOW spadł o 0,6%, podczas gdy inne notowania, takie jak Bowing, wzrosły o 1,7%). Każdy nowy przypadek śmierci to poważna wiadomość na pierwszej stronie. CNBC wydało aktualizowaną na bieżąco mapę obszarów dotkniętych wirusem. Bazując na docierających zewsząd informacjach, można odnieść wrażenie, że Chiny są całkowicie opanowane przez wirus i jego wyniszczające skutki, jednak próżno szukać stwierdzenia, że prawdziwa liczba przypadków zarażenia, a tym bardziej śmierci, jest znikoma w porównaniu z populacją Chin wynoszącą 1,4 miliarda. Jest to największe niedopowiedzenie na świecie w tym stuleciu”.
Czy takie przedstawianie skutków działań patogenu z prowincji Hubei jest uzasadnione? A może za taką nadgorliwością mediów stoją czyjeś interesy? A zatem motywy byłyby inne niż altruistyczna potrzeba ostrzeżenia społeczeństw przed zagrożeniem, mogącym potencjalnie przynieść śmierć milionom ludzi na całym świecie.
Cui bono?
Skąd w ogóle wirus się pojawił? Niektórzy spekulują, że pochodzi od węży lub nietoperzy albo od innych zwierząt, których mięso sprzedawano na targu spożywczym na świeżym powietrzu w Wuhanie. Ale jeśli to prawda, nie ma to żadnego związku z faktem, że chiński rząd otworzył nowe laboratorium w tym samym mieście, mające za zadanie badanie „najniebezpieczniejszych patogenów na świecie”. Czy zatem chiński rząd przypadkowo lub celowo wypuścił wirusa, który przeniósł się na nietoperze, później na węże, na zwierzęta hodowlane i w końcu na ludzi? Dlaczego w laboratorium pracowano przede wszystkim nad tym właśnie wirusem i kto mógł skorzystać z jego uwolnienia? – drąży problem Phillip Schneider.
Obok sprawy impeachmentu Trumpa, która powoli zdaje się ucichać, wieści o wirusie z Wuhanu stały się kolejną informacją zalewającą nas ze wszystkich medialnych stron. Media zarabiają ogromne sumy pieniędzy na raportach mówiących o zagrożeniach, realnych lub nie, dla naszego zdrowia. Przedstawiciele mediów wiedzą, że ludzie chętnie będą nasłuchiwać informacji o tym, jak bardzo wirus się rozprzestrzenia i ile już pociągnął za sobą ofiar. „Strach, którego doświadczasz, gdy myślisz o możliwości masowej kwarantanny i śmierci, paraliżuje i zmusza do oglądania i słuchania zalewu tych wszystkich smutnych informacji. Korzystają na tym »grube koty« z CNN, NBC itp. Złe wieści są dobre dla biznesu i chociaż statystycznie rzecz biorąc powinieneś bardziej martwić się o swoje bezpieczeństwo za każdym razem, gdy wsiadasz do samochodu, nic tak bardzo nie zwiększa liczby »kliknięć« jak strach przed agonią z powodu nieznanego i związana z tym panika, posiane przez media”.
Schneider uważa, że na panicznym strachu przed śmiercią korzysta również rząd. Jaki jest logiczny wniosek dla populacji przerażonych i sparaliżowanych osób bez doświadczenia w walce z nowym i śmiertelnym wirusem? Oczywiście, należy dać władzy jeszcze więcej władzy. „Należy pozwolić rządowi, aby zaszczepił ciebie i twoją rodzinę, pozwól kompleksowi medyczno-przemysłowemu wziąć więcej twoich ciężko zarobionych pieniędzy i obserwuj w milczeniu ze strachem, że bronienie twoich praw [przez antyszczepionkowców] może prowadzić do zniszczenia rodzaju ludzkiego”.
Dlatego co kilka lat wstrząsa opinią światową kolejna histeria. Przykłady na to można mnożyć: Ebola, świńska grypa, ptasia grypa, zwykła grypa, odra, SARS, że ograniczymy się tylko do kilku ostatnich lat. Za każdym razem media zwiększają zasięg nowego wirusa, który często szkodzi bardzo niewielkiej liczbie ludzi. Placówki medyczne wzywają rządy do większej kontroli, te z kolei apelują o większą kontrolę do organizacji między- i ponadnarodowych. „Jako społeczeństwo marnujemy cenny czas na kwestię, która nigdy nie będzie miała znaczenia, a jedynym wynikiem netto jest znaczny wzrost strachu i stresu”.
Zapewne nie spotkamy osoby, na którą w jakikolwiek sposób wpłynął koronawirus. Statystycznie rzecz ujmując, nie ma żadnego sensu martwić się chińskim wirusem. Już bardziej można by się obawiać, że staniemy się ofiarami wypadku komunikacyjnego, porachunku gangów, że dotknie nas bieda, zachorujemy na cukrzycę, nowotwór, układ krążenia – bowiem rachunkowe prawdopodobieństwo pojawienia się tych wydarzeń w naszym życiu jest większe niż to, że dotknie nas 2019-nCoV. „Skupienie całej uwagi na tym nowym strachu jest nielogiczne, jeśli weźmiemy pod uwagę, że żyjemy w świecie codziennych zagrożeń i niebezpieczeństw”. Phillip Schneider nie jest rzecz jasna jedynym, który wątpi w szczerość intencji mainstreamowych publikatorów.
Wirus chiński czy globalistyczny?
Brandon Smith na stronie Alt-Market, pisze, iż „Ogół społeczeństwa, ogarniętego obawami przed niewidzialną siłą natury, która może ich zabić w dowolnym momencie, prawdopodobnie zapomni o znacznie większym zagrożeniu dla ich życia, wolności i przyszłości”. Bowiem prawdziwym niebezpieczeństwem jest nadchodzący wielki kryzys ekonomiczny, związany również z tym, że pod pozorem walki z koronawirusem zamknięte zostaną granice dla towarów sprowadzanych z Chin. Pociągnie to za sobą nie tylko konsekwencje gospodarcze, ale też polityczne, w postaci wzmożonej kontroli nad dobrami naturalnymi i produktami wytworzonymi przez człowieka. Oczywiście wszystko to, podobnie jak dzisiejsze ostrzeżenia przed koronawirusem, dla naszego dobra.
W obliczu nieszczęścia globaliści będą domagać się więcej współzależności i współdziałania. Będą twierdzić, że doszło do tragedii, ponieważ nie byliśmy „wystarczająco scentralizowani” i nie posiadaliśmy „jednego, globalnego ośrodka” koordynującego i zarządzającego wszystkimi działaniami podejmowanymi w walce z „globalnym” niebezpieczeństwem, jakie niesie za sobą wirus. Kolejną „zaletą” kryzysu wirusowego jest to, że establishment niewątpliwie obwini „zmiany klimatu” i „globalne ocieplenie” za impet, z jakim rozszerza się rzekoma epidemia. „Chociaż nie ma konkretnych dowodów mówiących o tym, że emisje dwutlenku węgla wytwarzanego przez działalność gospodarczą człowieka powodują zmiany klimatu lub epidemie wirusowe, globaliści, grając na ludzkich emocjach i narastających w wyniku działań propagandowych obawach, i tak połączą ze sobą te trzy zjawiska: CO2–ocieplenie–wirusy” – uważa Brandon Smith.
W ten sposób nie tylko będą mieli uzasadnienie dla załamania gospodarczego, którego sami są przyczyną, ale mogą również przedstawić pojawienie się wirusa, opracowanego przez ludzi w laboratorium, jako „akt natury” i wykorzystać jako uzasadnienie dla wprowadzenia kontroli emisji dwutlenku węgla. „I chociaż trudno jest orzec z całą pewnością – przyznaje Smith – niemniej wydaje się, że wirus z Wuhanu to »czarny łabędź«, na którego globaliści cały czas czekali, a może nawet sami go stworzyli i uwolnili z laboratorium”.
Dlatego – jak kontynuuje dziennikarz na stronie Al-Market – „Należy zachować czujność w odniesieniu do pandemii, ale jednocześnie nie można zapominać o katastrofie gospodarczej, która nieuchronnie nastąpi w miarę rozprzestrzeniania się koronawirusa”.
I jeszcze kilka uwag na koniec
Dziennikarze upatrujący drugie dno w nadaktywności mediów w sprawie choroby z chińskiej prowincji zwracają uwagę, że przecież ci, których przyczyną śmierci jest wirus2019-nCoV, tak naprawdę nie umierają z jego powodu, ale raczej z powodu komplikacji zdrowotnych wynikających z osłabionego układu odpornościowego. „Gdyby krajowe media naprawdę chciały, abyś był bezpieczny, nie nagłaśniałyby nieustannie liczby ofiar koronawirusa na dalekim świecie, tylko skupiłyby się na uświadamianiu ludziom, jak, za pomocą naturalnych metod, można wzmocnić układ odpornościowy”.
Podkreśla się też, że instytucje korzystające z szumu, jaki wytworzył się wokół koronawirusa: Centrum ds. Kontroli Chorób i Zapobiegania (CDC), firmy produkujące szczepionki oraz media są niekompetentne i niebezpieczne. „Można nawet posunąć się tak daleko, by nazwać je diabelskimi. Wszyscy wiemy o niesławnych i głośnych eksperymentach z kiłą, które rozpoczęły się w latach 30. XX w. oraz dyrektor CDC, dr Brandzie Fitzgerald, która została zmuszona do rezygnacji na początku 2018 r. po tym, jak przyłapano ją na kupowaniu akcji Merck, dużej firmy zajmującej się szczepionkami, której działalność nadzorowała CDC. W Stanach Zjednoczonych nie brakuje przykładów, zarówno dawnych jak współczesnych, korupcji na styku medycyny i biznesu. Już teraz przemysł farmaceutyczny »ściga się, by opracować szczepionkę« przeciw 2019-nCoV, co w połączeniu z monopolem rządowym równa się szalonym dochodom”.
Masowa histeria i zbiorowy strach zostaną wykorzystane do dalszego niszczenia indywidualnych swobód i podsycania lojalności wobec medycznego kompleksu przemysłowego. My jednak wiedząc, że informacje przekazywane przez media są często nielogiczne, niespójne, bazują na emocjach oraz dbając o swój układ odpornościowy, wzmacniając go naturalnymi środkami, możemy przeciwstawić się tej kolejnej próbie zarządzania naszymi emocjami przez medialnych hegemonów, jak też kontrolowania zachowań mas przez rządy i instytucje. Jednocześnie nie szkodząc swemu zdrowiu, tak fizycznemu jak psychicznemu – uważa dziennikarz strony Waking Times.